Rozdział 42

4.7K 409 311
                                    

Kluczyliśmy między niewielkimi domkami z szarego kamienia, próbując dostać się do bogatszej części miasta - tutaj zwracaliśmy na siebie zbyt dużą uwagę.

- E! Paninka ni szuka czasem koguś do towarzystwa?! - Usłyszałam za sobą lekko bełkotliwy głos.

Spojrzałam na jego właściciela, który okazał się dorosłym mężczyzną z piwnym brzuchem i czerwoną, pulchną twarzą.

- Może innym razem. - Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie i już chciałam odejść, gdy poczułam jego rękę na ramieniu.

- Ale ja paninkę zapewniam! - krzyknął. - Ni będzie paninka żałowała! - Zaprezentował mi swoje brakujące uzębienie, zezując co i rusz na mój dekolt.

- Pani wyraźnie powiedziała, że nie. Spierdalaj - warknął Ethan, pojawiając się za moimi plecami.

- A bo co?! - wybełkotał mężczyzna, patrząc na niego wzrokiem, który zapewne miał być groźny.

Nie doczekał się odpowiedzi. Pięść bruneta wylądowała na twarzy tego typa, co wystarczyło, by znalazł się na ziemi z rozwalonym nosem.

Nie czekając na jego reakcję, Ethan wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę Nathaniela, który właśnie rozmawiał z jakąś kobietą.

- Mówię panu, gdyby nie dzieci, rzuciłabym to wszystko w cholerę! To niedorzeczne żeby takie podatki nakładać na handlarzy. Już sam eksport towaru to jakieś przegięcie! - Nieco otyła sprzedawczyni z burzą rudych loków żywo gestykulowała, skarżąc się na nowe przepisy.

- Dokładnie! A jeszcze te ataki po zmierzchu... Nie dość, że człowiek płaci za transport, to jeszcze rabusie i tak połowę wykradną! - Nathaniel wczuł się w rolę oburzonego kupca.

- Panie, jakie rabusie! To, to jeszcze pół biedy! Ale te mutanty co nocą wyłażą... Aż strach wyjrzeć przez okno, a co dopiero sprzeciwić się tym potworom. - Przez twarz kobiety przebiegł cień strachu.

- Spotkało cię to kiedyś, moja droga? - spytał książę, a na jego twarzy malował się niepokój i współczucie. Trzeba mu przyznać, że świetnie odgrywał swoją rolę.

- Mnie nie, ale sąsiadka wciąż się skarży, że rano znajduje swoje owce w zagrodzie, rozszarpane na strzępy. I nie ma mowy o żadnych wilkach! Wilki by zjadły jedną lub dwie i po sprawie, a tu? Leży z tuzin martwych owiec, flaki wybebeszone, a mięso śmierdzi, jakby gniło od tygodnia! Taka strata, mówię panu, coś okropnego!

- Zaiste, moja droga, okropność - westchnął blondyn. - Pani wybaczy, ale interesy wzywają.

Kobieta skinęła mu głową na pożegnanie i wróciła do swoich obowiązków.

- Idziemy dalej, Abelard miał rację, nie możemy się tu kręcić po zmroku - mruknął Nathaniel i ruszył w głąb miasta, a my tuż za nim.

Im bliżej byliśmy zamku, tym więcej ludzi kręciło się po ulicach. Pałac stał w samym centrum Agnor, na naturalnym wzniesieniu. Dominował nad całym miastem, rzucając olbrzymi cień na okoliczne budynki.

Pobieżnie zerknęłam na księcia i ujrzałam tęsknotę w jego oczach. Twarz Ethana nie wyrażała za to nic. Zupełnie nic. Wzdrygnęłam się, widząc go takim obojętnym.

Nagle ujrzałam grupkę mężczyzn, wyglądających na całkiem nieźle ustawionych. Rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu wybuchając śmiechem.

- Trzymaj. - Ściągnęłam biały płaszcz i wręczyłam go brunetowi.

- A ty gdzie? - spytał, gdy ruszyłam w kierunku rozbawionej grupki.

- Po zaproszenia - mruknęłam cicho, jednak wiedziałam, że mnie słyszy.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now