Rozdział 14: Aaron

1.1K 75 887
                                    

Jest – jak zawsze – słoneczne popołudnie, kiedy kończę pracę, biorę szybki prysznic i jadę do domu rodziców. W poniedziałki ojciec zawsze pracuje dłużej, zatem to świetna okazja, żeby odwiedzić mamę i może przynajmniej na pięć minut przestać histeryzować.

Kiedy byłem mały, czasem skarżyłem się babci, że czuję za dużo rzeczy. Babcia mawiała, że mam dziurawą duszę. Twierdziła, że taniec pomaga ją łatać.

Moje psy wciąż są na mnie śmiertelnie obrażone za to, że spędziłem noc poza domem. W ramach przeprosin przypinam im wszystkim smycze, ładuję je na tylne siedzenie samochodu i zabieram je ze sobą.

– To wycieczka – zapewniam po drodze. – Przygoda.

John liże mnie po twarzy. Staram się nie myśleć o tym, jak moja matka nie lubi, kiedy zostawiają sierść w całym domu. Staram się nie myśleć o niczym.

Przede wszystkim o poprzedniej nocy, której w dużej mierze nie pamiętam. Nie wiem, jak mogłem do tego dopuścić i jestem wściekły na samego siebie, ilekroć tym myślę. Atmosfera mnie rozkojarzyła. Śmiech Stelli i te głupie kajdanki Ivana.

Jestem przekonany, że mnie okłamała. Musiałem powiedzieć coś głupiego. Patrzyła na mnie tak dziwnie.

Mogę jedynie mieć nadzieję, że nawet jeśli było to coś głupiego, to jednak nic ważnego.

Kiedy parkuję przy płocie rodziców i widzę Stellę obok drzwi wejściowych, jestem prawie pewien, że mam halucynacje. Ale wszystko wskazuje na to, że moje psy też ją zauważają, ponieważ natychmiast się ożywiają na widok nowego człowieka.

Wysiadam z samochodu z niepewnością w głowie. Kiedy tylko otwieram furtkę, psy prawie wyrywają mi ramiona ze stawów, tak bardzo próbują dostać się do Stelli. George'owi udaje się wyszarpać smycz z mojej dłoni i z językiem na wierzchu biegnie prosto na zaskoczoną dziewczynę.

Stella zniża się lekko i instynktownie wyciąga dłonie do psa, którego próbuję dogonić. George przewraca ją na ziemię.

– Och! – mówi, kiedy ja, John, Ringo i Paul do nich dobiegamy. – Ile miłości!

Pies stoi na jej brzuchu i merda całym swoim krótkim ciałem, najwyraźniej uważając, że ogon nie wystarczy. Usiłuje lizać ją po twarzy.

– George, kretynie, zachowuj się – warczę, ciągnąć czerwoną smycz. Jednocześnie nadal siłuję się z Johnem i Ringo.

Może to prawda, co mówią o psach upodabniających się do właścicieli. Spędzają całe dnie ze mną, więc logiczne jest, że gdy tylko zobaczyły Stellę, to natychmiast dostały na jej punkcie obsesji.

Jedynie Paul zachowuje odrobinę rezerwy. Macha krótkim ogonem, ale stoi grzecznie przy mojej stopie.

– Nie krzycz na niego – mówi Stella, powoli podnosząc się z ziemi. Włosy ma w nieładzie po starciu ze stukniętym psem. Trzyma go na rękach, a on patrzy na pozostałych z taką miną, jakby coś wygrał. – Och, dzień dobry!

Dziewczyna zaczyna głaskać resztę. Coś mnie łaskocze w klatce piersiowej.

– A to maleństwo? – Klęka przy Paulu i podsuwa mu dłoń pod nos.

– To jest Paul – wzdycham. – Czasem gryzie i raczej nie lubi nikogo oprócz mnie – ostrzegam.

Zdrajca zaczyna lizać Stellę po palcach.

– Pewnie czują na mnie kota. – Wstaje. Psy łażą wokół niej, ciągnąc za sobą zapomniane smycze, jakby była ołtarzem. – Yoko spała dzisiaj w moim łóżku i...

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now