Rozdział 12: Aaron

1.2K 75 779
                                    

Wracam od Lindqvistów, a dłonie wciąż drżą mi na kierownicy. Wjeżdżam do kompleksu wojskowego, parkuję pod domem i wybiegam z samochodu. Pierwsze, co robię, kiedy wchodzę do domu, to pędzę do łazienki, klękam w poślizgu przy sedesie i wymiotuję.

Nienawidzę tej słabości, tej paniki, tych nerwów i faktu, że najmniejszy drobiazg potrafi sprowokować najbardziej dramatyczne reakcje. I nie mam pojęcia, co z tym począć.

Wyrzucam z siebie resztki śniadania i spuszczam wodę. Zostaję na klęczkach, czekając, aż dreszcze na kręgosłupie się uspokoją. Próbuję wyprzeć ze świadomości wydarzenia tego poranka, ale cały czas mrugają mi przed oczami jak niepokojący film. Dreszczowiec.

Uścisk w żołądku zaczął się już, kiedy Aaliyah zapragnęła porozmawiać ze Stellą na osobności. Bo mimo że Ali nie usłyszała ode mnie nigdy niczego wprost w temacie Stelli, to wiem, że ma swoje teorie i domysły. I jedyną myślą, jaka kołatała mi się po głowie, było: powie jej, powie jej, powie jej o mnie, obnaży mnie aż do gołej kości.

Gdy zostałem ze Stellą sam, zrobiło się jeszcze gorzej. To znaczy nie w trakcie – kiedy w grę wchodzi Stella, mój instynkt samozachowawczy zawsze włącza się dopiero po fakcie. W momencie, gdy Ivan wyskoczył z łazienki owinięty ręcznikiem, świadomość sytuacji uderzyła we mnie z siłą buldożera.

Kiedy świat przestaje wirować, odsuwam się od sedesu i siadam oparty o ścianę z nogami wyciągniętymi do przodu. Ledwo mieszczą się w ciasnej łazience Mrugam intensywnie, próbując przegonić mroczki przed oczami. Zauważam, że psy przyszły za mną i przyglądają mi się zaniepokojone.

– No co? Nigdy nie widzieliście, żeby ktoś zareagował histerycznie? – wzdycham. – Oczywiście, że widzieliście, przecież ze mną mieszkacie.

John macha wesoło jasnym ogonem, prawdopodobnie czekając, aż wezmę się w garść i w końcu się z nimi pobawię. Ringo wskakuje na sedes i rzuca mi spojrzenie pełne wyższości, choć lubię myśleć, że jest to połączone z miłością. Płaska mordka George'a jest niezmącona żadną myślą, kiedy gapi się na mnie, nie rozumiejąc, dlaczego jestem w kiepskiej formie.

Przynajmniej Paul, jak zawsze, wydaje się szczerze szczęśliwy, że mnie widzi. Natychmiast pakuje się na moje kolana i zwija się w miniaturowy kłębek. Zanurzam dłoń w krótkiej sierści. Szaleńczo bijące serce powoli się uspokaja.

Opieram czoło o chłodny brzeg wanny i zaciskam powieki.

Dotknąłem jej włosów. Wzdrygam się nad własną głupotą.

Jej szare oczy przyglądały mi się z taką fascynacją. Jakbym był istotny. Nie mogłem się powstrzymać. Powinienem. Powinienem się powstrzymać.

Jestem tak wdzięczny, że Ivan się pojawił. Bo kiedy Stella zastanawiała się, co powinna zrobić, chciałem... Dawno nie była tak blisko. Ostatnio bliżej była tylko wtedy, kiedy pchnęła mnie na drzewo i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi, ale to nie była prawda. Wcześniej znalazła się blisko mnie, gdy przytargaliśmy Ivana, a ona próbowała uderzyć mnie w twarz.

Tym razem ani nie była wściekła, ani nie udawała. Jej oddech urywał się cicho, a ja zastanawiałem się nad milionami sposobów, w jakie uparty człowiek mógłby zinterpretować moje słowa. Jej oczy krążyły po mojej twarzy i pragnąłem jedynie pchnąć ją na podłogę, poczuć jej ciało pod swoim i ze szczegółami przedyskutować, co my powinniśmy zrobić.

Gdy otrzeźwiałem, znów zaatakowała mnie myśl: ona wie, ona wie, wszystko jej powiedziałeś. Nie mam pojęcia, co działo się wtedy z moją twarzą. Może patrzyłem na nią w taki sposób, że moje myśli były oczywiste? Może powiedziałem coś, czego nawet nie zarejestrowałem, bo tak otumaniła mnie jej bliskość? Może jakieś durne wyznanie wydostało mi się z ust, kiedy nie myślałem? Cholera wie.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now