rozdział 27 (10.03.2017)

1 0 0
                                    

Za podkreślone słowa wstawcie sobie jakie chcecie przekleństwa, ja klnę rzadko, ale was to nie musi dotyczyć. Zapraszam do lektury!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obudziło mnie szturchnięcie Krystka. Niechętnie otworzyłam oczy i zerknęłam za okno, tylko po to by przekonać się, że prawie zaspałam na śniadanie. Jednak bardziej zaciekawił mnie fakt, iż Karol jeszcze nas nie wołał. Wyskoczyłam z łóżka, wpadając na mojego smoka i wypadłam na korytarz, gdzie okazało się, że wszyscy jeszcze śpią!

-Co najmniej dziwne- pomyślałam do Krystka i spokojnie wróciłam do pokoju, by znaleźć szczotkę i rozczesać moje włosy.

-Raczej na pewno dziwne- odparował mój towarzysz i wlazł na łóżko, które zaczęło niebezpiecznie trzeszczeć, ale Krystek nic sobie z tego nie robił i umościł się na wygrzanym materacu, zadowolony jak rzadko. Parsknęłam i rozejrzałam się po moim pokoju, który w ciągu tych sześciu miesięcy zagraciłam w imponującym stopniu. Nawet nie wiedziałam, że mam już tyle rzeczy! Pomyślałam sobie przegrzebując się przez stertę ubrań pod skosem dachu. Szczotka znalazła się w końcu pomiędzy moimi pierwszymi spodniami (obecnie nadającymi się tylko na łaty) i pamiętną sukienką, którą dostałam od Marty przed świętami. Zadowolona z wyników poszukiwań ściągnęłam gumkę z włosów i zabrałam się za ogarnianie tego siana. Włosy mi pociemniały i teraz można je było spokojnie wziąć za czarne, a może była to sprawka tego, że dawno ich nie myłam. Kiedy skończyłam rozczesywać moją sierść na głowie, zabrałam się za wyczesywanie pozostałej części mojego futra, która znowu zaczęła mi wypadać i codziennie zostawiałam setki, krótkich włosków na korytarzach, salach i resztkach śniegu. Zanim skończyłam, wyszło na to, że Karol wrócił, ponieważ, jak codziennie rano stanął w wejściu do baraku i zawołał nas na dół. Tym razem odłożyłam szczotkę na biurko, by nie szukać jej znowu jutro, narzuciłam bluzę i dołączyłam do reszty. Jednak zanim wyszłam z pokoju, uszczelniłam warstwy magii w moich drzwiach. Pobiegłam na dół, zderzając się na piętrze z Tymkiem i Kacprem, co sprawiło, że większość z obecnych na schodach osób poturlała się na dół. Zachichotałam i zeskoczyłam z ostatnich paru stopni, po czym pomogłam chłopakom podnieść się z tej plątaniny ciał.

- Dobra dzieciaki, dzisiaj jest odwołana pierwsza lekcja, więc za dziesięć minut widzimy się na śniadaniu.- rzucił i sobie poszedł. Coś mi tu nie grało. Pobiegłam za nim, wołając tylko do chłopaków, że widzimy się na śniadaniu.

***

Perspektywa Karola

Dziś upływa rok od ich śmierci. Czemu do cholery nie wróciłem wtedy wcześniej? Wciąż widziałem twarze moich opiekunów. To właśnie dlatego miałem rano problem z wstaniem z mojego łóżka w podziemiach baraku moich podopiecznych i zawołaniem ich na śniadanie. Na całe szczęście mieli dziś odwołaną pierwsza lekcję, więc moje uchybienie nie powinno mieć dużych konsekwencji. Właśnie, za parę minut muszę ich zaprowadzić na śniadanie, a dopiero później mogę iść na cmentarz. Obecnie szedłem w stronę głównego budynku, chcąc poinformować kucharki o drobnej zmianie w planach. Spuściłem głowę, by nie patrzeć w jasno świecące słońce i prawie wiosenne niebo. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że w rocznicę śmierci ponad dziesięciu ludzi powinno być zimno, pochmurnie i depresyjnie, a tu klops. Z tego stuporu wyrwał mnie odgłos uderzających o ziemię i resztki śniegu drobnych stóp. Odwróciłem się błyskawicznie, ale i tak byłem zbyt wolny w porównaniu z goniącą mnie rysiołaczką.

-wszystko gra? Jesteś jakiś dziwny- zapytała, kiedy wyhamowała tuz przede mną. Patrzyła w górę, bo sięgała mi mniej więcej do pasa.

-skąd masz takie wrażenie?- zdecydowanie nie miałem dzisiaj ochoty na interakcje.

ZojaWhere stories live. Discover now