Rozdział 23

164 11 0
                                    


- Tojad mocny. - powiedział Stiles patrząc na telefon. - Przypomina ci to coś? - spojrzał na Dereka.

- To gatunek mordnownika. - oznajmiłam. - Niech przyniesie kule.

- Po co? - brunet spojrzał na mnie.

- Bez niej umrę. - powiedział ledwo Derek.

Po chwili weszliśmy do lecznicy. Trzymałam Derka w talii, żeby się nie wywrócił.

- Może wystarczy wypić trochę ziółek i dobrze się wyspać. - powiedział brunet kiedy patrzył na Dereka który grzebał w szufladach.

- Stiles to nie są żarty! - spojrzałam na niego.

- Kiedy infekcja dotrze do mojego serce, zabije mnie.

Bądź silna

- "Pozytywne myślenie" to dla ciebie obce wyrażenie, co? - zapytał Stiles.

- Przygotujemy się do planu awaryjnego.

- Czyli?

- Odetniesz mi rękę. - spojrzał na Stiles'a.

- To jest tak cholernie głupi pomysł. Co chciałeś tym osiągnąć co?! - krzyknęłam.

- Chciałem znaleźć alfę.

- Mogłeś do mnie zadzwonić to bym ci pomogła razem z Damon'em! Aż takie to było trudne?!

- Damon tu jest?

- Nie zadawaj pytań tylko mi odpowiedź! Takie to było trudne?!

- Nie chciałem cię narażać!

- Narażać?! Kurwa, Derek! Jestem silniejsza od ciebie!

- Watpie żebys była silniejsza od wilkołaka. - wtrącił się Stiles.

- Zamknij się! - krzyknęliśmy oboje patrząc na bruneta, który podniósł ręce w geście obronnym.

- Wystarczyło zadzwonić! "Andrea, musisz mi pomóc!"

- Mówię że nie chciałem żeby coś ci się stało!

- Ale w tym momencie stało się tobie. Co się stanie jeśli umrzesz co?!

- Nie umrę!

- Nie dam sobie rady bez ciebie, okej?! Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu do cholery! Nie chce żeby ktoś znów dla mnie ważny ucierpiał! - powiedziałam czując łzy na policzkach.

- Nie stracisz.. - powiedział spokojniej Derek.

- Gówno prawda. - wyszłam jak najszybciej z lecznicy, po czym zaczełam głęboko oddychać. - Uspokój się, Andrea. - powiedziałam sama do siebie. - Będzie dobrze. - szepnełam jednak to nie pomogło. Zaczęłam gorzej płakać, klęcząc na kolanach. Po chwili poczułam ciepło.

- Już spokojnie. - szepnął Stiles. - Uspokój się, dobrze? Oddychaj. - powiedział Stiles przytulając mnie, i kołysząc. Zawsze to robił kiedy płakałam, i zawsze działało. - Chodź. - powiedział cicho, pomagając mi wstać, żeby usiąść na krawężniku. Gdy usiadliśmy, Stiles objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do jego klatki piersiowej, wsłuchując się w jego bicie serca. Nie obchodziło mnie teraz to, ze mnie widzi w rozsypce, że widzi mnie płacząca. Straciłam już dużo osób. Albo ich zraniłam, albo zostali zabici. Jeśli umrze Derek to sobie nie poradzę. To on mi pomagał kiedy dowiedziałam się prawdy. To on był wtedy, kiedy byłam na skraju załamania. Wtedy kiedy kogoś zabiłam. Był, jest i musi być w moim życiu.

- Nie mogę go stracić.

- Nie stracisz...

I'm a monster//Stiles StylinskiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ