Rozdział 3: Stella

1.7K 84 549
                                    

Milo przechadza się po moim pokoju w tę i z powrotem.

– Powinienem pójść z nim – mówi po raz czwarty.

– Nie jesteś żołnierzem – przypominam. – I tak by cię nigdzie nie wpuścili. A poza tym, przecież Aaron powiedział, że to tylko ćwiczenia, prawda?

Milo potrząsa głową.

– Mam złe przeczucia – mruczy. – Nasza armia... wiesz, jacy oni wszyscy są. Gdybyśmy mieli iść na prawdziwą wojnę, Zarząd potraktowałby ich jak mięso armatnie.

– Nikt by nas nie zaatakował – powtarzam, siląc się na spokój. – Mamy zbyt łatwy dostęp do xyronu, co daje nam zbyt skuteczną broń. Jesteśmy nie do pokonania – powtarzam slogany, których uczono mnie całe życie.

Próbuję przybrać właściwy wyraz twarzy. Taki, który pokazywałby troskę, ale nie zdradziłby wszystkich szalejących we mnie emocji. Coś pomiędzy „nie obchodzi mnie twój najlepszy przyjaciel", a „twój najlepszy przyjaciel obchodzi mnie zdecydowanie za bardzo".

Żałuję, że nie poszliśmy za nim oboje. Złe przeczucia Milo mi się udzielają. Aaron wybiegł dwadzieścia minut temu, a dziesięć minut temu słyszeliśmy nad domem ogromny warkot. Milo powiedział mi, że to jakieś latające machiny w typie helikopterów, ale nie mógł przypomnieć sobie nazwy. Od tego czasu żadne z nas nie było w stanie się uspokoić.

Za oknem rozlega się charakterystyczne wycie syren. Rytm, jaki wygrywają, jest nam dobrze znany i wdrukowany w naszą podświadomość, nawet jeśli nie słyszymy go zbyt często.

Patrzę na Milo. Jego oliwkowa cera jest bledsza niż zwykle.

– Mówiłem ci, Stella – stwierdza słabym głosem. – Coś się dzieje.

Kiwam głową i łapię go pod ramię.

– Będzie komunikat – informuję go, choć z pewnością zna znaczenie syreny równie dobrze, jak ja. – Możemy go tutaj dobrze nie słyszeć.

Wychodzimy na korytarz w samą porę. Axel już na nas czeka, a pozbawiony emocji, kobiecy głos wybrzmiewa na ulicach.

– UWAGA. WSZYSCY MIESZKAŃCY ZONY CZTERNASTEJ PROSZENI SĄ O POZOSTANIE W DOMACH. TO NIE SĄ ĆWICZENIA. POWTARZAM: TO NIE SĄ ĆWICZENIA. OBYWATELE ZAMIESZKUJĄCY OKOLICE CENTRUM DYSTRYBUCYJNEGO PROSZENI SĄ O PRZENIESIENIE SIĘ DO MIEJSKIEGO BUNKRA. WSZELKIE OZNAKI NIESUBORDYNACJI I BRAKU ODPOWIEDZIALNOŚCI OBYWATELSKIEJ BĘDĄ SUROWO KARANE. POWTARZAM...

Komunikat leci ponownie, coraz ciszej, co musi oznaczać, że samochód z megafonem się oddala.

– Centrum dystrybucyjne. – Milo zaciska usta. – Jasna cholera, oby nic mu się nie stało.

– Na pewno będzie dobrze – zapewniam i jego i samą siebie.

– Komu? – Axel włącza się do rozmowy.

– Aaron Scott został wezwany – wyjaśniam. – Nie wiemy do czego.

Mój brat kiwa głową.

– Skoro to nie są ćwiczenia... myślicie, że jesteśmy atakowani? – pyta.

Milo coś mu odpowiada, ale już ich nie słucham. Jeśli rzeczywiście, jesteśmy atakowani, to oznacza, że właśnie może mieć miejsce jakaś walka. Jeśli chodziłoby o zwykłą wizytę kogoś z Zewnątrz, to może i kazaliby nam pozostać w domach, ale z pewnością nie kierowaliby ludzi do bunkra. Nie wiem, czy kiedykolwiek w ogóle był użyty.

Zastanawiam się, czy Aaron... to znaczy, czy żołnierze będą ranni. Z pewnością tak. Na pewno wysłano już pomoc medyczną.

Na pewno.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now