6. everybody's got their demons

134 11 4
                                    

dziś bez notki, po prostu mam nadzieję, że wam się podoba!

- Myślisz, że zrobiła mu jazdę o te fistaszki?

Niedzielne popołudnie Blair i Tracy spędzały w drodze. Było fajnie podczas weekendu, ale powrót do rzeczywistości i tak odwlekany trochę za długo, pozostawał nieuniknioną marą, która teraz nabierała jeszcze wyraźniejszych kształtów. Kampus zbliżał się coraz bardziej. Blair siedziała za kierownicą SUV'a przyjaciółki, a Tracy próbowała doczytać jeszcze coś z podręcznika do prawa cywilnego.

- Zrobiłaś to specjalnie? – Tracy uniosła jedną brew, co Blair uważała za fantastyczną umiejętność, której sama nie posiadała.

- Nie. Ma uczulenie, a jedna wizyta w szpitalu w tygodniu na pewno mu wystarczy.

- A co z jego ręką?

- Chyba po prostu był typowym Lukiem i się popisywał. Nic czego już byśmy nie widzieli. – Blair wzruszyła ramionami. – Wezmę od Anthony'ego notatki. Mówił, że ten podręcznik nadaje się tylko do wsadzenia sobie w dupę.

- Wiesz, że nawet to przemyślę.

Ich mieszkanie było w dokładnie takim stanie, w jakim je zostawiły wyjeżdżając. Blair rzuciła torbę do swojego pokoju. Szybko wzięła prysznic, wciągnęła na siebie dresy gotowa by zasiąść przed laptopem i jeszcze doczytać kilka rzeczy i może poprawić esej. Tracy natomiast rozsiadła się przed telewizorem w salonie i na pełnej głośności włączyła Grease.

- Zabiję cię! – krzyknęła Blair ze swojej sypialni, a potem trzasnęła drzwiami, choć i to niewiele pomogło.

Chyba nic nie było w stanie powstrzymać Olivii Newton-John i jej głosu w Summer Nights. Nic, nawet te cholerne drzwi i nawet cholerne myśli Blair krążące w jej głowie i uciekające co chwilę do tej Leigh. Była kompletną odwrotnością, zdecydowanym przeciwieństwem Blair i może o to Luke'owi chodziło.

Chociaż, kto właściwie wiedział, o co Luke'owi chodziło? No, nikt oprócz Blair Hudson, ale to już chyba nie miało aż takiego znaczenia. Po kilku nieudanych próbach, Blair po prostu odłożyła laptopa, bo co innego miała zrobić? Wyszła z pokoju, spojrzawszy na Tracy śpiącą na kanapie, po prostu wyłączyła telewizor i przygotowawszy sobie herbatę, czekała cierpliwie na rozwój wydarzeń.

I nie była ona jedyną osobą, czekającą na rozwój wydarzeń. Michael Clifford siedział w swojej sypialni kolejnej bezsennej nocy i obserwował nadal ruchliwą ulicę za oknem. Z drugiego pokoju dochodziło ciche chrapanie Ashtona wskazujące na to, że jego przyjaciel spał. Chyba wszyscy spali, tylko nie Mike. On miał swoje demony, które nie pozwalały mu zasypiać wtedy, kiedy by sobie tego najbardziej życzył.

Michael nie był już dzieckiem, ale czasem niczym dziecko błagał o pomoc, chociaż nikt tego tak naprawdę nie słyszał. Historia Michaela nie jest tragiczna, raczej uznałby ją po prostu za trochę smutną, bo nie lubił patosu i wielkich słów. Michael Clifford walczył ze swoimi demonami o czym wiedziały tylko dwie osoby, Ashton i Blair. Ashton jednak spał a Blair już od kilku lat miała swoje życie i trochę go jakby porzuciła, a teraz, po tym weekendzie tęsknił za rozmowami z nią do późna i jedzeniem pizzy z ananasem ku rozczarowaniu reszty.

Michael wyciągnął telefon i postanowił spróbować. Może akurat Blair nie będzie miała nic lepszego do roboty i z nim pogada? Kilka sygnałów wydobyło się ze słuchawki nim usłyszał zaspany głos panny Hudson.

- Halo? Mike? – spytała chyba ziewając.

- Cholera, spałaś, prawda? Obudziłem cię?

- Nie... Znaczy tak... Ale nie... Co tam? – mógł sobie wyobrazić, jak Blair siada na łóżku, przeciera oczy i okrywa się kocem, gotowa do pogadania z nim. – Mikey?

- Chciałem pogadać... No wiesz...

Blair zamilkła w słuchawce. Może uznała to za głupotę i zaraz się rozłączy? Pewnie ma jutro zajęcia i nie będzie chciała z nim gadać, bo przecież na Harvardzie nie może się spóźnić absolutnie nawet minutę.

- Poczekaj, dobra? – poprosiła.

Mike mruknął w odpowiedzi. Usłyszał tylko jak Blair chyba odkłada telefon, a potem jej kroki. Następne chyba skoczyła z powrotem na łóżko, bo po chwili znów usłyszał jej głos w słuchawce.

- Gotowa! Co jest, Mikey? – spytała.

Michael nie wiedział od czego zacząć. Patrzył tępo w światła uliczne zastanawiając się, na czym skończyli ostatnią taką nocną rozmowę. Było to jeszcze przed rozstaniem Luke'a i Blair, czyli dla Mike'a, w innym życiu. Od tego czasu wiele, ale to wiele się zmieniło, a Blair nawet nie miała o tym pojęcia.

- Po prostu nie mogę spać. – powiedział w końcu, nie wiedząc do końca od czego powinien zacząć.

- Michael, słyszę, że coś cię strasznie męczy. Masz ten głos. – Blair wydawała się być zniecierpliwiona.

Miewał ten głos czasami, kiedy okropnie chciał coś ukryć. No i właściwie chciał. Może i miał dwadzieścia lat, ale kilka tygodni temu dowiedział się, że jego rodzice się rozwodzą i to był dla niego spory cios. Wśród znajomych nie było przypadku rozwodu rodziców. Znaczy, mama Ashtona wychowywała go sama, ale tak było od zawsze. Nikt z jego przyjaciół nie przyszedł nigdy na spotkanie i nie powiedział 'Hej, moi rodzice się rozwodzą!', bo nigdy żadni rodzice się nie rozwodzili. Nawet rodzice Tracy, a jej matka wyrzucała ojca z domu przynajmniej trzy razy w roku.

- Po prostu powiedz, to ci ulży. – zarządziła.

Michael odetchnął i poczochrał swoje różowe włosy. Przecież to Blair, nie weźmie go za frajera, no nie?

- Moi rodzice się rozwodzą i nie wiem czy zaliczę ten rok w college'u. – kamień spadł mu z serca, a potem ponownie na nim zaciążył, bo Blair się nie odezwała. – Halo?

- Cholera Mike, strasznie mi przykro. – kiedy w końcu się odezwała, naprawdę brzmiała, jakby było jej przykro. Blair czego by nie robiła, zawsze była w tym absolutnie autentyczna. – Od kiedy wiesz?

- Od kilku tygodni o rodzicach, a college to moje przypuszczenia.

Gówno prawda! To nie były przypuszczenia. Profesorowie od dawna mu mówili, że jak się nie ogarnie to wyleci i sytuacja ani trochę nie uległa zmianie.

- Dlaczego nie zdzwoniłeś wcześniej? Gadałeś z Ashtonem?

- No nie do końca. – mruknął Mike. – My wszyscy mamy tu swoje problemy i nie chciałem ci dowalać własnych. Ani tobie ani jemu, ale już musiałem zadzwonić.

- Pierdolisz głupoty. – fuknęła Blair. – Słuchaj, będę mieście niedługo. – zamyśliła się. – Pojutrze. Jutro mam egzamin, ale pojutrze jestem u ciebie, Mike i to ogarniemy, spoko?

Mike odetchnął. Ulica przed kamienicą opustoszała a krople deszczu zaczynały powoli spadać z nieba.

- Dzięki, Blair.

- Hej, od czego są przyjaciele?... Ale Mike, bierzesz swoje leki?

Mike zacisnął wargi w wąską kreskę.

- Tak. – silił się na normalny ton, próbując przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni realizował comiesięczną receptę od doktora Dallasa. – Biorę.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now