34. Jestem z tobą duszą i sercem, we dnie i w nocy

6K 464 170
                                    

Pobudka z rana staje się najgorszą rzeczą, jaką doświadczyłam przez całe swoje życie. Nie potrafię poruszyć kończynami, a głowę rozsadza mi potworny ból, który powoduje, że wymiotuję krwią i wodą, a na dodatek jestem zbyt osłabiona, aby zejść na dół na, prawdopodobnie, moje ostatnie śniadanie, dlatego szokuję mnie to, co widzę po piętnastu minutach, odkąd Lucyfer, Ezekiel i Candida wyszli z pokoju. Sprowadzili wszystkich domowników do sypialni, bym mogła zjeść z nimi, przez co zaczynam beczeć jak głupia. Nawet Carda stara się jakoś wesprzeć mnie na duchu. Amara też nie pozostaje gorsza i przysiada się do mnie wraz z Michaelem, szepcząc wzmacniające słowa, które dają mi energię do uśmiechnięcia się.

– Wstajesz, idziesz przez życie, a potem ono zakańcza się w najgorszym momencie – mówi Michael, wpatrując się w okno. Marszczę brwi i zwracam jego uwagę szturchnięciem. – W sensie... To jak parabola: poszedł i wrócił.

– Dlatego właśnie nie rozmawiamy ze sobą – odpowiadam, zwracając się do wszystkich, przez co gwar ustaje, a zastępuje go czysty, radosny śmiech każdego, dzięki czemu na tej mojej pustej duszy, o ile ją mam, robi się cieplej i weselej. Oni są tu ze mną, wspierając w trudnych chwilach i to pokazuje, jak dobrą rodziną jesteśmy. Jak wspaniali i zżyci się staliśmy w przeciągu tych kilku miesięcy, od kiedy tu jestem. Poczułam się tu jak w domu i tak czuję się teraz. Wśród najbliższych. Wśród swoich. Nie muszę tego mówić na głos, bo oni wiedzą. Na pewno to czują przez tę radość, którą staram się dzielić, mimo że ledwo zipię.

– Tak pomyśleliśmy, że może ci pośpiewamy? – pyta Candida, a reszta uśmiecha się entuzjastycznie, więc moje zdziwienie rośnie, kiedy to proponują, ale z radością się godzę. Skoro ja ledwo mówię, to co dopiero miałabym śpiewać, a ich pięknego śpiewu nigdy nie za dużo.

Dreams are like angels
They keep bad at bay
Love is the light scaring
Darkness away-ey
I'm so in love with you
Make love your goal
The power of love
A force from above
Cleaning my soul
Falem on burn desire
Love with tongues of fire
Purge the soul
Make love your goal...*

Słucham ich pięknych głosów, kiedy tak emocjonalnie podchodzą do tej piosenki. Pamiętam ją ze studiów. Vailo lubiła jej słuchać godzinami i pokazywała, jak ją gra na elektronicznym pianinie. W pierwszej chwili zdawało mi się, że świat schodzi na psy. No bo jak można zastąpić ten cudowny instrument zwykłą elektroniką? Po dłuższym namysłom stwierdziłam, że to może być wygoda dla tych, których nie stać na tak drogi instrument, a kochają na nim grać. Sama biedowałam, ale nie miałam telefonu, by móc instalować na nim elektroniczne sprzęty muzyczne. Poza tym wolałam się uczyć do egzaminów, by zdać je, jak najlepiej. Nie chciałam powtarzać roku, gdyż byłaby to ogromna suma za jeden semestr, a tak miałam stypendium i pomagała mi ciotka, pracująca w dziekanacie.

  Wszystkie wspomnienia przewijają się jak prezentacje multimedialne, a śpiewający aniołowie i demony idealnie oddają tło do tych wszelkich wspomnień. Nie mogę powstrzymać tej gorzkiej kropelki, wypływającej z mojego oka, kiedy kończą utwór. Klaszczę chyba najgłośniej, ale zasługują na coś więcej niż brawa. To uzdolnione osoby i gdyby nie byli istotami z innych światów – mogliby zrobić niezłą karierę.

Marsheles i ich złota firma, tysiące samochodów, kilkanaście willi i kilka programów telewizyjnych, opowiadających o ich życiu. Sława jak nic.

– Jesteście niesamowici – podsumowuję ich występ, uśmiechając się tak szeroko, że zaczyna boleć mnie buzia. Czuję się jak stara babcia, która potrzebuje wiecznej opieki, gdyż ciągle coś jej dolega. Na tę myśl momentalnie słabnę i kładę się na poduszkę.

Maska DiabłaWhere stories live. Discover now