26. Jak się nie gapić

608 68 166
                                    

      Lloyd obudził się z nosem wciśniętym w czyjś obojczyk. Uniósł głowę i przed swoją twarzą zobaczył spokojną twarz śpiącego Teda.

      Spróbował się odsunąć, ale zdał sobie sprawę, że jest mocno trzymany przez obejmujące go w dole pleców ręce szatyna.
      Wykrzywił twarz w grymasie, próbując wyplątać się z silnych ramion, gdy za sobą usłyszał śmiech, który sprawił, że przestał się szamotać.

      Obrócił się tyle o ile mógł na półleżącego z plecami opartymi o ścianę namiotu i ze skrzyżowanymi w kostkach nogami wilka. Ten trzymał w dłoniach małą, cienką książkę, patrzył jednak nie w tekst, tylko na niego, z iskrami rozbawienia w oczach.

      – Może to najlepszy sposób, byś przestał próbować uciekać, kiedy wszyscy śpią zaśmiał się, wskazując na nieświadomie niepozwalającego mu wyswobodzić się z uścisku chłopaka.
      Lloyd zmarszczył brwi, obracając się w nim tak, że teraz leżał przodem do szarowłosego, a zaplecione dłonie śpiącego – który zamruczał coś tylko i wtulił nos w czarną czuprynę – przeniosły się na jego brzuch.

      Rozkopał trochę przy tych akrobacjach koc i automatycznie zerknął w dół, uświadamiając sobie, że wciąż przyglądający mu się wilk także może zobaczyć odsłoniętą część ciała. Lecz choć musieli wczoraj jakoś ściągnąć z niego lepiące się do skóry spodnie, bo był w samych bokserkach, to bandaże trzymały się na miejscu, a to było najważniejsze.

      Szybko wrócił spojrzeniem do Canagana, lecz ten udał, że niczego nie zauważył, wracając z kolei do czytanego tekstu.

      Brunet zarumienił się lekko na myśl, że i tak widział już, co ukrywa pod tym białym materiałem, i to do tego wtedy, gdy był na niego zły o ten walony kamień.
      Ciekawe, czy w dalszym ciągu się o to gniewał... Może to była dobra okazja, by się wytłumaczyć...

      Już otwierał usta, ale zaciął się nagle.
      Niby dlaczego miałby mu się z czegokolwiek tłumaczyć?

      Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, a mimo to chęć pozostała.

      Spojrzał jednakże tylko na dziwną, małą książeczkę i z jego ust – zamiast tego, co już prawie nieopatrznie powiedział – wyszło jedynie:
      – Co czytasz?
      Wilk posłał kolejne, szybkie spojrzenie najpierw jemu, a potem okładce książki, na której jak wół widniała napisana tłustym drukiem odpowiedź na to pytanie. Wzruszył ramionami, parafrazując to, czego może chłopak ze swojej pozycji nie mógł odczytać:
      – Poezję.
      – Dziwny tytuł. O czym to?

      Szare brwi się zmarszczyły.
      – Ee... O niczym, to... zbiór wierszy...
      – Czego? Czarne ślepia wgapiły się w te żółte w niezrozumieniu.

      – Wierszy powtórzył wilkołak, z oniemieniem obserwując, że niezrozumienie nie ustępuje z twarzy rozmówcy. – Nigdy nie miałeś styczności z poezją? Musiał ci ktoś kiedyś przeczytać choćby dziecinną rymowankę.
      – Rymowankę? Coś jak to, co faceci śpiewają, kiedy się schleją? – zapytał ten, a widząc minę, jaką został uraczony w odpowiedzi (tak jakby nie posiadał wiedzy co najmniej o tym, jak się oddycha!), dodał ze zdenerwowaniem: – No dobra, nie. No to co to te całe poezje?

      – Poezja to... hmm... zgaduję, że dla każdego jest czym innym. – Can podrapał się po włosach, tylko wzmagając mętlik w głowie bruneta.

      – Może po prostu ci przeczytam, co? Nie czekając na odpowiedź, zaczął przerzucać kartki, szukając wiersza, który mógłby się Lloydowi spodobać. Szukał czegoś prostego, bo choć coś czuł, że głowienie się nad skomplikowanymi metaforami mogłoby w przyszłości cwaniaczka zajmować, tak teraz nie ułatwiłoby zrozumienia, o co w tym wszystkim właściwie chodzi.
      Nie, na początek coś prostszego i coś... co będzie mógł... O, właśnie coś takiego.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Where stories live. Discover now