Rozdział 19: Stella

1.1K 74 873
                                    

Jest czwartkowy poranek. Myję kubek po kawie, kiedy słyszę za sobą kroki. Ktoś zatrzymuje się w progu kuchni.

Wzdycham dyskretnie, zakręcam wodę i odwracam się z ręcznikiem w dłoniach.

Astrid stoi z rękami skrzyżowanymi na piersi.

– Cześć, mamo. – Silę się na spokój.

Przygryza policzek od środka.

– Chciałam porozmawiać – mówi. – O tym, co... wydarzyło się kilka dni temu na placu.

Unoszę brew i opieram dłonie o zlew, starając się wyglądać nonszalancko.

– Niezły refleks – chwalę.

Astrid przewraca oczami.

– To był ten człowiek, którego trzymaliście w piwnicy, tak? – pyta.

– Ach, ten niewinny człowiek, którego zamordowano? – warczę. – Tak, gratuluję dedukcji.

Potrząsa głową, marszcząc gniewnie brwi.

– Nie brzmiało to, jakby był niewinny – mówi twardo. – Brzmiało tak, jakby był bardzo niebezpiecznym osobnikiem.

Zgrzytam zębami, aż przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz.

– Jeśli tak chętnie wierzysz we wszystko, co powie ci Robert Scott, to proszę bardzo. – Wzdycham. Już prawie nie obchodzi mnie, co się z nią stanie, a najchętniej rzuciłabym do niej klasycznym: „A gdyby Robert Scott kazał ci skoczyć z urwiska?". Powstrzymuję tę chęć, bo trochę obawiam się odpowiedzi.

Przez chwilę oczami wyobraźni widzę, jak tłum ludzi z placu głównego biegnie w stronę urwiska na sygnał Roberta.

Astrid patrzy na mnie z dziwnym bólem. Wtedy orientuję się, że to jeden z tych dni, w które się stara. Problem w tym, że ja naprawdę nie mam już na to siły.

– Rozumiem, że jesteś roztrzęsiona – próbuje. – Ale mimo wszystko... Może dobrze się stało, Stella. Teraz przynajmniej nie jesteśmy już w niebezpieczeństwie.

Parskam śmiechem, bez wesołości.

– Myślisz, że co, znaleziono go podczas spaceru ulicą? – pytam z niedowierzaniem. – Robert Scott przyszedł do nas do domu i wywlekł go z piwnicy. A ten, według ciebie, zły człowiek, próbował kłamać, że o nim nie wiedzieliśmy, byle tylko... – głos mi się łamie, kiedy w górę przełyku płyną emocje, które uparcie duszę.

Astrid patrzy na mnie, a wzburzony ogień płonie w jej oczach. Wiem, że jest wściekła, bo jej nie powiedziałam, ale nie potrafię odczuwać z tego powodu wyrzutów sumienia. Czuję tylko żal.

Ciekawe, czy ona również zostałaby aresztowana, gdyby Ivan w ostatniej chwili nie podsunął nam koła ratunkowego. Szkoda. Mógł powiedzieć, że wiedziała o nim tylko Astrid.

Prawie krztuszę się powietrzem, kiedy dociera do mnie, że w ogóle przyszło mi coś takiego do głowy.

– I Robert Scott w to uwierzył? – upewnia się.

Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby martwiła się o Axela czy nawet o mnie. Ale wiem, że boi się tylko o swój własny los.

– Kto wie. – Wzruszam niewinnie ramionami. – Może jeszcze tu wróci i nas zamknie. Albo może nas też pozabija. A zapewniam cię, że jeśli pójdę na dno, to pociągnę cię za sobą.

Astrid wytrzeszcza oczy.

– Nie ośmielisz się – sapie. – Wszystkiego się wyprę.

– Zapomniałaś, że ostatnio zaprzyjaźniłam się z synem pana Scotta? – Uśmiecham się leniwie. – Nawet jakby był jednym z podejrzanych, jego słowo i tak będzie warte więcej niż twoje. Jeśli poproszę, żeby cię pogrążył, zrobi to.

Nie każdy bohater nosi plecakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz