Rozdział 10

6.8K 524 268
                                    

Od kilku godzin wędrowaliśmy przez las. Słońce powoli zachodziło na horyzoncie, a powietrze stawało się coraz chłodniejsze.

Szłam tuż za dwoma mężczyznami. Żaden z nich nic nie mówił. Wyjątkiem były krótkie postoje, kiedy to Nathaniel pytał, czy nie chciałabym może się czegoś napić.

Odkąd powiedziałam im w jaskini całą moją historię, poczynając od ucieczki przed Czarnymi Rycerzami, poprzez pierwsze pojawienie się Feniksa, aż do momentu, w którym powróciłam ze "świata zmarłych", żaden z nich się do mnie nie odzywał.

Nathaniel dlatego, bo pewnie wciąż przyswajał informacje albo może miał nadzieję, że będę bardziej... normalna?

Może nie chciał się zadawać z kimś takim jak ja?

Ethan natomiast niczym się nie przejął. Nie odzywał się do mnie, bo mnie nie lubił. W ogóle mało mówił.

Cichociemny gbur.

Po raz kolejny potknęłam się o zbyt długie nogawki spodni, które należały do bruneta. Okazało się, że miał w torbie zapasowe ubrania, które oczywiście były na mnie za duże, ale nie pozwolił mi ich skrócić.

Próbowałam je jakoś podwinąć, ale ciągle spadały. Koniecznie musiałam znaleźć jakieś nowe ciuchy.

Gdy na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy, zatrzymaliśmy się.

- Na tym wzgórzu przed nami jest chatka leśnika. Mijałem ją, gdy ciebie szukałem. - Ethan zwrócił się do przyjaciela. - Nie wyczułem tam niczyjej obecności. Stoi pusta zapewne od kilku lat, dlatego możemy tam się zatrzymać. Lepsze to, niż spać tutaj. Nie wiadomo, co tu krąży.

Blondyn kiwnął głową, zerknął na mnie, a następnie ruszył we wskazane wcześniej miejsce.

No super, wszyscy mają mnie gdzieś. Jeny, ale faceci są skomplikowani.

Dotarłszy na miejsce, rozejrzałam się dookoła. Chatka była niewielka, wyglądała na starą. Szyby były tak zakurzone, że nie było przez nie widać wnętrza. W niektórych miejscach były sporych rozmiarów pajęczyny, a większą część ścian pokrywał mech. Dookoła rosły chwasty i jakieś paprocie.

Brunet podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Ani drgnęły.

Odsunął się kawałek i kopnięciem wywarzył je. Były tak stare i spróchniałe, że nie stawiały większego oporu. Zawiasy od razu odpuściły sobie walkę, ulegając sile chłopaka.

Weszliśmy do środka.

Pomieszczenie składało się z malutkiej kuchni i dużego salonu oraz niewielkiej izby, prawdopodobnie sypialni. Nie widziałam nigdzie łazienki.

Gdyby nie wszechobecny bałagan byłoby tu nawet przytulnie.

Byłam prawie pewna, że mieszkała tu kiedyś jakaś kobieta. Na stoliku leżała ładnie zdobiona serwetka, na której stał szklany wazon. Kwiaty dawno już zwiędły, ale kiedyś na pewno były to śliczne róże.

Firanki w kwieciste wzory i szyszki ustawione w rządku na półce nad kominkiem utwierdzały mnie tylko w moim przekonaniu.

Ethan podszedł do kominka i zaklęciem rozpalił ogień. Ja w tym czasie podeszłam do drzwi oddzielających izbę od reszty mieszkania i spróbowałam je otworzyć.

Rozległo się głośne skrzypienie, ale otworzyły się bez większych problemów.

Pośrodku pomieszczenia stało wielkie łoże, a przy jednej ze ścian była sporych rozmiarów szafa.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now