Rozdział 31

5.6K 439 131
                                    

- Nie jesteś zmęczona? - Cichy głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia.

Pokręciłam przecząco głową, wtulając się bardziej plecami w jego klatkę piersiową.

Siedzieliśmy na kocu, który wzięliśmy z altanki i obserwowaliśmy, jak dwa ptaki kreślą dziwne wzory na tafli jeziora.

Wyglądem przypominały nieco dzikie łabędzie, jednak były trzy razy większe i mieniły się srebrem oraz turkusem. Od czasu do czasu z ich gardeł wydobywał się cichy śpiew, który przypominał mi życie na wsi, gdy byłam jeszcze dzieckiem.

W głowie wciąż miałam słowa Ethana sprzed kilku minut. Przez chwilę naprawdę uwierzyłam, że moja historia mogła mieć szczęśliwe zakończenie.

Przez chwilę...

Obiecałam mu, że zrobię dla niego wszystko i dotrzymam obietnicy. Nawet jeśli nie o takie wszystko mu chodziło.

- Drżysz - burknął chłopak i zaczął rozcierać moje nagie ramiona, które pokryte były gęsią skórką.

- Zimno jest... - wymamrotałam.

- Tobie zawsze jest zimno - parsknął. - Ja rozumiem, że chciałaś dla mnie ładnie wyglądać, ale zapamiętaj sobie, zdrowie przede wszystkim.

- Tak, wmawiaj sobie, jeśli to cię uszczęśliwia - prychnęłam rozbawiona jego uwagą.

- Tak się składa, że uszczęśliwia mnie coś innego - mruknął i oparł brodę na moim ramieniu.

Obróciłam nieco głowę, żeby mu się przyjrzeć.

Był przystojny jak zawsze. Czarne włosy opadały mu niesfornie na czoło, a w szmaragdowych oczach błyskały iskierki. Był doskonały w każdym calu.

No, prawie w każdym...

Tuż nad łukiem brwiowym miał niewielką, ledwo widoczną bliznę, a jego nos był nieco krzywy.

Zakładałam, że obie niedoskonałości powstały w wyniku jakiejś bójki, jednak zupełnie mi nie przeszkadzały. Nadawały mu nawet pewnego uroku.

- Poróbmy coś - zaproponowałam.

Brunet uniósł głowę i wyszczerzył się.

- Ja mam chyba nawet pomysł - rzekł, poruszając sugestywnie brwiami.

Trzepnęłam go w ramię, próbując ukryć uśmiech.

- Nie o takim czymś myślałam. Są inne sposoby na spożytkowanie energii.

Podniosłam się i patrzyłam na chłopaka z góry, czekając, aż się ruszy, lecz nic z tego. Rozłożył się na kocu i uśmiechał się bezczelnie.

- Ach tak? Na przykład jaki? - spytał.

- Pamiętasz, co mówił król? Mogę rozwinąć swoje umiejętności, jeśli tylko mi pomożesz. Niedługo wyruszamy do Dymiącego Lasu, przydałoby się poćwiczyć formę - rzekłam z entuzjazmem.

Chłopak jednak nawet nie kiwnął palcem.

- A co ja będę z tego miał? - drążył dalej.

- Wszystkie narządy na swoim miejscu - odpowiedziałam, uśmiechając się słodko.

Zobaczyłam, jak przez jego twarz przemyka cień obawy, ale szybko wziął się w garść.

- Nie dałabyś rady - rzucił stanowczo.

- Doprawdy? Tak jak wtedy, w Podziemnym Mieście? - Uśmiechnęłam się ze złośliwą satysfakcją.

- Miałaś farta. Przypominam, że za drugim razem to ja wygrałem.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now