Rozdział 4

8.1K 591 142
                                    

*Nathaniel

Siedziałem na stogu siana, opierając się plecami o spróchniałe deski, które tworzyły jedną ze ścian szopy.

Patrzyłem na śpiącą dziewczynę, której głowa spokojnie spoczywała na moich kolanach. Pełne, malinowe usta miała lekko rozchylone. Od czasu do czasu marszczyła lekko brwi, jakby się nad czymś zastanawiała.

Po raz kolejny rozejrzałem się po budynku, jednak od czasu bójki o posiłek nic się nie zmieniło. Wszyscy leżeli bądź siedzieli nieruchomo, tępo patrząc przed siebie lub w podłogę. Nikt się nie odzywał. Raz na jakiś czas ktoś nagle podrywał głowę i rozglądał się szybko dookoła, ale chwilę potem jego oczy znowu przybierały mętny kolor i powracał do stanu odrętwienia.

Nie wiem, czy to działanie pecusa, czy do jedzenia było dodane coś jeszcze, ale łatwo było się domyślić, iż miało to ułatwić porywaczom zadanie, którym było dostarczenie nas na targi niewolników. Praktycznie nikt z tu obecnych nie był w stanie powiedzieć, kim jest, a co dopiero stawić jakiś opór.

Ponownie przeniosłem wzrok na Annael.

Zacząłem się znowu zastanawiać, kim ona może być? Na pewno była w niej elfia krew, widać to po jasnej cerze, lekko szpiczastych uszach, oraz tych przecudnych, fioletowych oczach. W swoim życiu spotkałem już niejednego elfa, ale żaden z nich nie miał takich oczu jak ona.

Byłem też pewny, że w jej żyłach płynie magia pięciu żywiołów. Zapewne miała w rodzinie jakiegoś maga. Ale co z resztą?

Skąd się wzięła moc uzdrawiania? I te płomyki ognia, które pojawiają się czasem w jej oczach?

Moje rozmyślania przerwał cichy odgłos kroków. Poderwałem głowę do góry i zobaczyłem przed sobą szczupłą dziewczynę o czarnych włosach.

Jak ona to zrobiła? Powinienem był ją usłyszeć od razu, gdy wstała!

- Ekhem... Nie chcę ci przeszkadzać w... tym czymś, co tam teraz robisz, ale muszę porozmawiać z Annael. - Głos miała pewny siebie i zadziorny. Na twarzy dziewczyny widniał nieco arogancki uśmiech. Można by nawet powiedzieć, że czekała na jakiś sprzeciw, ale gdy spojrzałem jej w oczy, ujrzałem powagę i determinację.

Wiedziałem, że jeśli będzie chciała porozmawiać z elfką, to w ten czy inny sposób to zrobi, a ja wolałem nie wchodzić jej w drogę. Nie wiedziałem, kim była, ale z pewnością kimś, z kim się nie zadziera. Był tylko jeden mały problem...

- Annael śpi. Nie możesz odłożyć tej rozmowy na później? I tak jesteśmy tu zamknięci - mruknąłem, patrząc na nią spokojnie.

- Gdybym mogła porozmawiać z nią później, to tak bym zrobiła, przystojniaczku, ale muszę pogadać z nią teraz - powiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.

Westchnąłem cicho, pochyliłem się lekko nad hybrydą i próbowałem ją obudzić, potrząsając delikatnie jej szczupłym ciałem. Dziewczyna jednak naprawdę musiała być zmęczona, bo spała dalej, mamrocząc coś tylko pod nosem.

Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, czarnowłosa kucnęła przed nami, złapała dziewczynę za ramiona i szarpnęła do przodu, a następnie bez najmniejszego wysiłku dźwignęła dziewczynę w górę tak, że teraz obie stały.

To ostatecznie obudziło elfkę. Oczy miała szeroko otwarte, zaczęła się szybko rozglądać, aż w końcu jej fiołkowe spojrzenie skierowało się na sprawczynię tego całego zachodu.

- Zoe? Coś się stało? - Usłyszałem jej dźwięczny głos. Pobrzmiewała w nim typowa po przebudzeniu chrypka. A więc dziewczyny się znały... Ciekawe jak długo?

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now