4. Jak jeść kiełbaskę

763 80 244
                                    

      Ketra prowadził, trzymając magiczną mapę, którą spakowała Artiemu Althea, a Dunkierka szła za nim. Dzięki temu Ted nie musiał się zbytnio skupiać na kierowaniu, a bardziej na tym, by jego towarzysz jazdy nie spadł z konia, bo najwidoczniej miał do tego talent. Zwłaszcza po tym, jak przeszli do kłusa.
      Mimo że ostrzegał chłopaka – który przyzwyczaił się już do bujania w stępie i ostatecznie zaczytał w księdze – przed wybiciem w przejściu z jednego tempa do drugiego, ten i tak znowu by spadł, gdyby go nie złapał... znowu.

      Później w takt rytmicznego wybijania z "siodła" czarodziej co jakiś czas zaczynał zsuwać się to w jedną, to w drugą stronę, nawet tego nie zauważając, naiwnie podziwiając widoki albo przeglądając książkę, i gdyby nie Teddy – któremu chwała za jego anielską cierpliwość – spadłby jeszcze wiele razy.
      Dużo lepiej trzymali się chłopcy z przodu. Monk ani myślał zwolnić Vitalia z niedźwiedziego uścisku, a ten z kolei opierał się o ketrowe plecy i tym sposobem obaj przysypiali, pokładając się na sobie.

      W końcu centaur zatrzymał się na otoczonej drzewami polance.
      – Dobra, zarządzam postój. To świetne miejsce na obóz, a chyba wszyscy jesteśmy wykończeni. No, może z wyjątkiem Kartisa.
      Chłopak, który od jakiegoś czasu żywo ględził Tedowi nad uchem o rodzajach ziół jakie mijali, przerwał, aby powiedzieć:
      – Wystarczy Arti. Jak się z tego zsiada? 
      – Czekaj, najpierw ja.  Szatyn zgrabnie zeskoczył z końskiego grzbietu.
      – Dobra, najpierw przełóż nogę... Nie tą! Tą dru... Czekaj, nie w tę str...

      *ŁUP*

      – ...No. To zsiadłeś. 

      Stojący już na ziemi Vito zaśmiał się, po czym wyciągnął ręce do Monka, który bez problemu zsunął się do niego, również ze śmiechem. Ujął trytona pod pachami i sprowadził na dół, lecz pod tym niemal natychmiast ugięły się kolana, gorzej niż w namiocie.
      – Łoł, komuś tu zdrętwiały nogi. – Złapał go mocno. – Musisz zacząć ćwiczyć i je rozruszać, jeśli chcesz nauczyć się chodzić.
      – Mogę w tym pomóc  zaoferował się Ketra.
      – To wy poćwiczcie, a my rozbijemy obóz, nie Arti? 
      – Jasne, z moją pomocą nawet nie będziesz musiał tego używać.  Czarownik zdążył już się podnieść i przerwał otrzepywanie spodni, by wskazać na wyciągany przez Teda młotek.
      – A tak, magia. Zapomniałem.  Ten schował narzędzie z powrotem do sakwy.

      – No, wy dwaj sobie poradzicie. A ty Monkuś łap się mnie, rozruszamy cię trochę.  Ketra nadstawił swojego grzbietu, a Monk oparł się na nim z małą pomocą Vitalia, który objął go z drugiej strony, i z taką asekuracją syren wybrał się na swój pierwszy w życiu, powolny spacer, podczas gdy Tadeo z Kartisem zaczęli rozbijać obóz.

~~*~~

      Na drodze do rozbicia obozu stanęło kilka problemów; na przykład gdy Ted poszedł do lasu po podpałkę, zostawiając Artiemu rozstawienie namiotów, i tak jak ten nie miał problemu z własnym – magicznie rozstawiającą się kostką – tak gdy szatyn wrócił, zastał go zaplątanego w rurki, śledzie i materiał tego swojego. Ostatecznie musieli jednak użyć młotka, lecz w końcu brązowy, najzwyklejszy, niewielki namiot stanął obok trochę większego i sporo wyższego fioletowego tipi.
      Teraz już wszyscy (oprócz Dunkierki oczywiście, która pasła się nieco dalej) siedzieli przy ognisku, przy którego rozpaleniu akurat czarodziej był przydatny. Wybrali z zabranego prowiantu najszybciej psującą się rzecz, a więc spakowane przez Teda kiełbaski, i raczyli się nimi.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Where stories live. Discover now