Rozdział 17: Stella

1.2K 79 1K
                                    

– Tłumaczę ci, że cię ze mną nie wpuszczą – mówi chłodno Aaron, maszerując przed siebie z determinacją, kiedy wysiadamy z samochodu przed budynkiem więzienia. Truchtam, żeby nadążyć za jego długimi krokami. Ma bardzo zaciętą minę i jest wystrojony stosownie do okazji: ciężkie buty i pełen mundur, cały we wzorze, który nazwał jakoś profesjonalnie, ja natomiast nazywam go „plamy w kolorach ziemi".

Nie mam pojęcia, jakim cudem nie jest mu gorąco. Ja pocę się jak szalona, choć to pewnie bardziej przez nerwy niż ubiór.

– Nie zaszkodzi spróbować – upieram się. – Mówiłeś, że dzisiaj na służbie jest szeregowy Andris – przypominam mu. – Kiedyś przyjaźnił się z moimi rodzicami. Nigdy nie był służbistą, jestem pewna, że mnie wpuści.

Nie do końca wiem, co się z nim działo później. Pracował w logistyce w kopalni z moim ojcem, a po śmierci taty nagle, w wieku trzydziestu trzech lat, zmienił ścieżkę kariery. Co dziwne, nigdy nie awansował.

Funkcje strażników więziennych są u nas traktowane praktycznie jak kara dla żołnierzy – więzienie przez większość czasu świeci pustkami, nie mamy poważnych przestępców (choć teraz zaczyna do mnie docierać, że ludzie, którzy zrobią coś, co naprawdę zwróci uwagę władz, są po prostu likwidowani), a kieszonkowcy i wandale spędzają tu kilka tygodni, zanim uznaje się ich za oficjalnie zresocjalizowanych. Przez to w tych murach nigdy nic się nie dzieje, a strażnicy się nudzą.

Dlatego kierowani są tutaj albo najmłodsi żołnierze, albo... cóż „najgorsi". Tacy, których ich przełożeni nie chcą wykorzystywać do czegoś ważniejszego.

Spodziewałam się, że ochrona zostanie wzmocniona z okazji pobytu Ivana, ale widocznie uznali, że mury, kraty i łańcuchy wystarczą, aby zatrzymać go w środku. Nie sposób było się sprzeczać.

– To było kiedyś – wzdycha Aaron. – Pewnie nawet nie będzie cię pamiętał.

– Będzie mnie pamiętał, a do tego jestem tu z tobą – upieram się. – Po prostu poprosisz o wyjątkowe traktowanie, rzucisz nazwiskiem i wprowadzisz mnie do środka. Ja też chcę z nim porozmawiać.

Aaron nie odpowiada. Zapewne liczy na to, że wejdę z nim do budynku, a potem szeregowy Andris mnie odeśle.

Choć wydawało mi się, że wczoraj poczyniliśmy ogromny progres, dzisiaj Aaron jest dla mnie jeszcze bardziej chłodny i zdystansowany niż kilka tygodni temu. Nie mam pojęcia czy to przez stres, czy może wydarzyło się coś, czego nie wiem.

Nie jest to jednak dobry moment, żeby się nad tym zastanawiać.

Nie mamy żadnego planu. Po tym jak wczoraj wieczorem zabrano Ivana, wszyscy spędziliśmy długie godziny w mojej piwnicy, głównie siedząc na podłodze, panikując i myśląc.

Aaron nie zamierzał wdawać się w szczegóły, kiedy Axel próbował dowiedzieć się, dlaczego nie zostaliśmy pociągnięci do odpowiedzialności. Odpowiedział jedynie „nepotyzm" i kazał nam się zamknąć.

Czyli dobrze się stało, że te kilka tygodni temu to akurat jego zaangażowałam w akcję „ratujmy nieprzytomnego wroga z pola bitwy".

Nie mieliśmy pojęcia co ze sobą zrobić. Przez całą noc żadne z nas nie poszło spać, Aaron i Milo nie wrócili do siebie. Axel podeptał wszystko, co chaotyczna obecność Ivana zdążyła rozrzucić na podłodze. Spacerował tak przez cały czas, ale każdy plan działania, jaki zaczynał z siebie wyrzucać, urywał w połowie zdania i kręcił głową z frustracją.

W końcu, o szóstej rano, Aaron wstał, otrzepał spodnie i oznajmił, że musi koniecznie iść do pracy tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, a Axel się z nim zgodził. Nie powinniśmy zachowywać się jak kryminaliści.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now