Rozdział 25

169 11 0
                                    


- Lydia?! Lydia! Przepraszam! - zatrzymałam jakiegoś policjanta. - Widział pan Lydie Martin?

- Tam jest. - wskazał palcem. - Może podejść do niej tylko rodzina.

- Spokojnie, jestem jej daleką kuzynka.

Nie ładnie tak kłamać.

- Lydia! - krzykłam żeby zwrócić jej uwagę. Kiedy mnie zobaczyła, wstała podbiegając do mnie i mocno przytulając. - Nic ci nie jest?

- Nie jest tak źle. Dziękuję że przyjechałaś. - odsunęła się ode mnie.

- Jasne.

- Jak się tu dostałaś? Wątpię żeby cię tu wpuścili.

- Wątpisz we mnie? - uśmiechnęłam się lekko.

- Racja.

"Mówię że nic mi nie jest! Chce stąd iść!"

"Rozumiem.." - spojrzałam w stronę Jacksona który kłócił się z szeryfem Stilińskim.

"Nie, nie rozumiesz! To zbyt trudne dla gliniarza z minimalną pensja!"

- Co za dupek. - powiedziałam do siebie, kierując się w tamtą stronę. Usłyszałam tylko westchnięcie ze strony nastolatki. Nie zatrzymała mnie, bo wiedziała że to nic nie da.

- A teraz chce iść do domu!

- Grzeczniej, Withmore. - wtrąciłam się.

- O proszę, księżniczka McCall przyszła chronić ojczulka swojego chłopaka? - prychnął.

- A żebyś wiedział. - powiedziałam przez co Jackson, jak i szeryf Stiliński spojrzeli na mnie zdziwieni. - Więc radzę ci być miłym dla szeryfa albo obije ci mordę. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

- Czy to martwe ciało?! - spojrzałam na Stiles'a który wskazał palcem na lekarzy, którzy kierowali łóżko lekarskie na którym było martwe ciało, przykryte białym prześcieradłem. Po chwili nasze oczy się spotkały. To było jak hipnoza, nie mogłam się przestań na nie patrzeć. Nie wiem ile tak staliśmy, patrząc się na siebie nawzajem. Wiem, że mogłabym stać tak dłużej, jednak przeszkodził mi głos Dereka.

"Teraz zaczynasz rozumieć?"

"Rozumiem, że zabija ludzi, ale nie rozumiem dlaczego. Przecież my nie mordujemy ludzi po nocach." - spojrzałam się na dach sklepu z płytami, na którym stał Derek i Scott, rozmawiając.

"Jesteśmy drapieżnikami. Nie musimy mordować."

"A czemu on morduje?"

Chciałabym to wiedzieć.

"Właśnie to chcemy wiedzieć." - powiedział Derek patrząc na mnie, a potem się oddalając. To samo zrobił Scott.

- Andrea..

- Tak?

- Mamy problem.

- Jaki problem, Damon? - zapytałam. Niebieskooki spojrzał w stronę lasu. Zmarszyczłam brwi, patrząc w to samo miejsce. Zobaczyłam Stefana, tylko nie tego co chciałam zobaczyć. Zobaczyłam Stefana bez uczuć.

- Idziemy. - powiedziałam, zaczynając iść w tamtą strone. Z każdym naszym krokiem w przód, Stefan robił krok w tył. Po chwili użył swojej nadprzyrodzonej szybkości, zaczynając uciekać. Kiedy znikneliśmy z pola widzenia policjantów, zrobiliśmy to samo.

~~•~~

Cały czas omijaliśmy jakieś drzewa, biegnąc za młodszym Salvatore. Nie miałam zamiaru się poddać, tak samo jak Damon. Po chwili poczułam ból na całym ciele, przez co się zatrzymałam. Spojrzałam w dół widząc kółek z drewna.

- Serio, Stefan? - zapytałam śmiejąc się. Jednym ruchem wyjęłam kołek z brzucha. - To była moja ulubiona bluzka. - jęknęłam niezadowolona. - Będziesz musiał mi ją odkupić.

- Nie zdążę ci jej odkupić bo będziesz wtedy martwa. - zaczął biec w moją stronę, jednak nie zdążył mnie nawet dotknąć bo Damon znalazł się przede mną, popychając Stefana na drzewo.

- Ał, to musiało boleć.

- Stefan nie masz kultury. Najpierw trzeba porozmawiać, pójść do baru, napić się burbonu. A nie, odrazu chcesz zabić. - prychnął Damon. - To jest żałosne.

- Ah oczywiście. Bronisz swojej ukochanej co? - jęknął Stefan z bólu.

- Oczywiście że broni. Kupił mi nawet pierścionek zaręczynowy. Chcesz zobaczyć? - Podniosłam z ziemi kółek, który przed sekundą był wbity w moje ciało. - Może zaprosimy cię na ślub. - wzruszyłam ramionami zaczynając się kierować do Stefana. - Co o tym myślisz, Damon?

- Zastanowię się.

- Widzisz? Damon się zastanowi. Teraz to zależy od ciebie. - Zaczęłam szybko biec w jego stronę, jednak Stefan zdążył wstać. Popchnął mnie przez co poleciałam do tyłu. Jednak Damon mnie złapał przez co upadłam na niego.

- Popełniasz baaaardzo duży błąd, skarbie. - powiedział Stefan patrząc na mnie.

- Ah doprawdy? - zapytałam wstając. - Jaki popełniam błąd?

- Taki, że ty teraz jesteś tu, a twój ukochany może w tym momencie umierać.

- Ukochany? Jaki uko- przerwałam, wiedziałam o kogo mu chodzi. Stefan uśmiechnął się szyderczo.

- Właśnie. Co teraz zrobisz? Masz szansę na złapanie mnie. Ale w tym czasie, on umrze. - spojrzałam na Damon'a, który kiwnął głową.

- Leć. - powiedział. Nie zastanawiając się dłużej, zaczęłam biec jak najszybciej się da. Nie wiedziałam gdzie, ale cały czas biegłam. Po chwili zatrzymałam się, czując krew. Zaczęłam się kierować w stronę zapachu, aż w końcu znalazłam się na pustej ulicy. Odwróciłam się, widząc leżące ciało. W ciągu sekundy znalazłam się przy ciele, kucając. Zobaczyłam że ledwo oddycha, i ma krew na szyji.

- Cholera. - powiedziałam do ciebie. Zaczęłam czuć, że moja twarz się zmienia.

Nie możesz stracić kontroli

Zaczęłam klepać go po policzku. - Stiles? Stiles obudź się, proszę. - poczułam łzy na policzkach, jednak w tym momencie miałam to gdzieś. Nie myśląc o konsekwencjach, przegryzłam nadgarstek aż do krwi. Przyłożyłam rękę do ust chłopaka, mając nadzieje że to pomoże. Jednak to nic nie dawało. - Stiles proszę do cholery. Stiles! Obudź się! - zaczełam krzyczeć, robić reanimację, jednak to nic nie dawało. - Stiles...Nie mogę cię stracić rozumiesz? Nie mogę.. - powiedziałam kładąc głowę na jego klatce piersiowej, płacząc. Po jakiś dziesięciu sekundach, jego klatka piersiowa się poruszyła, a on sam wziął głęboki wdech. Odrazu podniosłam głowę do góry. - Stiles.. Już, już wszystko dobrze. - brunet spojrzał na mnie kaszląc. Cały czas się trzęsąc, przytuliłam go do ciebie. - Już wszystko okej..

- Andrea... - powiedział ledwo.

- Ciii.. Nic nie mów.

I'm a monster//Stiles StylinskiDove le storie prendono vita. Scoprilo ora