Jest czwartkowy poranek. Myję kubek po kawie, kiedy słyszę za sobą kroki. Ktoś zatrzymuje się w progu kuchni.
Wzdycham dyskretnie, zakręcam wodę i odwracam się z ręcznikiem w dłoniach.
Astrid stoi z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Cześć, mamo. – Silę się na spokój.
Przygryza policzek od środka.
– Chciałam porozmawiać – mówi. – O tym, co... wydarzyło się kilka dni temu na placu.
Unoszę brew i opieram dłonie o zlew, starając się wyglądać nonszalancko.
– Niezły refleks – chwalę.
Astrid przewraca oczami.
– To był ten człowiek, którego trzymaliście w piwnicy, tak? – pyta.
– Ach, ten niewinny człowiek, którego zamordowano? – warczę. – Tak, gratuluję dedukcji.
Potrząsa głową, marszcząc gniewnie brwi.
– Nie brzmiało to, jakby był niewinny – mówi twardo. – Brzmiało tak, jakby był bardzo niebezpiecznym osobnikiem.
Zgrzytam zębami, aż przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz.
– Jeśli tak chętnie wierzysz we wszystko, co powie ci Robert Scott, to proszę bardzo. – Wzdycham. Już prawie nie obchodzi mnie, co się z nią stanie, a najchętniej rzuciłabym do niej klasycznym: „A gdyby Robert Scott kazał ci skoczyć z urwiska?". Powstrzymuję tę chęć, bo trochę obawiam się odpowiedzi.
Przez chwilę oczami wyobraźni widzę, jak tłum ludzi z placu głównego biegnie w stronę urwiska na sygnał Roberta.
Astrid patrzy na mnie z dziwnym bólem. Wtedy orientuję się, że to jeden z tych dni, w które się stara. Problem w tym, że ja naprawdę nie mam już na to siły.
– Rozumiem, że jesteś roztrzęsiona – próbuje. – Ale mimo wszystko... Może dobrze się stało, Stella. Teraz przynajmniej nie jesteśmy już w niebezpieczeństwie.
Parskam śmiechem, bez wesołości.
– Myślisz, że co, znaleziono go podczas spaceru ulicą? – pytam z niedowierzaniem. – Robert Scott przyszedł do nas do domu i wywlekł go z piwnicy. A ten, według ciebie, zły człowiek, próbował kłamać, że o nim nie wiedzieliśmy, byle tylko... – głos mi się łamie, kiedy w górę przełyku płyną emocje, które uparcie duszę.
Astrid patrzy na mnie, a wzburzony ogień płonie w jej oczach. Wiem, że jest wściekła, bo jej nie powiedziałam, ale nie potrafię odczuwać z tego powodu wyrzutów sumienia. Czuję tylko żal.
Ciekawe, czy ona również zostałaby aresztowana, gdyby Ivan w ostatniej chwili nie podsunął nam koła ratunkowego. Szkoda. Mógł powiedzieć, że wiedziała o nim tylko Astrid.
Prawie krztuszę się powietrzem, kiedy dociera do mnie, że w ogóle przyszło mi coś takiego do głowy.
– I Robert Scott w to uwierzył? – upewnia się.
Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby martwiła się o Axela czy nawet o mnie. Ale wiem, że boi się tylko o swój własny los.
– Kto wie. – Wzruszam niewinnie ramionami. – Może jeszcze tu wróci i nas zamknie. Albo może nas też pozabija. A zapewniam cię, że jeśli pójdę na dno, to pociągnę cię za sobą.
Astrid wytrzeszcza oczy.
– Nie ośmielisz się – sapie. – Wszystkiego się wyprę.
– Zapomniałaś, że ostatnio zaprzyjaźniłam się z synem pana Scotta? – Uśmiecham się leniwie. – Nawet jakby był jednym z podejrzanych, jego słowo i tak będzie warte więcej niż twoje. Jeśli poproszę, żeby cię pogrążył, zrobi to.
CZYTASZ
Nie każdy bohater nosi plecak
RomanceStella jest szczęśliwa - ma cudownego brata, oddanego chłopaka, cel w życiu i niebieskooki obiekt fascynacji, którego przecież potrzebuje każda dziewczyna. Na dodatek jest szczęściarą - mieszka w New Energy, co oznacza wspólnotę, harmonię i bezpiecz...