Rozdział 26

2 0 0
                                    

-Lećcie za nami, znam miejsce, gdzie możemy porozmawiać, a nie jest tak mokro- oznajmił Roman i szturchnął swoją smoczycę, żeby wyciągnęła przed siebie przednią łapę, tworząc rampę. Następnie wspiął się po niej na jej grzbiet i usiadł w siodle. Dosiadłam Krystka i dwa smoki wystartowały z ziemi. Przyjrzałam się uważniej naszym towarzyszom, bądź, co bądź nie codziennie spotyka się drugiego smoka! Co prawda podobno smoczycę są częstsze, bo nie mają takich tendencji do odstawiania przedstawień pod tytułem: jestem smokiem i was wszystkich zjem, albo przynajmniej będę terroryzował. Ale przecież nie jest to coś co dzieje się często! Smoczyca miała zielone oczy, podobnie jak jej jeździec i zakręcone rogi, które sprawiały, że wyglądała trochę jak owca. Zachichotałam w myślach, ale po chwili poczułam niespodziewany nacisk na mój umysł! Kojarzycie ten stan, gdy macie wrażenie, że głowa wam za chwilę wybuchnie? To czułam się podobnie. Krystek wsparł mnie swoim umysłem, co sprawiło, że na moment się poprawiło, ale później wróciło dużo mocniejsze.

- Co jest do cholewy?- powiedziałam sama do siebie. W tym momencie to coś przełamało mój opór w pełni, a ja z zaskoczenia, prawie spadłam do jeziora, nad którym właśnie lecieliśmy.

-Niezła próba pisklaki, ale jeszcze jesteście za słabi, by dać radę połączonym siłom dorosłego jeźdźca i smoka.- usłyszałam w myślach obcy mi głos. Odruchowo spróbowałam wyprzeć go z głowy, był obcy i nie zapraszałam go tam!

-Nie strasz ich, Szczerbata-tym razem głos w mojej głowie na pewno należał do Romana. Krystek się zdenerwował, że się tak z nami zabawili i dał mi sygnał bym mocniej się go przytrzymała, więc przycisnęłam uda mocniej do jego boków i wsunęłam stopy za paski uprzęży, zaś dłonie zacisnęłam na znajdującym się przede mną kolcu. Mój smok przyspieszył tempo uderzeń skrzydłami i wzleciał wyżej, po czym zanim smoczyca i jej jeździec zorientowali się co chcemy zrobić, Krystek ich dogonił i przewalił się przez jedno skrzydło, wykręcając nad zespołem błyskawiczną beczkę. Ledwo wypoziomował, zwolniłam uścisk, a mój smok wrócił do wcześniejszego leniwego tempa.

-Hej! Trochę szacunku do starszych!- rozległo się w moim umyśle, to smoczyca, nazwana przez swojego jeźdźca Szczerbatą się odezwała. Uśmiechnęłam się bo zachowała się jak starsza pani, a nie wyglądała na starą gadzinę. Jednak zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, Krystek zwrócił moją uwagę na brzeg. Zbliżaliśmy się i już widziałam skałę, która wyrastała na granicy wody z lądem. Smoczyca jako pierwsza wylądowała na skalnej powierzchni, a my dołączyliśmy do nich, gdy tylko zwinęła skrzydła, robiąc nam miejsce. Zeskoczyłam z grzbietu Krystka, faktycznie skała była sucha i niepokryta śniegiem, który rozpuścił się pod wpływem słońca. Mój smok zwinął się w kłębek, starając się nie dotykać zbytnio chłodnego kamienia, a ja skuliłam się w środku utworzonego przez niego precla. Roman, zaczął coś majstrować przy siodle, które nosiła Szczerbata, a które niezbyt przypominało uprząż Krystka. Siedzisko było umiejscowione za skrzydłami smoczycy i umocowane do kolców, jednego przed, a drugiego za siodłem, zaś pod brzuchem smoczycy biegł skórzany pas, z pętlami, które trzymały nogi jeźdźca. Roman obecnie je rozpinał, a gdy z tym skończył, to przerzucił jedną nogę nad grzbietem smoczycy i zeskoczył na ziemię. Stanął przed nami i zaczął coś mruczeć. Z ciekawości przestawiłam mój wzrok na magiczny i zobaczyłam, że przy użyciu swojej magii tworzy światło. Po chwili skończył i teraz nad jego ramieniem wisiała niewielka kula czystego światła, które ukazywało dość jasną ale wysmaganą wiatrem skórę, oczy w kolorze młodej trawy i rudobrązowe włosy, które sterczały mu we wszystkie strony. Postawił kołnierz skórzanej kurtki i oparł się o smoczycę, z którą łączyła go wyraźnie widoczna więź. Wietrzne pasmo prowadziło od piersi Romana do serca smoczycy. Drugi jeździec przyglądał mi się przez chwilę, jednak po chwili przerwał inspekcję i wywrócił oczami.

ZojaWhere stories live. Discover now