Rozdział 8: Aaron

1.1K 77 496
                                    

Wchodzę do domu rodziców i zastanawiam się, dlaczego mama chciała, żebym koniecznie wpadł do niej dzisiaj po godzinie szesnastej. Coś wydaje się nie w porządku, ale jestem zbyt rozkojarzony, żeby zastanowić się nad tym dłużej.

Słyszę głos mamy dochodzący z salonu. Coś komuś opowiada. Ma gościa?

Otwieram drzwi i zaglądam do środka.

– Mamo? Chciałaś mnie widzieć?

Mama uśmiecha się podejrzanie szeroko. Zawsze cieszy się na mój widok, ale jej oczy zdradzają niemal ekstatyczną radość. I złowrogi błysk. Uczucie niepewności biegnie mi po kręgosłupie.

– Aaron! Dostałeś mój liścik?

Wchodzę do środka.

– Tak i miałem po drodze z... – urywam, kiedy mój wzrok ląduje na jej towarzyszce, której wcześniej nie zauważyłem.

O mój Boże. Mamo, co ty wyprawiasz.

Palce Stelli bieleją, zaciśnięte na filiżance.

Myślę o wczorajszym dniu, o jej kłamstwie, które powiedziała Jordiemu. O mojej fiksacji na punkcie pytania, dlaczego wybrała właśnie takie kłamstwo. O jej dłoni splecionej z moją.

– Aaron, skarbie – zaczyna mama. Rozsiada się w fotelu, uśmiechając się z przebiegłą satysfakcją. Jak królowa, która właśnie rozkazała dwóm biednym poddanym, aby tańczyli dla jej uciechy. – Zaprosiłam dzisiaj Stellę na herbatę. Nie mówiłam ci?

Oczy Stelli są wielkie i wpatrują się we mnie z wyczekiwaniem, a ja zapominam, że nie jesteśmy sami, że jedyny powód, dla którego ona tu jest, to fakt, że moja matka jest stuknięta.

Mrugam.

Zaciskam wargi.

– Nie. Nie mówiłaś.

– Dołącz do nas.

Stella mamrocze, że powinna się zbierać i rzeczywiście próbuje wyjść. Mama kontruje jej twierdzenie decyzją, że wszyscy zjemy razem ciasto.

Cudownie.

Ledwo słyszę ich wymianę zdań, przez krew szumiącą mi ze złością w uszach.

Mama wychodzi.

Nie mam pojęcia, jaki jest jej plan wobec Stelli. Wiem za to, że mieszanie w jej życiu i wciąganie jej w gierki nie ma szans skończyć się dla niej dobrze.

A przede wszystkim, mama może powiedzieć jej o mnie. Albo Stella sama się domyśli. Niezależnie od tego, jak bardzo się starałem i ile nieprzyjemnych słów rzuciłem w jej stronę, kiedyś się zapomnę. Kiedyś na sekundę opuszczę maskę, a ona zorientuję się, jak na nią patrzę.

Wyobrażam sobie jej twarz, wykrzywioną grymasem obrzydzenia. Żołądek ściska mi się nieprzyjemnie.

– Twoja mama mnie zaprosiła – wypala Stella.

Tłumię chęć przewrócenia oczami.

– To już wiem.

Przygryza wargę, a mój wzrok się do niej przykleja.

– Powiem jej, że nie jestem głodna.

Zanim zdąży odejść, impulsywnie łapię ją za łokieć. Czuje mrowienie w palcach.

– To trochę nieuprzejme. – Jeśli teraz odejdzie, mama nie tylko będzie załamana, ale również obwini mnie za całą sytuację. Tak przynajmniej to obie tłumaczę, ale to głupie. Nie powinienem jej zatrzymywać.

Nie każdy bohater nosi plecakWhere stories live. Discover now