38. Jak zatoczyć większe koło

753 69 238
                                    

      – ...tunio, Arciątko moje kochane, tak się martwiiłaaam...!  Althea tuliła sprowadzonego na kolana Kartisa do spódnicy, mierzwiąc niebieskie włosy ciągłym głaskaniem i przeczesywaniem, już od jakiegoś czasu to nadmiernie wyrażając swoją troskę o jego zdrowie, to besztając stojących w szeregu ze spuszczonymi głowami i złożonymi rękami Vito, Monka, Teda i Ketrę.
      Z początku chłopaki, po tym jak czarownica podbiegła do swojego ucznia z okrzykiem – Artuś! – i ściągnęła jego głowę najpierw do swoich piersi, a potem spódnicy, zaczęli się z niego trochę pod nosami podśmiechiwać, ale szybko wybiła im żarty z głowy, zaczynając tak ostrą reprymendę, że czterech chłopa pochyliło czoła nad jej jakimiś stu pięćdziesięcioma centymetrami.

      – Pozwoliłam wam zabrać go DO LASU, DO LASU i z powrotem, nie na jakąś wycieczkę światoznawczą! Macie w ogóle pojęcie, jak długo was nie było?! Od zmysłów odchodziłam! – znów się na nich wydarła, nawet nie chcąc słuchać wymówek w postaci chochlikowego "żartu". Zaraz jednak z powrotem zwróciła się do tulonego chłopaka, od razu zmieniając ton na przymilny:
      – Ciebie nie winię, nie powinnam w ogóle cię puszczać, już nigdy więcej nie stracę z oczu tej twojej błękitnej łepetynki!

      Głaskany po główce chłopak był czerwony jak buraczek, czując się jak dziecko, ale nic nie mówił, gdyż jak wcześniej próbował poinformować czarownicę, że zgubił jej księgę, ta od razu mu przerwała – ci, ci, ci, to nieważne, nieważne... – wzmacniając tylko pieszczoty i mocniej wciskając go w spódnicę.

      – A wy?!  znowu przełączyła ton wypowiedzi jak pilotem, machając ręką w stronę stojących na uboczu Gorga i Pilipixa, którzy aż się wzdrygnęli. – Czemu wszędzie tam gdzie są jakieś kłopoty, zawsze jest też wasza dwójka!
      Chłopcy spojrzeli po sobie tylko, woląc nawet nie wchodzić w dyskusję ze złą wiedźmą, a chochlik wręcz chował się za wilkołakiem.

      Na szczęście za chwilę ponownie zmieniła target, kontynuując opierdzielanie ich czwórki kompanów.

      – Przepraszaamy...  mruknęli ci już któryś raz z rzędu, lecz chyba nareszcie skończyły jej się rzeczy do wypominania, bo w końcu postanowiła łaskawie im odpuścić.
      – No już dobrze, ważne że przyprowadziliście go wreszcie z powrotem.  Przeczesała krótkie włosy ostatni raz i odsunęła się trochę, dając ich właścicielowi swobodnie odetchnąć i wygładzając spódnicę. – Monk, powiedz lepiej, jak tam nogi, sprawdzają się?

      – O, t-tak tak, są świetne.  Syren uniósł z zaskoczeniem głowę, dalej trochę wystraszony. – Raz tylko były z nimi problemy, po tym jak się w jedną zraniłem.
      – Ojej, naprawdę? I co, jak zareagowała?  Podeszła do niego, z mieszanką zaciekawienia i zmartwienia przyglądając się gołym łydkom.

      – Nie najlepiej, wdało się zakażenie i przez jakiś czas byłem nieprzytomny, Idris mówiła, że przez magię nie mogła tego normalnie wyleczyć, ale z pomocą Artiego udało im się postawić mnie na nogi.
      – Ach tak?  Obejrzała się ciekawie na ucznia, zaraz znowu zwracając do trytona. – Chodź no tu, niech zobaczę.  Wzięła go za rękę i zaprowadziła na fotel, przed którym kucnęła i zaczęła oglądać podłużną bliznę.
      Przesunęła jaśniejącą dłonią tuż nad zranioną skórą, a ta zaczęła... jakby prześwitywać. Wraz z krążącą w środku krwią dało się zobaczyć również płynące smugi złotej energii, przeplatającej się co rusz z tą koloru liliowego, idealnie ją uzupełniającą i wypełniającą luki, które wytworzyło przerwanie tkanek.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|On viuen les histories. Descobreix ara