Rozdział 5: Stella

1.4K 83 599
                                    

– Jak długo tak siedzi?

– Odkąd wróciła z nocnej zmiany, trzy godziny temu. Zmieniła mu opatrunki i cały czas się na niego gapi.

– Rozumiem. Próbowałeś ją zagadać?

Ktoś chrząka.

– Stella.

– Słucham – mruczę.

– Wydaje mi się, że twoje zachowanie zaczyna być nieco obsesyjne.

Przenoszę wzrok na brata i mrugam szybko. Mam nieco zamglony wzrok. Towarzyszy mu Milo. Oboje stoją u stóp schodów do mojej piwnicy i mają zmartwione wyrazy twarzy.

– Wszystko jest w porządku – odpowiadam. – Po prostu jestem czujna. I nie chcę przegapić momentu, w którym się obudzi.

Spoglądają po sobie niepewnie.

– Nic mi nie jest – podkreślam.

– Zaczęła brać mniej godzin w szpitalu – mówi Axel konspiracyjnym szeptem, a Milo marszczy brwi. – Nie zgłosiła żadnych na przyszły tydzień.

– Poradzą sobie z opróżnianiem nocników beze mnie – odparowuję szybko. – Tutaj mam prawdziwego pacjenta, który mnie potrzebuje.

Poza tym chyba zasługuję na jakieś wakacje. Od września do czerwca bywam zawsze znacznie bardziej zajęta, ponieważ ciągle mam albo zajęcia, albo praktyki. Może dla odmiany ktoś inny pomartwiłby się budżetem domowym.

– Może pójdziemy na spacer? – proponuje Milo. – Powinnaś się trochę przewietrzyć. Mam wolne popołudnie.

Poczucie winy kłuje mnie w gardło. Milo tak dużo czasu spędza w pracy. Umawialiśmy się, że będziemy korzystać z każdej jego wolnej chwili.

– Może posiedzisz ze mną tutaj? – pytam. – Nie powinnam zostawiać go samego.

– Ja z nim zostanę – wzdycha Axel. – Moglibyście przejść się do sklepu? Zjadłbym lody.

Patrzę z wahaniem na nieprzytomnego mężczyznę. Nie jestem pewna, czy drobny Axel by sobie z nim poradził, gdyby ten się obudził. Z drugiej strony, ja też nie jestem zbyt imponującą konkurencją. Oboje z bratem zawsze szybko biegaliśmy, więc w razie czego będzie musiał uciec na górę.

– W porządku – mówię. Wstaję i przekazuję mu kij bejsbolowy, który ściskałam w dłoniach. – Jakby się obudził, biegnij na górę. Tylko pamiętaj, żeby zamknąć drzwi.

Axel patrzy niepewnie na kij i waży go w dłoniach. Wymieniają z Milo wymowne spojrzenia. Ignoruję ich obu i poprawiam kroplówkę z elektrolitami, którą zwędziłam ze szpitala. W ciągu ostatnich dwóch dni nasz więzień momentami był w stanie półprzytomnym, dzięki czemu mogłam mu dać trochę wody, ale w żaden sposób nie wystarczyło to, żeby go nakarmić.

– Rozwiązałaś go – zauważa Milo. Kuca i przygląda się równo zwiniętym sznurkom, które ułożyłam obok łóżka.

Wzruszam ramionami.

– Potrzebowałam pola manewru, żeby go obrócić – wyjaśniam. – I tak nocuję u Axela, a kiedy mnie tu nie ma, zamykam drzwi na klucz. Wiążę go, kiedy wychodzimy do stołówki.

– To nie wystarczy. – Milo marszczy czoło i obrzuca śpiącego mężczyznę krytycznym spojrzeniem. – Poproszę Aarona, żeby przyniósł ci coś lepszego.

Staram się ukryć dreszcz podniecenia, kiedy słyszę, że Aaron Scott znów mnie odwiedzi. To głupie i żałosne i jestem okropna.

Patrzę na ciepłe spojrzenie Milo. Speszona, przenoszę wzrok na Axela.

Nie każdy bohater nosi plecakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz