Rozdział 49

4.3K 376 646
                                    

*Nathaniel

Siedzieliśmy w zimnej celi od dobrej godziny. Nie było tu nic, oprócz pleśni, wilgoci, kupki siana i zdechłego szczura w kącie, który powoli zaczynał gnić.

- Co za gnój - warknął Ethan już któryś raz z kolei. Odkąd Jacob nas tu wsadził, brunet obdarował go wieloma wymyślnymi epitetami. - Niech no ja go tylko dorwę, to pożałuje, że się w ogóle urodził.

Siedziałem oparty o zimną ścianę, obejmując rękoma kolana. Położyłem na nich głowę i przyglądałem się, jak mój przyjaciel chodzi w tę i z powrotem.

- Skurwysyn jeden, najpierw udaje kochającego brata, a potem robi wszystko, co ten patałach mu każe. - Zatrzymał się i uderzył pięścią w ścianę. Dłoń miał już całą poobijaną, ale nie zwracał na to uwagi.

- Ethan? - spytałem cicho, skubiąc nitkę wystającą z moich spodni. Chłopak przeniósł na mnie spojrzenie swoich zielonych oczu i uniósł pytająco brwi. - Jak myślisz, czy Annael mu uwierzyła?

Mój głos był niewiele głośniejszy od szeptu, ale on i tak doskonale mnie słyszał.

Przez jego twarz przemknął cień. Zacisnął pięści i odetchnął głęboko, po czym odparł:

- Myślę, że nie. Za dużo razem przyszliśmy.

Skinąłem niepewnie głową, próbując uwierzyć brunetowi.

Zależało mi na tej dziewczynie i nie chciałem, żeby myślała o mnie jak o kimś, kto chciał ją tylko wykorzystać.

- Ej, nie martw się tak. - Usiadł obok i objął mnie niezdarnie ramieniem. Uśmiechnąłem się nieznacznie pod nosem na ten gest, widząc jego starania. - Ta dziewczyna była gotowa oddać za nas życie, zaufaj jej.

Zerknąłem na niego z ukosa i widząc jego pewne spojrzenie, pokiwałem głową, a mój uśmiech się powiększył.

- Masz rację - mruknąłem.

- Jak zwykle, książę - prychnął. - Dlatego nigdzie się beze mnie nie ruszasz. Nawet tygodnia byś nie przetrwał. - Wyszczerzył się, a ja dałem mu kuksańca w bok.

Ten tylko parsknął śmiechem, jednak jego humor szybko się ulotnił, gdy usłyszeliśmy odgłos zbliżających się kroków.

- No to teraz pożałuje - burknął cicho, stając na równe nogi i spinając się, gotowy do ataku.

Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem, a do środka wszedł chłopak o popielatych włosach. Jego granatowe tęczówki przeskanowały pomieszczenie, ostatecznie zatrzymując się na brunecie.

- Wiem, co sobie myślicie, ale nie było innego wyjścia - zaczął chłopak, jednak nie było dane mu dokończyć, gdy mój obrońca przyparł go do ściany, zaciskając dłoń na jego szyi.

Zauważyłem, że temperatura w celi powoli zaczęła spadać, a to oznaczało tylko jedno - kłopoty.

Wstałem i położyłem dłoń na ramieniu przyjaciela.

- Ethan, uspokój się - powiedziałem łagodnie. Wzdrygnął się, jednak wciąż wbijał palce w szyję chłopaka. Jego skóra była tak lodowata, że czułem to nawet przez materiał koszulki. - Ethanie Denver, rozkazuję ci, zostaw go w spokoju. - Tym razem mój głos był stanowczy i nieco ostrzejszy, niż zamierzałem.

Nie lubiłem rozkazywać innym, zwłaszcza przyjaciołom, jednak gdy Ethan tracił kontrolę nad swoją mocą, ciężko było do niego dotrzeć.

Brunet trwał jeszcze chwilę w bezruchu, ale w końcu odsunął się od Jacoba, który zaczął łapczywie łapać powietrze.

Dziedzictwo FeniksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz