Rozdział 50

4.3K 390 688
                                    

*Ethan

Stałem nieruchomo, obserwując, jak Czarny Mag powoli zbliża się do Nathaniela.

W jego czarnych tęczówkach dostrzegłem mściwą satysfakcję.

Napiąłem mięśnie, próbując uwolnić się od zaklęcia, podczas gdy Gabriel ujął mojego przyjaciela pod brodę i uśmiechnął się nieznacznie.

Poczułem, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega mi po kręgosłupie. Bałem się o blondyna, a ten uśmiech nie wróżył nic dobrego.

- Ciekaw jestem, czy wytrzymasz dłużej, niż twój ojciec - wymruczał cicho mag, a w pomieszczeniu zrobiło się chłodniej.

Nagle krzyk Nathaniela odbił się echem od ścian.

Mogłem z tej odległości zobaczyć, jak jego żyły przybierają czarny kolor i pulsują pod skórą.

- Przestań! - usłyszałem krzyk Annael, która próbowała rzucić się w ich stronę, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa i upadła na posadzkę.

Gdy kolejny krzyk wydostał się z ust blondyna, poczułem, jak ogarnia mnie złość. Nie byłem w stanie nad nią zapanować, poza tym, wcale tego nie chciałem robić.

Rozprzestrzeniała się ona po całym moim organizmie, rozgrzewając mnie od środka. Wszystkie moje zmysły wyostrzyły się do granic możliwości i nim się obejrzałem, wokół mnie zaczęła gromadzić się ciemność.

Czarny Mag puścił Nathaniela i odwrócił się w moją stronę, a w jego oczach ujrzałem szok. Szybko jednak ustąpił on miejsca rozbawieniu, które było słyszalne również w jego głosie, gdy się odezwał:

- No proszę, a więc plotki mówiły prawdę. Mag ciemności pierwszego stopnia - mruknął i uśmiechnął się półgębkiem. - Niestety na mnie to nie działa, mój drogi.

Tym razem to ja posłałem mu uśmiech. Miałem ochotę rozszarpać go na drobne kawałki i to dosłownie. Czując, jak gniew odbiera mi resztki zdrowego rozsądku, odparłem:

- Zobaczymy.

Posłałem w jego kierunku smugi cienia, które oplotły się wokół jego rąk i nóg, zagłębiając pod bladą skórę. Sam natomiast rzuciłem się w jego kierunku i uderzyłem go z całej siły w splot słoneczny.

Ku memu rozczarowaniu, chłopak od razu upadł na kolana z cichym sapnięciem.

To ma być przeciwnik? Wielki mag od siedmiu boleści! Liczyłem na jakieś wyzwanie, chciałem, by chłopak umierał powoli ze świadomością, że to jego ostatnie minuty życia.

Coraz bardziej wkurzony, zacząłem okładać go pięściami. Już po chwili z jego nosa polała się krew, a na twarzy pojawiły się pierwsze siniaki. Chwyciłem za przód jego koszuli i szarpnąłem do góry tak, by patrzył mi prosto w oczy, które teraz były równie czarne, jak jego.

- I co, już nie jesteś taki potężny? - syknąłem, uśmiechając się kpiąco. On jednak uniósł kącik ust w górę i rzekł spokojnie:

- Chyba zapomniałeś o czymś istotnym. - Jego dłoń znalazła się na moim nadgarstku, a ciemne macki, które wcześniej go oplatały, zaczęły z powrotem wpełzać pod moją skórę. - To ja panuję nad mrokiem, nie ty. - Moją głowę przeszył ostry ból, jakby ktoś wbijał w nią sople lodu. Jęknąłem cicho, próbując odsunąć się od chłopaka, jednak mi na to nie pozwolił. - A tak poza tym - jego usta znajdowały się tuż przy moim uchu - nie czuję bólu.

Po moim policzku spłynęła niechciana łza, gdy krew powoli zaczęła zamarzać w moich żyłach. Ze zgrozą uświadomiłem sobie, że zarówno wargi jak i język mam odrętwiałe z zimna. Zerknąłem w dół i zauważyłem, że moja skóra jest blada i pokryta szronem, a paznokcie przybrały fioletowy odcień.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now