1. Nowy dom

21.6K 1K 597
                                    

Stuk. Stuk. Stuk. Pantofelki uderzają o marmurowe schodki, kiedy panna wchodzi na górę.
Bum. Bum. Bum. Serce bije niczym dzwon w pobliskiej katedrze. I na końcu wdech zbawienia.
Co ja tu robię? Dlaczego przyjechałam? Chcę zniszczyć sobie życie, jako służba? Takimi ludźmi się pomiata, gardzi i wykorzystuje. Kim ja będę na tym dworku? Sprzątaczką? Kucharką?

Ostatni głęboki wdech. Swoją drobną dłonią chwytam potężną kołatkę i stukam nią trzy razy.

Pamiętaj o swoich manierach, Aurorito. To porządna rodzina.

 Słowa mamy odbijają mi się echem w myślach, które rozpoczęły zażartą kłótnię. Czy przyznałam się, że kiedyś zamknęli mnie w szpitalu dla dzieci nienormalnych, bo mówiłam, że moje myśli aż krzyczą do mnie, co mam robić? Pewnie nie wspomniałam, ale nie bójcie się, myślę, że zdążyłam z tego wyrosnąć. Albo i nie? 

— Panna Gonzoles? — pyta nagle szarobrody mężczyzna, który stoi w drzwiach. Delikatnie dygam, posyłając mu promienny uśmiech. Wyciągam dłoń, by się przedstawić, lecz starszy pan tylko spogląda na nią, a potem gestem wskazuje, bym weszła z nim do środka. 

— Dzień dobry. Nazywam się Aurora Vino. Zabiegam o pracę w dworku państwa Marsheles — mówię, starając się zapanować nad językiem. W końcu chcę zrobić dobre wrażenie. Na wejściu powinnam ukazać się najlepiej, jak tylko potrafię, by dostać tę pracę. Gdyby teraz odesłaliby mnie z walizkami do Włoch, nie miałabym nawet jak zapłacić za bilet powrotny. To spore koszta, dlatego musiałabym szybko znaleźć byle jaką pracę. Przyjeżdżając tutaj sporo ryzykowałam, więc teraz zrobię wszystko, aby zostać. 

Tam, dokąd jedziesz, Aurorito, spotkasz ludzi, którzy mówią nieznanym ci językiem. Musisz się nauczyć, jak mówić, by ładnie brzmiało.

 Kolejne rady mamy przewijają się, niczym prezentacje multimedialne. Owszem, mamy XXI wiek, ale niektórzy ludzie nadal lubią bawić się w dworki i królestwa. Przede wszystkim ci, którzy mają znaczące w społeczeństwie nazwisko. Pani Marsheles jest prawnuczką Sary Bourbos Millores. Arystokratki, która wraz z mężem prowadziła gustowne i bogate życie, posiadając cztery restauracje w mieście i dziewięć w całej Hiszpanii. Rodzinny biznes, który przejęła Carda Marsheles Pedro po prababce, babce i matce. Kobieta rzuciła całą działalność zaraz po śmierci matki i zaczęła bawić się z mężem w państwa Dolores.
 Och, państwo Dolores. To pospolita legenda o pewnej parze.

Życie było dla nich jak historia, w której trzeba zostawić ślad. Państwo Dolores żyli w zamku. Własnym zamku! Budował się on siedem lat, nim zamieszkali w rezydencji. Posiadali swoje bryczki i konie. Mieli małą gromadkę dzieci i  po cichu sprawowali władzę nad miastem. Każdy, kto usłyszał ich nazwisko, wiedział, że to porządna rodzina i trzeba się odnosić do nich godnie, z klasą. Po śmierci małżeństwa Dolores ich dzieci załamały się, a wszyscy po kolei popełnili brutalne samobójstwo, uznając się   za potwory. Najmłodsza córka, Hebi, skoczyła z okna, spadając na twardy beton, umierając na miejscu. Syn, Juan, powiesił się w pokoju rodziców, a najstarszy z rodzeństwa — Philippe, skoczył z klifu, krzycząc, że robi to dla społeczeństwa, bo jest straszydłem. Zamek zburzono, a na jego miejsce wybudowano rezydencję pani Sary Bourbos Millores. Wtem społeczeństwo znów uznało ich za kolejny, godny ród i traktowali tak jak państwa Dolores.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Maska DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz