Rozdział 10

205 9 0
                                    


Właśnie przekroczyłam próg szkoły w Beacon Hills. Dzisiaj dzwonił do mnie mechanik oznajmić że moje auto jest już naprawione, jednak nie miałam czasu go odebrać więc zrobię to dzisiaj po szkole albo jutro. Po chwili ktoś do mnie podbiegł, ten ktoś to nikt inny niż Stiles Stiliński.

- An...

- Nie mam teraz czasu - powiedziałam próbując go spławić.

- Owszem masz. Dzwonek będzie dopiero za 15 minut, a twoja pierwsza lekcja to biologia na którą prawie zawsze się spóźniasz i nigdy nie słuchasz, bo wszystko już wiesz. - gdy to powiedział, zatrzymałam się i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Ten jakby dopiero teraz się zorientował co powiedział i się zarumienił.

- Stalkujesz mnie, Stilinski? - zapytałam.

- Nie... To znaczy tak, znaczy nie nie nie, nie stalkuje cię tylko... - zaczął się plątać w swoich słowach, na co się zaśmiałam pod nosem.

- Tak czy siak znam prawdę - oznajmiłam i zaczęłam się kierować w stronę szafki.

- Więc porozmawiamy? - powiedział opierając się o szafke obok mnie.

- Nie mamy o czym. - wzruszyłam ramionami.

- Nie mamy? - zapytał nie dowierzając - No wiesz wczoraj się prawie pocałowaliśmy więc myślę że mamy powód żeby porozma- nie pozowoliłam mu dokończyć.

- Nie Stiles, nie mamy. Zapomnij o tym, tak jak ja.

- Chcesz mi powiedzieć że zapomniałaś? - spojrzał na mnie zszokowany i tak jakby zawiedziony?

- Dokładnie tak. - powiedziałam odchodząc.

~~•~~

Pojechałam z Lydią do szpitala w sprawie Jacksona. Szczerze? Nie chciałam tam iść, miałam ważniejsze rzeczy do roboty, ale Lydia mnie poprosiła a czego nie robi się dla przyjaciółki?

Właśnie siedziałam na krześle czytając jakąś gazetę, i czekając na pare.

- Andrea? - usłyszałam głos Stilińskiego. - Co ty tu robisz? - zapytał po czym usiadł koło mnie.

- Mogłabym zapytać cię o to samo. - odpowiedziałam nadal na niego nie patrząc.

- Scott m-musiał tu coś załatwić, a ja go podwiozłem. - odpowiedział starając się nie jąkać. Tylko głupi niepomyślałby że nie kłamie.

- Kłamiesz Stiliński ale szczerze? - spojrzałam na niego. - Nie interesuje mnie to. - wzruszyłam ramionami.

Siedzieliśmy w ciszy dopóki nie zaczęłam mówić

- Lydia chciała żebym tu z nią przyjechała w sprawie Jacksona. - Brunet się na mnie spojrzał, a ja cały czas patrzyłam w gazete. - Nie żebym chciała, mam lepsze rzeczy do roboty niż troszczyć się blond lowelasa. - prychnełam.

Po chwili ciszy Stiles się odezwał.

- Wiesz An bo tak sobie pomyślałem że - przestał mówić kiedy na niego spojrzałam - Że moglibyśmy gdzieś wyjść jak za dawnych czasów? - Spojrzałam na niego dziwnie. - Jasne, oczywiście że się nie zgodzisz - powiedział do siebie. Wpadł mi do głowy pomysł. Który jak zawsze zrealizuje.

- Możemy pojechać razem na mecz w sobote. - kiedy to powiedziałam, Stiles odrazu na mnie spojrzał z szokiem wymalowanym na twarzy. - A potem możemy pójść do mnie albo do ciebie na maraton "Star Wars". - Po chwili dodałam. - Jak za dawnych czasów.

Stiles nie zdążył odpowiedzieć bo zobaczyłam Lydie i Jacksona, więc wstałam.

- I jak?

- Powiedział że jeden zastrzyk kortyzonu mnie nie zabije - odpowiedział Jackson.

- Przed meczem też przyjdzie. - powiedziała Lydia, blądyn spojrzał na nią zażenowany. - Zawodowcy robią to cały czas. Chcesz zostać amatorem, czy pragniesz być zawodowcem. - powiedziała, po czym pocałowała go namiętnie.

- Halo ja też tu jestem. - przypomniałam im. Oderwali się od siebie i spojrzeli na mnie - Idziemy? - zapytałam. Rudowłosa skinęła głową i zaczeła z Jacksonem iść w stronę wyjścia. - Do zobaczenia Stiliński. - pożegnałam się z brunetem, nie czekając na jego odpowiedź także ruszyłam w stronę wyjścia.

Stiles POV

Obserwowałem jak brunetka zmierza w stronę wyjścia.
Nie powiedziałem jej prawdy dlaczego tu jestem.
Z tego co wiem ten cały Derek jest dla niej ważny, więc jakby się dowiedziała z jakiego powodu przyjechałem tu ze Scottem pewnie by nas zabiła.

Przez chwilę patrzyłem w stronę wyjścia, i myślałem nad wieczorem w sobotę.
Myślałbym dłużej gdyby nie Scott który do mnie podszedł. Pstryknął mi przed oczami na co się wzdrygłem.

- To ten sam zapach.

- Napewno? - zapytałem wstawiając.

- Tak. - westchnął.

- Czyli drugą połowę zwłok zakopał przed domem.

- Mamy dowód że to on zabił.

- Wykorzystajmy to. - powiedziałem i zacząłem kierować się w stronę wyjścia.

- Jak? - zapytał Scott. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego.

- Najpierw mi odpowiedz. Robisz to żeby powstrzymać Dereka, czy żeby zagrać w meczu, na co on ci nie pozwala? - Zapytałem.

- A ty? Robisz to żeby go powstrzymać, czy dlaczego że jesteś zazdrosny o An? - zapytał na co zaniemówiłem.

- Masz jeszcze jakiś dowód że to on? - zmieniłem temat.

- Na nogach są ślady zębów. - odpowiedział.

- Okej... Przyda się nam szpadel.

I'm a monster//Stiles StylinskiOù les histoires vivent. Découvrez maintenant