Rozdział 5

7.6K 577 232
                                    

Usłyszałam, jak ktoś wymawia moje imię. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam zmartwionego Nathaniela, który pochylał się nade mną i coś mówił. Nie rozróżniałam jednak poszczególnych słów. Nieustanny szum w mojej głowie był strasznie rozpraszający. Zmarszczyłam brwi i próbowałam skupić się na tym, co do mnie mówiono, ale nic z tego.

Po krótkiej chwili wargi Nathaniela przestały się poruszać. Jego twarz zastygła w bezruchu, który sekundę później zmienił się w wielki uśmiech. Chwycił moją dłoń i pomógł mi usiąść, a następnie powiedział głośno i wyraźnie tak, że mogłam go zrozumieć:

- Gdybyś tylko widziała swoją minę! - Śmiał się dalej.

Nie miałam pojęcia, co z moją miną było nie tak, ale automatycznie spróbowałam przybrać normalny wyraz twarzy. Niestety, to tylko wywołało jeszcze większy napad śmiechu u blondyna.

Lekko wkurzona trzepnęłam go w ramię. Chcąc jakoś zmienić temat, zapytałam:

- Co się stało?

Twarz chłopaka stała się nagle poważna, a głos miał surowy.

- Zemdlałaś. Mówiłem Ci, żebyś oszczędzała siły - skarcił mnie. - Jak chcesz pomóc innym, skoro sama leżysz na ziemi?

Zrobiło mi się głupio, bo co jak co, ale niestety miał rację. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, jednak gdy odezwał się ponownie, głos był już nieco łagodniejszy.

- Podczas gdy ty leżałaś nieprzytomna, Zoe postanowiła zostać naszą przywódczynią. Razem z resztą wymyśliliśmy plan, jak się uwolnić. Nie będzie łatwo, ale przynajmniej będzie zabawa! Mam już dosyć siedzenia w tym... czymś. - Zakreślił ręką łuk.

- Co to za plan? - zapytałam, ale w tej samej chwili podeszła do nas Zoe.

- Cieszę się, że jednak nie opuściłaś nas na zawsze - mruknęła, skanując moją twarz wzrokiem. - Jeśli chodzi o ucieczkę, cóż... plan jest prosty. Gdy będziemy już w lesie, część naszych magów rozwali łańcuchy, a reszta zaatakuje łowców. Chciałabym, abyś dołączyła do grupy, która ma się zająć magami. Z nimi będzie najciężej.

- W porządku, ale powiedz mi, skąd mamy wziąć na to moc? - Uniosłam brwi. - Wszyscy wyglądają na wyczerpanych, z pewnością każdy jest głodny, a jeśli ktoś wyczaruje mi, chociaż płomyk ognia, to serio będę pod wrażeniem.

Dziewczyna przyglądała mi się przez chwilę z zaintrygowaniem, a gdy się odezwała, mówiła powoli, jak do małego dziecka.

- Annael... Po tym, jak użyłaś swoich umiejętności, ich energia zaczęła się szybciej regenerować. Co prawda dużo im brakuje do pełni możliwości, ale uwierz mi, bez problemu rozpalą ci ognisko. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja próbowałam przetworzyć informacje.

Jeśli ona miała rację, to moja moc wpływała nie tylko na ciało, ale też na aurę chorego.

Niesamowite!

To by jednak wyjaśniało, czemu tak szybko traciłam siły. Odbudowywanie energii życiowej nie było proste. Z tego, co wiedziałam, są specjalne zakony, gdzie można się tego nauczyć, ale wielu chętnych odpadało już po pierwszym roku.

Kiedy już się stąd uwolnię, będę musiała to wszystko ogarnąć, ale teraz nie było na to czasu. Przez dziury w dachu mogłam ujrzeć zachodzące słońce, a to znaczy, że niedługo ruszamy w podróż.

- Posłuchaj - rzekła mulatka. - Gdy tylko pękną łańcuchy, spróbujemy jakoś załatwić tę bandę popaprańców, ale jeśli okaże się, że mamy marne szanse, każdy pobiegnie w swoją stronę. - Patrzyła na mnie poważnie, a jej głos był stanowczy. - Ja również. Nie mam rodzeństwa, więc jestem jedyną dziedziczką tronu i jeśli nie wrócę, to Zathei grozi wojna domowa. Chcę jednak, abyś coś wzięła. - Mówiąc to, ściągnęła ze swojej szyi srebrny łańcuszek.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now