31. Jak przeżyć

504 65 82
                                    

      Lloyd powoli uniósł powieki, czując pulsujący ból z tyłu głowy. Ten szybko go otrzeźwił i chłopak szarpnął się gwałtownie, gdy tylko zdał sobie sprawę, że wisi nad ziemią w sporej, oświetlonej kryształami jaskini, przyczepiony do wielgachnej pajęczyny.

      – Lloyd! Lloyd, wszystko dobrze, nic ci nie jest?  usłyszał w lewym uchu głos z góry, więc spojrzał tam i zobaczył zawieszonego wyżej Teda.
      – Wszystko dobrze?  powtórzył, rozglądając się wokół niemal obłąkanym wzrokiem, zauważając więcej przeczepionych ofiar, ale już w pajęczych kokonach, z których jedna nieopodal niego jeszcze się ruszała.

      – Wszystko dobrze?! NIC NIE JEST DOBRZE! Może by było, gdybyś mnie posłuchał i NIE UFAŁ TEJ WSTRĘTNEJ BLONDYNIE, NAIWNY IDIOTO! Albo gdyby ten drugi idiota Szarak nie dał się podejść i wpadł w pułapkę, zostawiając nas na łasce PIERDOLONYCH LUDOŻERCÓW, wtedy byłoby dobrze! ALE NIE JEST! – wykrzykiwał, jednocześnie się szarpiąc i próbując uwolnić od lepiącej substancji.

      – Lloyd, spokojnie, przestań, pogarszasz tylko sprawę – spróbował go uspokoić Teddy, gdyż sam wcześniej usiłował się spanikowany wyszarpnąć i jedyne co osiągnął, to przylepienie także włosami z tyłu głowy. Nawet nie chciał myśleć o Dagnie (o ile tak się nazywała), a raczej o tym, w co się później zmieniła, do tego stopnia nie przypominając już siebie, że gdyby Vito się o tym dowiedział, zachciałoby mu się wymiotować.

      – Jestem spokojny!  odkrzyknął wcale nie spokojnie Lloyd, ale o dziwo pomogło mu to faktycznie się uspokoić i wkrótce przestał się szarpać.

      – Zgaduję, że po naszej ostatniej przygodzie w ciemnicach, nie zaopatrzyłeś się w razie czego w jakieś zapałki? – zapytał zamiast tego, gdyż mimo że ta akurat jaskinia nie była znowu taka ciemna, to pajęczyna pięknie zajarałaby się od ognia, wraz z tym co po niej pełzało.
      Niegdyś sam nie rozstawał się ze swoją zapalniczką, lecz wszystko co "potencjalnie niebezpieczne" zostało mu odebrane już kawał czasu temu. A więęęc... większość jego rzeczy.

      – Eemmm...  Ted odwrócił wymownie wzrok, a on westchnął ciężko.
      – No tak. Jasne.  Opuścił ze zrezygnowaniem głowę... zaraz ją jednak z powrotem podniósł, nie przylepiając się włosami tylko dzięki kapturowi, i spojrzał po swoich wyciągniętych na boki rękach. Były przyczepione za całe rękawy płaszcza, ale dłońmi także mógł jeszcze jako tako operować. Tak samo nogami, głównie zginając je w kolanach, gdyż długi płaszcz uchronił od przylepienia całą ich długość prócz pięt.
      Gdyby udało mu się wysunąć stopy ze zbyt dużych butów...

      Jego myśli przerwało pojawienie się istot, które wywoływały w nim strach tak wielki, że całe jego umiejętności dedukcji mogły iść się kochać.

      Pająki powypełzały z dziur w ścianach, rozmawiając ze sobą.
      – ...i czarodzieja, upewnijcie się, że już nigdy nie znajdą drogi  mówił Arael, który musiał być czymś w stylu przywódcy, gdyż grupka stworów go posłuchała i zniknęła razem w dziurach w podłodze.

      – Wy  zwrócił się do innej grupki. – Idźcie sprawdzić, czy jeszcze któraś z naszych drogich przynęt wróciła z łupem. I dopilnujcie, żeby ta jedna dostała nauczkę za zawalenie sprawy.
      Pająki zaczęły się rozchodzić w różne kierunki, ale zatrzymał jeszcze jednego z nich, mówiąc:
      – Weź ze sobą tego co seplenił i zanieś przy okazji do gniazda, chyba już się wystarczająco zamarynował.

      Wywołany osobnik zawrócił i, ku przerażeniu Lloyda, zaczął wspinać się po pajęczynie niedaleko niego.

      Przeszedł między nim, a coraz rzadziej ruszającym się kokonem, nawet nie zaszczycając bruneta spojrzeniem, po czym tą samą drogą zniósł z góry całkowicie nieruchomy, wyglądający na stary kokon.
      Lloyd odprowadził go wzrokiem, w duchu żegnając biedaka, który kiedyś miał swoje imię i wartość, a teraz był tylko "tym co seplenił", zaledwie numerkiem w jadłospisie.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Where stories live. Discover now