12. Jak nie uciekać

530 75 78
                                    

      – Merlinie wszechmogący, co się stało?! – Gorg podszedł do wchodzącego do jaskini z rannym Monkiem na rękach, przemoczonego Vitalia.
      – Gałąź na niego spadła – wydyszał ten, a wilk bez pytania przejął odeń syrena.
      – Pixie, mamy apteczkę?  zwrócił się do partnera, układając Monka na ziemi, podłożywszy mu pod głowę swoją koszulę. Vitalio uklęknął obok, a poruszony topik podleciał do nich.
      – Nie, Idris ma. Ale mamy czyste bandaże dla Lloyda, w twoim plecaku, na pewno będą lepsze niż koszulka.
      Szatyn sięgnął po leżący przedmiot zanim jeszcze Pix skończył mówić i zaczął go przeszukiwać.

      – Mam!  Wyciągnął biały materiał. Chochlik odwiązał przemoczony skrawek ubrania i syknął, krzywiąc się, gdy z poszarpanej rany wypłynęła świeża krew. 

      – Myślicie, że jest niebezpieczna?  zapytał zaniepokojony Vito.
      – Niezbyt się na tym znamy, ale nie wygląda to dobrze.  Gorg już miał zacząć bandażować, kiedy posiadający delikatniejsze od niego dłonie Pilipix odebrał opatrunek ze słowami – daj, ja to zrobię – i sam się tym zajął, stopując krwawienie.
      – Trzeba iść z tym do Idris, jak tylko burza się skończy  stwierdził, obwiązując nogę trytona.

      Monk już nie płakał, przez deszcz nie było widać mokrych policzków i tylko białe oczy dziwnie szkliły się pod włosami, gdyż leżał z głową odwróconą od klęczącego nad nim Vitalia tak, że te zakrywały mu pół twarzy.
      Chłopak przyglądał mu się w pełnym napięcia niepokoju, z pięściami wbitymi w kolana, i był wdzięczny, że Gorg i Pilipix bez słowa im pomogli. Że pomogli Monkowi, bo dla niego na pewno tego przecież nie robili.

      – No, gotowe. Na razie to jedyne, co możemy zrobić. Dobrze się czujesz, Monkie? – Pilipix zawiązał supełek na opatrunku i spojrzał na twarz trytona, który jedynie pokiwał głową z zaciśniętymi ustami. Zmarszczył brwi i powoli wyciągnął rękę do czarnozielonej grzywki, chcąc ją odgarnąć.
      – Stracił sporo krwi, daj mu odpocząć – upomniał Gorg, biorąc plecak w celu zapięcia go i przeszkadzając tym samym diablikowi, który cofnął rękę.

      Zmarszczka między granatowymi brwiami pogłębiła się jednak, ale nie z powodu Monka, a względnej ciszy, jaka panowała w jaskini i z jakiej właśnie zdał sobie sprawę.
      Rozejrzał się.
      – Gorg... A gdzie jest Lloyd? 

      Zielone ślepia się rozszerzyły i wilk poderwał się z ziemi, również odwracając od rannego w stronę pustego wnętrza jaskini.
      – Kurwa mać!  przeklął i szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
      – Hej! i co ty niby robisz, co?!  W mig podleciał do niego partner, zatrzymując tuż przed ścianą z wody.

      – No jak to co, idę po tego przybłędę! 
      – Postradałeś zmysły?! Nie widziałeś, co się stało Monkowi? Nie puszczę cię na zewnątrz, wybij to sobie z głowy! 
      – No ale Lloyd...
      – Nie ucieknie daleko, nie w taką pogodę. 
      – Ale jeśli...
      – Nie! Nawet jeśli nam zwieje, to będzie to mniejsza szkoda, niż gdybyś miał tam wyjść i coś by ci się stało! Zostajesz i koniec!

      Przez chwilę patrzyli sobie z determinacją w oczy: Pix ściskający Gorga za ramię, a ten na wpół do niego odwrócony... Aż w końcu wilk opuścił głowę, wzdychając i zwracając się całkiem w kierunku trzymającej go rączki, której mógłby bez problemu się wyrwać, gdyby tylko zechciał.

      – Oby tylko temu przygłupkowi nic się nie stało... 
      – Racja, ale są rzeczy ważne i ważniejsze. – Pixie go pocałował, a on ten pocałunek oddał. Szybko jednak oderwali się od siebie i zwrócili twarze w stronę Vitalia, który dalej klęczał przy Monku w tej samej pozycji co wcześniej i cały czas jak zaczarowany obserwował scenę, którą przed chwilą odstawili. Dopiero jak na niego spojrzeli, zmieszał się i opuścił głowę, odwracając wzrok. Tym razem aczkolwiek nic nie powiedział na temat ich pocałunku.
      Spojrzeli z powrotem na siebie, wzruszyli ramionami i go kontynuowali.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Where stories live. Discover now