Rozdział 31: Stella

1.1K 73 720
                                    

Do piwnicy wpadam prawie spóźniona. Żołnierz, który zamyka drzwi na klucz sekundę po tym, jak przekraczam próg, kręci głową i patrzy na mnie z dezaprobatą. Rzucam mu przez ramię spojrzenie pełne skruchy i idę dalej.

Piwnica rzeczywiście jest przestronna, ale w środku i tak jest ciasno. Kręci się mnóstwo ludzi i każdy z kimś rozmawia, a w tle gra głośno muzyka. Mimo że w ostatnim czasie przyzwyczaiłam się nieco do ciągłego bycia atakowaną takim natłokiem bodźców, wciąż jestem nieco spięta.

Nie jestem w stanie dokładnie ocenić rozmiarów schronu, ponieważ widok przesłania lekka mgiełka dymu papierosowego. Kaszlę, odganiając chmury sprzed twarzy, ale niewiele mi to daje. Parskam pod nosem z irytacją pomieszaną z rozbawieniem. Mieliśmy schować się tu dla bezpieczeństwa, jednak stwarzanie zagrożenia pożarowego nie wydaje mi się zbyt bezpieczne.

Mrużę oczy, ignorując szczypanie i próbuję wypatrzyć jakąś znajomą twarz. Znowu dotarłam na miejsce ostatnia z naszej czwórki, ponieważ ponownie siedziałam z nosem w telefonie i obiecałam, że dołączę do ich za chwilę.

W końcu wypatruję Aarona w kącie pomieszczenia. Siedzi naprzeciwko jakiegoś faceta przy stole obficie zastawionym piwem w czerwonych, plastikowych kubkach.

Patrzę na ich pochylone plecy, kontakt wzrokowy i zacięte miny. Dopiero kiedy przenoszę wzrok na ich dłonie, dociera do mnie, że siłują się na rękę.

Grupka żołnierzy ustawiła się wokół stołu. Dopingują ich głośno, wykrzykując zachęty i wskazówki. Nie mogę rozróżnić słów, ale przeciwnik Aarona chyba ma na imię Joe. O dziwo Aaron również wydaje się mieć grono fanów.

Próbuję przepchnąć się do przodu, ale w porównaniu do barczystych żołnierzy, jestem za mała i nie mam żadnej siły przebicia.

– Buraki, przepuśćcie tego aniołka – grzmi nagle Mei zza moich pleców. – Jej facet się...

– Nie, nie – mówię szybko, kiedy kilku uprzejmych obserwatorów odwraca się w naszą stronę. – Dobrze widzę stąd.

Mężczyźni wzruszają ramionami i odwracają się z powrotem, wracając do wesołego pokrzykiwania.

– Oszalałaś? – Patrzę na Zhao z niesmakiem. – Mówiłam ci, że nikt nie wie, że my...

– Że wy co, tak właściwie? – Unosi brwi i patrzy na mnie rozbawiona. Zhao jest mistrzynią pogardliwych spojrzeń, ale nauczyłam się odróżniać te szczerze pogardliwe od tych zabarwionych sympatią.

W odpowiedzi na jej pytanie wzruszam ramionami i odwracam się, żeby dalej oglądać pojedynek. Mój wzrok pada na Aarona w momencie, kiedy uderza dłonią przeciwnika o blat, przy okazji zrzucając kilka kubków na podłogę. Piwo rozlewa się na wszystkie strony, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Aaron wydaje z siebie okrzyk zwycięstwa i wyrzuca pięści w górę. Ze zdumieniem patrzę, jak nawet się nie krzywi, kiedy obcy ludzi klepią go po plecach i uderzają jego ramiona.

Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Nie pamiętam, kiedy widziałam, żeby zachowywał się tak swobodnie przy kimś innym, niż my, Charlotte, czy Ali.

Zhao opiera brodę o mój bark.

– Rzeczywiście, śliczny.

Próbuję spojrzeć na nią groźnie, ale prawie wsadzam nos w jej policzek.

– Poszukaj sobie własnego żołnierza – burczę. – Że tak sobie pozwolę zarekomendować.

Szczerzy zęby.

– To dobra rekomendacja. Z reguły są świetni w łóżku.

Wpycham jej łokieć między żebra. Zhao wybucha śmiechem i zabiera brodę z mojego barku.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now