Rozdział 7

2 0 0
                                    


Parę dni później, razem z Tymkiem, kompletnie wyczerpana, wychodziłam z lekcji magii. Nigdy do tej pory nie czarowałam aż tyle naraz i teraz wyraźnie burczało mi w brzuchu.

Sala do nauki magii wyglądała inaczej niż normalne klasy, nie miała stolików i krzeseł, tylko wyryty na kamiennej podłodze okrąg i zwinięte, pod zabezpieczonymi przez metal ścianami dywany, służące do siedzenia.

W mojej grupie było kilka osób na tyle mocno powiązanych z magią że potrzebowały szkolenia, a prowadzący zajęcia rudowłosy chłopak sprawdził obecność, więc przynajmniej znałam już imiona większości z nich.

Białowłosa dziewczynka, ta która kiedyś zapadła w trans i musieliśmy jej szukać, miała na imię Eliza, ale z niezrozumiałego dla mnie powodu reszta nazywała ją Elsa. Czarnowłosa to była Emilka, a jej brat miał na imię Emil. Ciemnoskóra dziewczynka z kręconymi, czarnymi włosami i czarnymi oczami nazywała się Angelika, natomiast jej najbliższa koleżanka z szaroblond czupryną miała na imię Marysia. Niewielka dziewczynka miała ciemne włosy i oczy, a na imię Kalina. Ostatnia dwójka to byli bliźniacy, chłopcy o brązowych włosach, jasnych twarzach i ciemnych oczach, jak do tej pory ciągle mi się mylili.

W tym momencie nagłe osłabienie wyrwało mnie z wspomnień i musiałam się podeprzeć o ścianę, bo mi się zrobiło ciemno przed oczami, Tymek się natychmiast zainteresował, jego księżycowo-zmiennokształtna magia nie wymagała tyle energii co moja i miał się lepiej.

-Wszystko gra? - spytał, podtrzymując mnie.

-Pomijając fakt, że muszę szybko odzyskać energię, to tak. - odpowiedziałam, kiedy przestało mi się już kręcić w głowie i mogłam znowu mówić, bez ryzyka wymiotów.

-Za chwile będzie obiad, chodź pójdziemy od razu do jadalni- powiedział i poprowadził mnie w górę, po schodach, na parter. Dzisiaj dostaliśmy kaszę z gulaszem, przez to, że byłam tak zmęczona nie zauważyłam, że moja porcja pachnie nieco inaczej niż pozostałych. Jednak, kiedy byłam w połowie zawroty głowy nie tylko nie zniknęły, ale jeszcze bardziej się nasiliły! Później było jeszcze gorzej, najpierw miałam wrażenie, że mnie coś pali od środka, a przecież jestem ognioodporna, a później straciłam przytomność.

***

Obudziłam się na szpitalnym łóżku, zapach leków i środków odkażających, upewnił mnie co do tego, gdzie jestem. Co ciekawe przy moim łóżku spał Krystek, jego szaro-czarny łeb leżał obok mnie, na kołdrze. Było to interesujące na tyle, że rano przekazał, iż zamierza sprawdzić sytuację w Górzysku i miał wrócić dopiero następnego dnia. A propos, ile spałam? Przez okno wpadało światło księżyca, więc musiała być noc. Skrzypnęły drzwi i zajrzała przez nie, młoda dziewczyna, w zielonym fartuchu- medyczka.

- O! Cześć, obudziłaś się już do końca? - zapytała, podchodząc do mojego łóżka.

-Tak, ale wciąż mam problem ze skupieniem wzroku i nie mogę przywołać magii, by mnie do końca uleczyła- odpowiedziałam czułam się... pusta, jakby coś mi zablokowało magię!

- To normalna reakcja u łaków i magicznych na księżycowy oścień, powinno Ci przejść do jutra. - powiedziała grzebiąc w kieszeni fartucha. Po chwili wyjęła termometr i zmierzyła mi temperaturę.

-Ok, temperatura ci trochę spadła, aczkolwiek dalej utrzymuje się koło 50 stopni, ciekawe. Normalny człowiek czy magiczny by już nie żył, ale z tobą wszystko w porządku - Powiedziała odczytując wynik i popatrzyła na mnie. Nie umiałam do końca odszyfrować jej spojrzenia, ale przywoływało na myśl zdziwienie, taki jaki pojawia się gdy po raz czwarty strzelisz w królikowi w serce, a on nadal biega.

ZojaWhere stories live. Discover now