20. Piekło i Niebo

6.4K 564 169
                                    

 Mija drugi dzień, odkąd siedzę w swoim pokoju i nie ruszam się z tego miejsca ani na chwilę. Łazienkę mam tutaj, a jedzenie dostaję pod drzwi dzięki dobremu Gabrielowi. Zasłony mam cały czas zasłonięte, a w pokoju panowałyby egipskie ciemności, gdyby nie śliczna lampa w rogu. To ona daje mi jedyne światło.
Od czasu do czasu zerkam przez okno zobaczyć, czy nie dzieje się coś ciekawego. Wiem, że przez to mogę stracić pracę, ale za bardzo się boję, by móc wyjść do ludzi i porozmawiać z kimś o tym. Najbardziej przeraża mnie fakt, że gdzieś na korytarzu mogę spotkać Lucyfera i wtedy on mi coś zrobi. Nie chcę zostawać z nim sam na sam, mimo że zaufałam mu w pewnym stopniu i polubiłam go bardziej, niż powinnam...
Nie, nie dam rady teraz się z nim widzieć.

  Candida co chwilę przychodzi i pyta, czy jestem i żyję, więc zawsze jej odpowiadam, gdyż szkoda mi tej biednej dziewczyny, a zarazem pałam złością, że nie powiedziała mi, jakie są warunki mieszkania tutaj. No, ale kto zaznaczyłby w ogłoszeniu, że w rezydencji mieszka nadnaturalna rodzina wraz z Diabłem na czele. Och, mądra ja. Uśmiecham się ironicznie i ponownie zerkam przez okno, gdzie widzę jedynie Gabriela koszącego trawnik w ogrodzie. Ten mężczyzna stał się moim wyjątkowym powiernikiem, któremu mogłabym zaufać po Lucyferze, ale nie chcę jeszcze powierzać mu tej tajemnicy, o ile on sam już wie. Pomaga mi przy Candidzie, kiedy dochodzę do siebie po tych nowościach. Zajmuje się nią i stara się znaleźć uzdrowiciela, który mógłby ją wyleczyć z pogłębiającej się choroby, której nazwy nawet nie znamy i nie wiemy, jak to leczyć.

  Podchodzę do komody, gdzie znajduje się odtwarzacz do płyt winylowych i z jednej ze szklanych biblioteczek po drugiej stronie pokoju wyjmuję płytę, którą miałam odsłuchać już dawno, a nigdy nie starczyło czasu. To utwór niejakiego Freddiego Mercur'ego. Zaciekawiła mnie fotografia, która znajdowała się na wieczku płyty. Interesujący człowiek, więc teraz, póki mam czas, posłucham jego utworów dla własnego spokoju i harmonii, do której dążę.
 Muzyka, którą słucham, jest nietypowa i szczerze mówiąc, nigdy nie miałam okazji usłyszeć takiego gatunku. Wolałabym coś... spokojniejszego, ale nie mówię, że te piosenki nie przypadły mi do gustu. 

– Auroro, to ja Candida. Mogę wejść? – Zza drzwi dobiega jej delikatny głosik, więc wzdycham i postanawiam, że zrobię to dla niej, i tylko dla niej. Muszę wyjść z tej nory, bo przecież sprowadzą tutaj policję, myśląc, że umarłam w tym pokoju.

Otwieram drzwi i nie obracając się, przechodzę na drugi koniec sypialni, siadając na miękkiej pufie przy oknie, które nadal jest zasłonięte.

– Wreszcie mogę cię zobaczyć! Jak się czujesz? – pyta spokojnie, odsłaniając beżowe zasłony, a światło, które wpada do pokoju, jest tak przeraźliwie rażące, że muszę przymknąć powieki, by lepiej dostrzec bladą twarz mojej przyjaciółki. O tak, jest jeszcze bardziej blada niż zwykle.

– Całkiem, całkiem – odpowiadam niechętnie i opieram głowę o ścianę.

– Wiem, że możesz być zła, ale musimy w końcu porozmawiać, nie uważasz?

– Candido, chyba nie myślisz, że po tym wszystkim będę śpiewała i tańcowała wokoło, bo twój tata jest... tym, kim jest.

– Nie oczekuję tego, ale rozmawiać potrafisz. Jesteś dorosłą kobietą, która przeszła już niejedno w swoim życiu, więc takie sytuacje jak te, które miały miejsce dwa dni temu... one nie powinny cię tak przerażać.

– Nie powinny? A spójrz, jestem bardzo przerażona! – wołam, karcąc ją spojrzeniem. Czy ona nie widzi, w jakim jestem stanie? Jeszcze jej mało mojego załamania?

– Rozumiem cię, inny świat, inne... stworzenia, ale czy ojciec dał ci kiedyś powód, byś mogła się go bać? – pyta łagodnie, łapiąc mnie za rękę, a ja już mam zamiar jej odpyskować, kiedy uświadamiam sobie, że oprócz jednego incydentu, Lucyfer mnie nie straszył. Wręcz przeciwnie, był bardzo troskliwy, nawet jeśli jego troska to krzyczenie, bym ubrała koszulkę i więcej nie wchodziła do wody.

Maska DiabłaWhere stories live. Discover now