Rozdział 36: Aaron

944 64 813
                                    

+18!

*

Biorę głęboki wdech i staram się nie panikować, słysząc gniew w głosie Milo. Stella podchodzi powoli bliżej otwartych drzwi, stąpając w stronę Milo z uniesionymi dłońmi i taką miną, jakby chciała uspokoić wściekłego niedźwiedzia. Idę za nią, ale przychodzi mi do głowy, że powinniśmy postępować zupełnie odwrotnie – jakoś zaciągnąć go do środka, zamiast wynosić tę rozmowę na korytarz.

– Och – wyrywa się Stelli, kiedy zatrzymuje się w progu, a ja prawie się z nią zderzam.

Podążam za jej wzrokiem. Mei opiera się o ścianę z rękami skrzyżowanymi na piersi i przygląda się całej scenie z fascynacją. Przypominam sobie, że Stella wspomniała o niej chwilę temu. Były umówione.

– Nie przeszkadzajcie sobie – zachęca. – Tylko nawet nie próbujcie mnie prosić, żebym sobie poszła. Rzadko miewamy tu jakieś rozrywki.

Powstrzymuję się od przewrócenia oczami i skupiam uwagę na Milo. Wpatruje się we mnie oskarżycielsko i ma zaciśnięte usta. Wszyscy ignorujemy psy, które usiłują się ze mną przywitać. Paul chyba wyczuwa, że coś jest nie tak, bo opiera przednie łapy o moją łydkę, dając mi znać, żebym wziął go na ręce.

Na wszelki wypadek wolę mieć wolne dłonie. W razie, gdybym ich potrzebował.

– Co ja przed chwilą zobaczyłem? – Milo w końcu odzyskuje głos.

Stella jest blada, kiedy zbliża się do Zhao, zostawiając mnie po drugiej stronie korytarza. Bardzo chciałbym do niej podejść, ale obawiam się, że tylko pogorszyłbym sytuację.

– To chyba dość oczywiste – wtrąca Zhao kpiącym tonem.

– Mei, zamknij się – mówi szybko Stella.

Milo nie zwraca na nie większej uwagi, kiwając do siebie głową. Wbija we mnie wzrok.

– To z nudów? – Jego szczęka jest zaciśnięta.

Mrugam szybko i próbuję nie pozwolić, żeby wytrącił mnie z równowagi. Zwijam dłonie w pięści i prostuję je powoli.

– Z nudów? – Unoszę brew. – Co ty właściwie sugerujesz?

Milo zamyka drzwi do pokoju Stelli i opiera się o nie barkiem. Znam jego manieryzmy i wiem, że za wszelką cenę próbuje teraz wyglądać nonszalancko. Nigdy nie chodzi taki wyprostowany. Jakby wydawało mu się, że fakt, iż zajmuje tyle miejsca, jest w jakiś sposób nieuprzejmy. Teraz nie chce być uprzejmy.

Gryzę się w wargę, żeby nie warknąć do niego pytania o to, dlaczego właściwie się na mnie wścieka. Co właściwie zrobiłem nie tak.

– Że musiałeś koniecznie kogoś przelecieć, a tylko ją tutaj znasz – mówi bezbarwnym tonem. – A jesteś sobą, więc nie chciało ci się poznawać żadnych nowych ludzi.

Otwieram usta i robię krok w jego stronę, ale wtedy słyszę, jak otwierają się drzwi po drugiej stronie korytarza.

Axel wychodzi z pokoju.

– Co tu się dzieje? Och. – Zatrzymuje się obok mnie i obejmuje czujnym wzrokiem całą scenę: moje zaciśnięte pięści, wściekłą minę Milo i bladą, przestraszoną twarz siostry. – Zakładam, że... jak ty to mówisz? – zerka na mnie. – Gówno uderzyło w wentylator?

Wypuszczam powietrze, pozbywając się nieco napięcia w ramionach. Uspokój się. Nic się nie dzieje.

Zhao wybucha śmiechem, a w moich uszach coś dzwoni.

– Coś w tym stylu.

– Och, świetnie, wszyscy wiedzieli, tylko nie ja. – Milo wznosi oczy do nieba.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now