Canagan wpatrywał się w Gorga w milczeniu przez chwilę wydającą się trwać długie godziny... po czym się uśmiechnął.
– Zwariowałeś? Utopił? Lloyd? Lloyd jest zbyt mądry, żeby się tak po prostu utopić.– Can...
– Nie! – Odsunął się przed rękami szatyna. – Nie rozumiem dlaczego przestaliście szukać, on na pewno właśnie tego chce. Nie wskoczyłby do rzeki, gdyby nie miał dobrego planu i...
– Can, Lloyd może i miał plan, nawet podzieliłem się z wami przypuszczeniem jak wyglądał, ale... Plany nie zawsze...
– No to twoje przypuszczenie było błędne! Może... Może chciał abyśmy myśleli, że wykorzystał rzekę do szybkiego przemieszczenia się, a tak naprawdę wyszedł z niej zaraz po wskoczeniu i pobiegł w przeciwną stronę! Tak, wszyscy szukaliśmy nie tam gdzie trzeba, trzeba iść pod prąd, a...
– Canuś, naprawdę nie chcę odbierać ci nadziei, ale nie ma opcji, żeby Lloyd zdążył... – Idris spróbowała wytłumaczyć mu, dlaczego nie może mieć racji, lecz jej też przerwał:
– Ale nie zaszkodzi sprawdzić, prawda?! Lepsze to od siedzenia bezczynnie i przyjęcia tylko jednej opcji, mimo że nie macie na nią żadnego dowodu!– Liana...
– Mógł specjalnie ją przerwać i pozwolić popłynąć, to LLOYD! na pewno chciał żebyście myśleli tak jak właśnie myślicie i pozwolili mu uciec! Może... – Cały czas cofał się od próbującego go uspokoić Gorga, kręcąc głową i krążąc po otoczeniu rozbieganym wzrokiem. – Może nawet wyszedł w tamtym miejscu, ale specjalnie ją zostawił, żebyście tak pomyśleli i dali sobie spokój z szukaniem, a teraz pewnie jest w drodze do najbliższego miasta! Ketra, zaprowadź mnie tam, na pewno go wyczuję. – Dopadł do kozła, jednak ten spojrzał na niego bezradnie i się wycofał.
– Co jest z wami?! Trzeba porządnie przeszukać tamto miejsce, a nie... – Rozejrzał się po reszcie, lecz każdy tylko odwracał wzrok.– Teddy! – Podszedł do wciąż stojącego za nim w osłupieniu chłopaka, z którym tu przyszedł, łapiąc go za ramiona.
– Teddy, słońce, idź jeszcze raz sprawdzić brzeg, ale teraz w przeciwną stronę, co? A ja pójdę do tej gałęzi. Dobrze? – Wpatrzył mu się prosząco w oczy, wzrokiem niemal szaleńczym, a szatyn odwzajemniał przez chwilę to spojrzenie, któremu za nic nie mógł odmówić, nawet jeśli też wątpił, by ten scenariusz był możliwy.– Jasne... Jasne, już idę.
– No, wiedziałem że na ciebie można liczyć. – Przytulił chłopaka szybko, zaraz znowu zwracając się do Ketry, na którego ten również spojrzał pobieżnie i się odwrócił, by naprawdę iść sprawdzać ten brzeg. Choćby po to, by ulżyć wilkowi, ale też mając wielką, choć płonną nadzieję, że mężczyzna ma jednak rację.– Ketra, zaprowadzisz mnie do tej jebanej gałęzi, czy mam sobie sam radzić? – Szarowłosy zaszokował wszystkich praktycznie nigdy nieużywanym przekleństwem. Kozioł rzucił szybkie spojrzenie reszcie, po czym – wzdychając – zgodził się.
– Nie zaszkodzi sprawdzić tego lepiej.
– Właśnie! Dokładnie! Dziękuję! – Wilkołak rozrzucił ręce. – Wy też tak nie siedźcie, przydałby się ktoś po drugiej stronie, kogo mam przerzucić? – Znów rozejrzał się po wszystkich, i teraz to Vito wstał z ziemi z westchnieniem.
– Chodźcie, wszyscy razem przeszukamy więcej terenu.~~*~~
Zaganiani do roboty przez szarego wilka, wszyscy do późnej nocy przeczesywali teren w poszukiwaniu Lloyda. Canagan nie przyjmował do wiadomości choćby opcji, że szukać należałoby na dnie zbiornika, do którego wpływała rzeka, mimo że żadna z jego teorii się nie sprawdziła i nie wyczuł ani nie zobaczył – tak jak wszyscy inni – żadnego śladu po brunecie.
Oprócz tej przeklętej liany, oczywiście.
CZYTASZ
Saga Nici 2: Poróżnieni. |boys love story|
AdventurePrzedwczoraj leżałem na piasku Właściwie tak samo, jak dzisiaj, Tylko wtedy leżałem z tobą, A teraz w pustce i ciszy. Wczoraj trzymałem świat w dłoniach, Drżąc, że mogę go stracić, Noc temu uciekłem z domu Po to, żeby cię zobaczyć. Piliśmy przy cz...