13. Mapa miłości

7K 585 122
                                    

Usłyszałam dziś w trakcie śniadania, że Lucyfer wraca, więc mój dzień stał się... jakoś dziwnie dobry. Naprawdę wyjątkowo cieszę się, że mężczyzna znów pojawi się w domu.
Całe przedpołudnie zasypywałam się pytaniami, co takiego ma w sobie Lucyfer, że uwielbiam go, mimo że powinno być całkiem inaczej. To zły człowiek i sam mi to powiedział, a jednak chcę z nim rozmawiać, chcę mu pomóc, bo wiem, że jestem zdolna wyciągnąć z niego większe dobro. Może dzięki temu ten cały podział domu zniknie i wszyscy będą żyć z wszystkimi?

Uśmiechnięta i radosna zamykam książkę, którą czytałam przez dobrą godzinę. Wspaniała powieść mojego ulubionego włoskiego pisarza w mych rękach! Nigdy nie było mnie stać na własne książki, więc chodziłam do starej biblioteki, gdzie wszyscy mnie znali i pozwalali brać maksymalnie nie pięć, a dziesięć książek. Nie mając inspiracji do zarządzenia ogrodami - sięgałam nie po Internet, a wspaniałe, obrazkowe powieści, gdzie ukazana była niesamowita roślinność.
Dziś... dziś mogłam kupić książkę i mieć ją na wyłączność. Za własne, zarobione pieniądze. To cudowne, ile mam teraz przywilejów, odkąd uciekłam z kraju. Hiszpania stała się moim wybawieniem.

- Lasciatemi cantare... con la chitarra in mano... lasciatemi cantare!*

Słysząc jedną ze swoich ulubionych włoskich piosenek, od razu budzę się do życia i wychodzę z pokoju zobaczyć, kto to śpiewa, mając perfekcyjny akcent Włocha.
Kiedy wychodzę na korytarz, nikogo nie widzę, ale śpiew nie ustępuje, więc podążam za głosem, który jest niebiański. Docieram prosto do schodów prowadzących na ostatnie piętro, gdzie znajduje się wejście na strych. Obiecałam sobie, że w końcu odkryję tę ich tajemnicę i dowiem się, co tam się kryje, ale boję się, iż Amara znów mogłaby mnie przyłapać, a tego nie chcę, bo mogłoby dojść do mojego zwolnienia.

Biorę głęboki wdech i ruszam za swoim głosem serca, który podpowiada, by iść za piosenką. Przecież to nie przypadek, że włoska pieśń jest śpiewana przed drzwiami rodowitej Włoszki, przy okazji prowadząc ją prosto na schody, gdzie nie wolno jej iść. Ponownie wzdycham i pokonuję ostatni stopień. Drzwi do korytarza są otwarte, więc póki nikogo nie widzę, biegnę tam i je zamykam. Przede mną wiją się spiralne schodki, prowadzące ku klapie, gdzie znajduje się ukrywany przede mną strych.

Taka piękna okazja... Nie mogę jej zmarnować, gdyż następnej może nie być. Skoro strażniczką jest kobieta, która mnie nie lubi - będę mogła mieć potem problemy.
Kiedy mam wchodzić po schodach, słyszę całkiem inną pieśń. Jakby operową. Wydobywa się ona z wnętrza strychu. Przez szparki w klapie widać jasne światła, jakby flesz, a dźwięk muzyki robi się coraz głośniejszy.
Za mną tupot szpilek rozchodzi się po całym korytarzu, więc przerażona schodzę ze schodów i uciekam biegiem z ostatniego piętra, wparowując z powrotem do siebie. Co to było? Co to za światła i dlaczego tak głośnej muzyki nie słychać było poza tym korytarzem? Och, moja idealna próba wejścia na strych po raz kolejny została zniweczona.
Łykam kilka tabletek na ból głowy, i żeby czymś się zająć idę z książkami do Candidy, uczyć ją poezji i analizy wierszy.

***

- Auroro, skąd znasz się na tych wszystkich środkach stylistycznych? - pyta Candida, znużona ciągłym szukaniem epitetów i metafor w wierszach awangardowych. Uśmiecham się na myśl, że gdzieś mogę wykorzystywać swoją wiedzę zdobytą na studiach, na które dostałam się za pomocą stypendiów.

- Kocham literaturę i dużo nauczyłam się w szkole średniej. Kiedy coś się lubi, łatwiej to pojąć.

- A jeżeli ja tego nienawidzę, to oznacza, że nigdy się tego nie nauczę?

- Nauczysz, ale musisz zmusić swój umysł do zaakceptowania takich treści. Jeśli przekonasz sama siebie, że potrafisz się tego nauczyć i dasz radę to zrobić - twoja podświadomość zadziała i po kilku lekcjach będziesz lepsza niż ja! - mówię radośnie, na co Candida wzdycha.

Maska DiabłaWhere stories live. Discover now