29. Jak (nie)być szalonym [część 2]

534 69 85
                                    

      Canagan wpatrywał się w Gorga w milczeniu przez chwilę wydającą się trwać długie godziny... po czym się uśmiechnął.
      – Zwariowałeś? Utopił? Lloyd? Lloyd jest zbyt mądry, żeby się tak po prostu utopić.

      – Can...
      – Nie! Odsunął się przed rękami szatyna. – Nie rozumiem dlaczego przestaliście szukać, on na pewno właśnie tego chce. Nie wskoczyłby do rzeki, gdyby nie miał dobrego planu i...
      – Can, Lloyd może i miał plan, nawet podzieliłem się z wami przypuszczeniem jak wyglądał, ale... Plany nie zawsze...
      – No to twoje przypuszczenie było błędne! Może... Może chciał abyśmy myśleli, że wykorzystał rzekę do szybkiego przemieszczenia się, a tak naprawdę wyszedł z niej zaraz po wskoczeniu i pobiegł w przeciwną stronę! Tak, wszyscy szukaliśmy nie tam gdzie trzeba, trzeba iść pod prąd, a...
      – Canuś, naprawdę nie chcę odbierać ci nadziei, ale nie ma opcji, żeby Lloyd zdążył... Idris spróbowała wytłumaczyć mu, dlaczego nie może mieć racji, lecz jej też przerwał:
      – Ale nie zaszkodzi sprawdzić, prawda?! Lepsze to od siedzenia bezczynnie i przyjęcia tylko jednej opcji, mimo że nie macie na nią żadnego dowodu!

      – Liana...
      – Mógł specjalnie ją przerwać i pozwolić popłynąć, to LLOYD! na pewno chciał żebyście myśleli tak jak właśnie myślicie i pozwolili mu uciec! Może... Cały czas cofał się od próbującego go uspokoić Gorga, kręcąc głową i krążąc po otoczeniu rozbieganym wzrokiem. – Może nawet wyszedł w tamtym miejscu, ale specjalnie ją zostawił, żebyście tak pomyśleli i dali sobie spokój z szukaniem, a teraz pewnie jest w drodze do najbliższego miasta! Ketra, zaprowadź mnie tam, na pewno go wyczuję. Dopadł do kozła, jednak ten spojrzał na niego bezradnie i się wycofał.
      – Co jest z wami?! Trzeba porządnie przeszukać tamto miejsce, a nie... – Rozejrzał się po reszcie, lecz każdy tylko odwracał wzrok.

      – Teddy! Podszedł do wciąż stojącego za nim w osłupieniu chłopaka, z którym tu przyszedł, łapiąc go za ramiona.
      – Teddy, słońce, idź jeszcze raz sprawdzić brzeg, ale teraz w przeciwną stronę, co? A ja pójdę do tej gałęzi. Dobrze? – Wpatrzył mu się prosząco w oczy, wzrokiem niemal szaleńczym, a szatyn odwzajemniał przez chwilę to spojrzenie, któremu za nic nie mógł odmówić, nawet jeśli też wątpił, by ten scenariusz był możliwy.

      – Jasne... Jasne, już idę.
      – No, wiedziałem że na ciebie można liczyć. Przytulił chłopaka szybko, zaraz znowu zwracając się do Ketry, na którego ten również spojrzał pobieżnie i się odwrócił, by naprawdę iść sprawdzać ten brzeg. Choćby po to, by ulżyć wilkowi, ale też mając wielką, choć płonną nadzieję, że mężczyzna ma jednak rację.

      – Ketra, zaprowadzisz mnie do tej jebanej gałęzi, czy mam sobie sam radzić? Szarowłosy zaszokował wszystkich praktycznie nigdy nieużywanym przekleństwem. Kozioł rzucił szybkie spojrzenie reszcie, po czym – wzdychając – zgodził się.
      – Nie zaszkodzi sprawdzić tego lepiej.
      – Właśnie! Dokładnie! Dziękuję! – Wilkołak rozrzucił ręce. – Wy też tak nie siedźcie, przydałby się ktoś po drugiej stronie, kogo mam przerzucić? Znów rozejrzał się po wszystkich, i teraz to Vito wstał z ziemi z westchnieniem.
      – Chodźcie, wszyscy razem przeszukamy więcej terenu.

~~*~~

      Zaganiani do roboty przez szarego wilka, wszyscy do późnej nocy przeczesywali teren w poszukiwaniu Lloyda. Canagan nie przyjmował do wiadomości choćby opcji, że szukać należałoby na dnie zbiornika, do którego wpływała rzeka, mimo że żadna z jego teorii się nie sprawdziła i nie wyczuł ani nie zobaczył – tak jak wszyscy inni – żadnego śladu po brunecie.
      Oprócz tej przeklętej liany, oczywiście.

Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz