- Przypomniałeś sobie? - zapytałam.- Byłem tam zeszłej nocy, część krwi jest moja.
- Zraniłeś go? - zapytał Stiles.
- Nie. Widziałem tam płonące oczy, to był Derek. - Derek? Co on kombinuję?
- A co z kierowcą? - zapytał Stiles.
- Chyba go broniłem.
- Co? - spojrzałam na niego nie rozumiejąc.
- Derek miałby ci pomóc to przypomnieć? - prychnął Stiles.
- Tego właśnie nie rozumiem.
- Musi chodzić o stado. - Scott spojrzał na Stiles'a.
- To znaczy?
- Coś jak inicjacja. Zabijanie wspólne. - oznajmiłam.
- Dokładnie. - zgodził się Stiles patrząc na mnie.
- Wspólne rozszarpywanie komuś gardła pomaga zacieśniać więź?
- Ale ty nikogo nie skrzywdziłeś, więc nie jesteś mordercą. A to oznacza- nie dokończył Stiles bo Scott mu przerwał.
- Że mogę iść na randkę z Allison. - uśmiechnął się.
- Miałem powiedzieć że nas nie zabijesz. - wtrącił Stiliński patrząc na mnie.
- No tak, to też. - zgodził się Scott.
- Nadal się uganiasz za tą Allison? - zapytałam.
- Co masz na myśli?
- To, że jej ojciec jest łowcą. - zresztą nie tylko on.
- Ale ona nie.
- Masz pewność? - spojrzałam na niego. Scott zaniemówił, zaczynając patrzeć wszędzie tylko nie w moje oczy na co prychnełam. - Żałosne.
- Gdyby była łowcą, powiedziała by mi. - o proszę, Scott zaczął mówić.
- Czemu tak sądzisz?
- Ufa mi.
- Jesteś pewien?
- Dobra, koniec. - wtrącił Stiles. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, jednak przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni odrazu odbierając.
- Halo?
- Nadal masz ten sam numer.. Ja bym na twoim miejscu go zmienił. - zamarłam kiedy usłyszałam jego głos. Spojrzałam na Stiles'a który raz patrzył na mnie a raz na drogę. Spojrzałam też na Scott'a który patrzył się na mnie zdezorientowany. Podsłuchiwał.
- Stiles.. - brunet odrazu się na mnie spojrzał. Usłyszałam parsknięcie z drugiej strony słuchawki. - Zatrzymaj samochód.
- Co? - spojrzał na mnie myśląc że się przesłyszał.
- Zatrzymaj ten pieprzony samochód! - Stiles odrazu się zatrzymał przez co lekko poleciałam do przodu. Otworzyłam drzwi od jeepa po czym odpiełam pas. - Muszę coś jeszcze załatwić, jedzcie beze mnie.
- Co się dzieje Ana? - zapytał Stiles. Przez co na niego spojrzałam.
- Nic. - odpowiedziałam po chwili ciszy. - Tak jak mówiłam, mam coś do załatwienia. - wyszłam z jeepa kierując się w inną stronę niż mieliśmy jechać. Scott i Stiles pojechali w stronę domu.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Raczej czego ty chcesz. - odrazu się odwróciłam słysząc głos za mną.
- Stefan...
- Cześć An. - uśmiechnął się, tylko nie tak jak zawsze. - Wiesz przejeżdżałem sobie koło Beacon Hills i sobie pomyślałem. Odwiedzę starą znajomą. - zaczął się do mnie zbliżać. Z każdym jego krokiem w przód, ja robiłam krok w tył. - Tą która przyjaźni się z moim bratem.
- Stefan nie jesteś sobą.
- Tą, która jest bardzo ważna dla Damon'a. - kontynuował mówić, nie zwracając uwagi na to co powiedziałam.
- Nie chce ci zrobić krzywdy, Stefan.
- Pewnie Damon już do ciebie dzwonił prawda? Powiedział ci że chce zabić ważne dla niego osoby. Tylko wiesz co? Chyba nie jesteś dla niego AŻ tak ważna.
- Przestań.
- No bo wiesz.. Zamiast przyjechać żeby ciebie bronić, on woli uganiać się za Eleną.
- Nie zamącisz mi w głowie.
- Pewnie nawet nie będzie go obchodziło to, że ciebie zabije.
- Przestań.
- Wyrwę ci serce a pote- nie dokończył bo jego ciało padło martwe na ziemię.
- Żałosne. - prychnął niebieskooki patrząc na mnie. - Oh, no chyba nie myślałaś że bym pozwolił mu cię skrzywdzić. - zaśmiał się. Podeszłam do niego jak najszybciej się da, po czym mocno przytuliłam.
- Uważaj bo mnie udusisz. - znowu się zaśmiał co odwzajemniłam.
- Tęskniłam debilu.
- Ja też, idiotko.
- Uważaj na słowa, Salvatore.
- Jasne. - prychnął.