3. Jak się ubrać

754 94 87
                                    

      Althea i Arti zostali w namiocie. Ketra ruszył galopem do jednej z porozsiewanych od siebie na spore odległości (ze względu na ukształtowanie terenów) wiosek, trzymając się z dala od uczęszczanych przez ludzkie powozy, łączących je ścieżek. Vitalio zaś zaniósł Monka do motorówki i popłynęli razem w kierunku przeciwnym niż ten, w który mieli się potem wszyscy udać.
      Fioletowowłosy żywił nadzieję, że pobyt jego pracodawcy na morzu jeszcze się nie skończył, ale niestety już z daleka dostrzegł zacumowany kuter.
      – Pięknie  rzucił pod nosem i "zaparkował" w takim miejscu, by maszyna nie była widoczna ze sklepu.

      – Ty zostań tutaj, a ja spróbuję niepostrzeżenie wynieść stamtąd swoje rzeczy i wrócić.
      – Ukradniesz motorówkę swojemu szefowi?
      – A znasz jakiś inny sposób powrotu do Althei? I tak miałem się zwolnić i wyjechać, moje zniknięcie będzie mógł uznać za wypowiedzenie – z tymi słowami zeskoczył z pokładu – zostawiając leżącego tam syrena na podziwianiu swoich czaderskich, lecz niestety wciąż bardzo słabych nóg – i poszedł w stronę sklepu. A raczej: podkradł się do niego.

      Gdy już był blisko, schował się za krzakami i wyjrzał przez szybę, czy nikogo w środku nie ma, ale za ladą było pusto.
      Na horyzoncie też ani śladu, może poszedł go szukać? Bardzo dobrze. Niech szuka sobie nawet w sąsiednich wioskach.

      Wyszedł z zarośli, wyciągając kluczyk z kieszeni spodni, i włożył go do dziurki... ale nie mógł przekręcić. Drzwi były otwarte.
      Na pewno je zamykał, więc stary musiał użyć swojego klucza i wejść do środka, a skoro zostawił otwarte, to pewnie wciąż tam był. Zapewne za zamkniętymi drzwiami swojego gabinetu na dole, skąd słyszałby dzwonek, gdyby ktoś wszedł do oszklonej części z towarem.

      Cofnął się po jakiś kijek, wybrał odpowiednio długi i wrócił do drzwi, otwierając je ostrożnie i przytrzymując dzwonek końcem gałęzi. Udało mu się po cichu wejść do środka, a potem schodami na górę, omijając wyuczone na pamięć skrzypiące stopnie. Odetchnął dopiero, gdy zamknął się w swoim pokoju. A raczej pokoiku.
      Miał tu tylko jednoosobowe łóżko, szafkę nocną i szafę na ubrania. Odłożył kijek i otworzył tę ostatnią, by ściągnąć z górnej półki dużą, czarną torbę i zacząć się pakować.

      Nie miał zamiaru już tu wracać, po wszystkim chciał udać się od razu do miasta, więc musiał zmieścić w niej wszystkie swoje rzeczy, które zresztą jego chlebodawca pewnie i tak by wyrzucił po takim zniknięciu. Na szczęście nie miał ich dużo.
      Najwięcej było ubrań, z których zostawił kilka zajmujących najwięcej miejsca ciuchów, takich jak grube bluzy, biorąc tylko jedną cieńszą, z cieplejszych rzeczy stawiając raczej na swetry. Z kurtek wziął jedynie skórzaną, zostawiając wszystkie zimowe ubrania, w które zawsze będzie mógł zaopatrzyć się już w mieście, kiedy przyjdzie na to pora.

      Zamknął szafę, spakowawszy wszystko co z niej chciał, i odwrócił się do łóżka. Koc zająłby dużo miejsca, a Ted na pewno weźmie z namiotem jakieś śpiwory, więc wcisnął do torby tylko małego jaśka.
      Wziął kilka przydatnych czy osobistych przedmiotów z szafki nocnej (Scyzoryk? Jasne. Zdjęcie jego i Boromei? Nieee...), po czym odsunął ją i odgiął deskę od podłogi, by wyciągnąć słoik z oszczędnościami z kryjówki i wysypać jego zawartość do torby.
      Następnie rozejrzał się jeszcze szybko po pokoju.

      Zajrzał pod łóżko i pośród mnóstwa kurzu wypatrzył wciśnięte w kąt czarne trampki. Nosił glany praktycznie przez cały rok, lecz na syrenie szczęście nigdy nie wyrzucił swoich starych butów, po tym jak je tu cisnął.
      Teraz zanurkował po nie i wyciągnął, otrzepując z brudu. Były podniszczone, ale o ile tylko nie okażą się zbyt małe – w co wątpił – powinny się nadać, przynajmniej na jakiś czas.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Where stories live. Discover now