26. Powroty zawsze bywają trudne

7.1K 486 419
                                    

Prom jest naprawdę gigantyczny. Przypomina trochę wielkiego Titanica, ale nigdy nie bałam się podróży po wodzie, więc to dla mnie niesamowite przeżycie, bez strachu o zatopienie. Jeśli Bóg napisał w naszym scenariuszu, że w trakcie tego rejsu mam zginąć – tak też się stanie i już. Mówi się trudno i żyje się dalej. Ewentualnie: nie żyje się w ogóle.

– I jak kajuta? – pyta Lucyfer, kiedy odkłada nasze walizki na podłożu nowego pokoju, który robi ogromne wrażenie. Czuję się, jakbym przeniosła swoje życie do tego, które istniało w dziewiętnastym wieku. Pewnie mój współlokator raduje się z powodu takiego wnętrza.

– Niesamowita. Stylizowali się na twój ulubiony wiek, prawda?

– A i owszem. Specjalnie wybraliśmy taki prom. Był ten bardziej nowoczesny, ale po pierwsze: nie w naszym stylu, a po drugie: płynął do... Chin. Ten za to płynie prosto do portu niedaleko Lloret.

– Naprawdę?

– Tak. Pięć dni i będziemy w domu – mówi, a słowa, które wypowiada, przywodzą mi na myśl ciepło rodzinne i kochających się członków poszczególnych rodów. Będziemy w domu. Jak uroczo.

Nie komentuję swoich myśli, a po prostu uśmiecham się i przytulam Lucyfera. Nie jestem w stanie inaczej im podziękować za to, co robią dla nas wszystkich. Próbują zgrać naszą trójkę, co im wychodzi, bo mimo małych problemów wiem, że będziemy dobrze się bawić w swoim towarzystwie. Jesteśmy stworzeni, by pełnić rolę rodziny, a nie wrogów z innych światów.

– No już, już, bo znowu zrobię coś nieodpowiedniego i damy do myślenia Candidzie. Przyszykowała dla nas zestaw na dzisiejszy wieczór – informuje Lucyfer i łapie mnie za dłoń, wyprowadzając z kabiny. Przechodzimy przez długi hol, następnie po schodach, aż natrafiamy na Can, stojącą przy wejściu do jakiegoś pomieszczenia.

– A więc, moi kochani, dziś mamy golfa, potem idziemy na pokaz nowego filmu wyświetlonego na pokładzie, a na koniec kolacja przy blasku gwiazd.
Drugi dzień spędzamy w aquaparku i saunie. Trzeci jest bardziej aktywny. Idziemy na jogę, medytację oraz zagramy w jakieś sporty wodne. Oczywiście na koniec mamy wypoczynek i opalanie, włącznie ze smarowaniem ciałek nawzajem, oprócz mnie. To wy możecie się w to zabawić, a czwartego dnia... przygotowałam niespodziankę, więc cóż... miłego pobytu na promie Heaven! – woła ze śmiechem i prowadzi nas na mini golfa, gdzie zebrało się już trochę osób. Zszokowana tym całym rozkładem podążam za nimi, ale gdy uświadamiam sobie, jak się zwie się statek, wybucham śmiechem.

– Lucyfer! Czujesz się jak w domu? – pytam, prawie płacząc ze śmiechu. Jeszcze chwilę, a będę musiała skorzystać z toalety. Mężczyzna zaczyna burczeć pod nosem, bierze kijek i delikatnie dostaję nim po tyłku.

– Zacznij się uczyć, a nie mi dokuczać. Przez ciebie czuję się jak dzieciak. – Wzdycha i przedstawia mi zasady tej, jak się okazuje, banalnej gry.

Jako że czuję się wygrana po skończonej partyjce golfa, dumnie kroczę na kolejne wydarzenie, które zaplanowała Candida. To naprawdę jest niesamowite, ile ta dziewczyna potrafi zrobić, mimo swojego wieku. Jest taka zorganizowana i pragnie, by wszystko było na tip-top.

– I jak ci się podoba nasz pomysł? – zagaduje, kiedy siedzimy i czekamy na film o tytule... Ach, nawet nie zapamiętałam.

– Jest cudownie, Candido. To najlepsze dni w moim nędznym życiu.

– A pamiętasz, kochana, że za trzy dni masz urodziny? – pyta dziewczyna, a ja uśmiecham się krzywo. Nic im nie mówiłam. Zwykle nie obchodzę urodzin. To dla mnie przykre wydarzenie. Każdego roku zawsze mówiłam sobie, że urodziłam się po to, by żyć w hańbie i mieć w sobie zło. Nie chciałam tak myśleć, więc zapominałam, że w ogóle istnieje takie wydarzenie jak urodziny.

Maska DiabłaWhere stories live. Discover now