Rozdział 8

1 0 0
                                    

Tak jak się umówiliśmy, gdy tylko z nieba zniknęły ostatnie ślady zachodzącego słońca, razem z Tymkiem podeszliśmy pod ogrodzenie. Leżąc w szpitalu z nudów przeczytałam regulamin, więc doskonale wiedziałam, że wydalić nas ze szkoły mogą dopiero, gdybyśmy zabili kogoś z uczniów, do tego poziomu, najgorsze co mogli nam zrobić to szlaban. Z tego powodu, nie musieliśmy się tego wieczoru zbyt kryć, ale ja robiłam to z przyzwyczajenia, a Tymek mnie naśladował. Przekroczyliśmy płot, i włączyliśmy słuchawki, Kacper wcześniej nas nauczył, jak to robić, teraz, na prośbę Tymka by sprawdził połączenie, zaszczekał. Mojego kolegę obok, z jakiegoś powodu strasznie to rozśmieszyło i zaczął chichotać, ale za płotem i po zachodzie słońca musieliśmy już uważać, więc jak tylko sobie o tym przypomniał to starał się zdusić, co z kolei sprawiało, że dziwnie chrumkał. Kacper chyba to usłyszał, bo teraz też się śmiał i to na pełen regulator! Doszliśmy do skrzyżowania i Tymek, który w końcu się uspokoił, zaczął węszyć. Po chwili mnie szturchnął.

- Lepiej przejdźmy na dachy, mam problem z wyizolowaniem konkretnej woni i czuję, że zbliża się grupka dresiarzy. - powiedział

-dresiarzy? - zapytałam podchodząc do najbliższego domu i wzrokiem wyszukując najlepszą trasę do wspinaczki.

-tacy jak ci z nagrania, które ci pokazałem- w moim uchu odezwał się Kacper

-OK- odpowiedziałam podskakując, by dostać się na balustradę ganku, a później na daszek, zwieszający się nad nim. Następnie wdrapałam się do poziomu dachu korzystając z ozdobnej kraty z jakimś pnączem. Zerknęłam w dół, tylko po to by zobaczyć, że Tymek jest zaraz za mną. Już po chwili oboje siedzieliśmy na dachu. Dopiero wówczas poczułam woń, którą ostatnio wyczułam wtedy, gdy wyszłam po raz pierwszy samodzielnie za płot. Jako wilk, nawet zmiennokształtny Tymek miał dużo lepszy węch niż ja i wyczuł zagrożenie szybciej. Siedzieliśmy na szczycie dachu okrakiem, dopóki nie przeszli dalej, dopiero wtedy Tymek wstał i zaczął węszyć za kotem.

Parę minut później, szturchnął mnie i wskazał na lewo, -tam- powiedział, po czym ruszył biegiem za zapachem, nie pozostało mi nic innego jak tylko pobiec za nim.

Przemieszczając się po dachach dotarliśmy prawie do muru i portu, ale tam już musieliśmy zwolnić i zejść na ziemię, jako że w przeciwieństwie do reszty miasta, tutaj latarnie działały. By nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi, zeszliśmy po rynnie w jakimś ciemnym zaułku. Wymknęliśmy się na ulicę i Tymek zawęszył, po czym skierował nas w stronę wody, i dalej na pomost najbliżej muru. Stały tam niewielkie, rybackie łodzie. Gdy doszliśmy na koniec, tuż nad wodą, zauważyliśmy czarno-rudego kota. Widząc, że do niego idziemy, i najpewniej wyczuwając Wilka, spłoszył się, ale nie miał, dokąd uciekać. Z tego powodu udało mi się go złapać za grzbiet.

-hej! Spokojnie, chcemy tylko pogadać- stwierdziłam, starając się jak najwierniej przekazać to po kociemu. Tymek się na mnie dziwnie patrzył i nic niezwykłego, koci składa się głównie z mruknięć, warknięć, prychnięć, miauknięć i ruchów ciała. Jednak, mój przekaz był chyba zrozumiały, bo kot przestał się wyrywać, więc mogłam go już puścić.

-Co chcecie wiedzieć? - zapytał, wciąż zestresowany, ale już spokojniejszy.

- na początek, zejdźmy z widoku. Zaraz ktoś się zainteresuje. - powiedział mój przyjaciel. Kot widać zrozumiał, ponieważ wstał i poszedł w stronę zaułka za jednym domem. Nawet nie musiałam tłumaczyć! Oznaczało to, że rozmowa będzie dużo łatwiejsza niż myślałam. Tymek na mnie zerknął i poszliśmy za naszym informatorem. Kiedy weszliśmy w ciemność zaułku, zauważyłam kota siedzącego w kącie, podeszliśmy do niego i usiedliśmy na jakiś tekturach.

- miejmy to już za sobą, pytajcie- przekazał kot, a ja przetłumaczyłam to Tymkowi

- Naprawdę jesteś z Żelastwa, czy tylko mi się wydaje? - zapytał Tymek

ZojaWhere stories live. Discover now