Rozdział 23

5.9K 444 117
                                    

*Ethan

Te dwa dni minęły nam szybko i spokojnie. Drugiego ranka dziewczyna chciała się ponownie ze mną zmierzyć. Tym razem nie protestowałem. W końcu miałem z nią rachunki do wyrównania.

Walka była równie zacięta, jak uprzednio. Włożyłem w nią niemało wysiłku i ostatecznie to ja wygrałem.

- To niesprawiedliwe! - krzyknęła dziewczyna, gdy całym ciężarem przygniotłem ją do ziemi, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. - Oszukiwałeś!

Była naprawdę wkurzona, co niezwykle mnie bawiło. Potrząsnąłem głową, dalej przyszpilając ją do podłogi.

- Wcale, że nie - zaprzeczyłem. - Tak jak się umawialiśmy, nie używamy magii, a reszta ruchów jest dozwolona. Niby jak miałem oszukiwać? - zapytałem z uśmiechem. Szczerze, to naprawdę byłem ciekawy, w jakiż to sposób ja oszukiwałem.

Dziewczyna poczerwieniała na twarzy.

- Ach tak?! Nie oszukiwałeś?! A koszulka sama się zdjęła i uciekła! - warknęła.

Ledwo te słowa opuściły jej usta, zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i odwróciła głowę, unikając mojego wzroku.

Gdy dotarło do mnie, o co jej chodziło, zaniosłem się śmiechem. Wykorzystując chwilę mojej nieuwagi, elfka zepchnęła mnie z siebie i ruszyła w stronę wyjścia, biorąc po drodze swój miecz.

Przez kolejne dwie godziny dokuczałem jej z tego powodu, gdy tylko nadarzyła się okazja, aż w końcu zirytowana powiedziała:

- Tak, miło się na ciebie patrzy, ale nie ciesz się tym tak bardzo. Nie tylko ty cieszysz oko.

I oczywiście szybko mi to udowodniła, gdy przechodząc obok areny, na której akurat odbywały się jakieś zawody, wskazała na walczących mężczyzn.

- Widzisz? Jak myślisz, dlaczego większa część widowni to kobiety?

Wyszczerzyłem się tylko i rzuciłem.

- Może nie jestem jedyny, ale z pewnością jeden spośród wielu... Chcesz tego czy nie, lecisz na mnie i nic z tym nie zrobisz.

Na moje słowa zachłysnęła się powietrzem, po czym bez słowa ruszyła w stronę jakiejś cukierni.

Czy wierzyłem w to, co mówię? Skądże znowu! Uwielbiałem się jednak z nią droczyć i ona chyba o tym wiedziała, a jeśli nie... No cóż, mam nadzieję, że mnie nie znienawidzi.

Podczas pobytu pod ziemią dowiedzieliśmy się, że mimo braku słońca, znajdują się tu różne pola uprawne. Magowie mieszkający w klasztorze pilnują, aby rośliny miały odpowiednią ilość energii i prawidłowo rosły. Dzięki temu państwo podziemne było praktycznie niezależne od reszty świata. Brakowało im jedynie uzdrowicieli, dlatego, gdy zwykła medycyna zawodziła, nie mieli innego ratunku dla chorego.

Nikt nie potrafił wytłumaczyć, czemu tak się działo. Istnieją pewne hipotezy, że to wszystko mialo związek ze słońcem, ale nikomu nie udało się tego dowieść.

Byłem zafascynowany tym, jak wszytko tu sprawnie funkcjonowało. Co więcej, mieszkańcy miasta byli niezwykle rozrywkowi. Codziennie odbywały się jakieś przyjęcia, zawody bądź przedstawienia.

W sumie, gdy to wszystko się już skończy, mógłbym tu pomieszkać jakiś czas. Myślę, że społeczeństwo chętnie by mnie przyjęło.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Annael.

- Powinniśmy iść dzisiaj do tego człowieka, który nas tu przyprowadził. Nie ma co zwlekać.

Skinąłem tylko głową, a po kilku minutach siedzieliśmy już w jego gabinecie. Tak jak poprzednim razem, mężczyzna siedział za biurkiem i uważnie nas obserwował.

Dziedzictwo FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz