8. i know it's someone new

115 11 5
                                    

znów bez notki! love y'all! 


Blair nie spodziewała się odebrać takiego telefonu zaraz po przebudzeniu. Z pianą z pasty do zębów niemalże kapiącą z ust sięgnęła po komórkę, na której wyświetlił się numer Anthony'ego. Odebrała szybko, wydając z siebie niezrozumiały dźwięk, byle tylko dać mu do zrozumienia, że go słucha.

- Cześć kochanie! Słuchaj, wpadam do Bostonu, mam kilka spraw do załatwienia. Będę u ciebie za dwie godziny, dobra?

Blair potwierdziła i zostawiwszy telefon, wróciła do łazienki. Nie do końca wiedziała, jakie sprawy mógł mieć do załatwienia Anthony, ale nie chciała pytać, więc po prostu zostawiła sprawę taką, jaką była. Po prysznicu zeszła na dół, ubrana w bawełniane dresy i luźną koszulkę. Dom był niemalże całkowicie cichy, nie licząc rozmów dobiegających z gabinetu jej matki, ale głos z pewnością nie należał do Margaret.

- Blair już wstałaś?

- A ty znowu jesteś w moim domu. – mruknęła opierając się ramieniem o framugę drzwi gabinetowych. – I się na mnie gapisz.

- Wybacz. Pani Hudson wysłała mnie po dokumenty jej następnej sprawy.

- Mhm. Krzyknij, jak będziesz wychodził.

Blair naprawdę nie miała głowy do tego gościa. Wpadała na niego od kiedy przyjechała i wpadała na niego też podczas pobytu weekendowego. Zaczęła nawet myśleć, czy przypadkiem się nie wprowadził, ale potem jej myśli uciekały już w inną stronę. Martwiła się o Mike'a i wkurwiała na Ashtona, że był taki głupi i zaślepiony. W końcu to on z nim mieszkał i to on miał mieć na niego oko. Poprosiła o to, kiedy wyjeżdżała. Zwłaszcza po akcji z Julią.

Otworzywszy lodówkę wyciągnęła sobie sok i rzuciła komórkę na marmurowy blat kuchenny. Zastanawiała się, co robił Luke. Może nie powinna, ale jakimś cudem jej myśli kręciły się wokoło niego. Oczywiście nie tak jak myśli laski kręcą się wokoło jej chłopaka. Po prostu myślała co u niego i czy daje sobie radę i czy kopnął już może w tyłek Leigh.

- Wychodzę! – usłyszała głos Jake'a a potem dźwięk zamykanych drzwi.

Blair spędziła godzinę, próbując wmusić w siebie śniadanie, ale nie dała rady. W końcu zrezygnowała i wróciła na górę. Sypialnia przynosiła jej spokój, którego bardzo pragnęła. Kiedyś przez okno wspinał się Luke. Czasami przychodził też drzwiami, witając się z jej wiecznie niezadowolonym ojcem, i potem siedzieli razem na łóżku oglądając filmy, albo i ich nie oglądali.

Dźwięk wiadomości wyrwał ją z zamyślenia.

ASHTON: Chcesz się dzisiaj nawalić? Calum chce zebrać paczkę.

BLAIR: TAAK!

ASHTON: Super! Wpadnę po ciebie o siódmej.

Blair ucieszyła się i to szczerze. Wyciągnęła z szafy zwykłą koszulkę z dekoltem w V i niebieskie jeansy i ułożyła je na łóżku niczym strój na bal maturalny a potem jej myśli uciekły, przyciągnięte dopiero dzwonkiem do bramy.

- To ja! – zobaczyła Anthony'ego i usłyszała jego głos trochę zniekształcony przez videofon.

Wcisnęła odpowiedni przycisk i zaraz granatowy sedan jej chłopaka zaparkował na podjeździe koło jej nowego, czerwonego mini. Anthony wyglądał świetnie w ciemnej koszuli i materiałowych spodniach. Zdjął okulary, uśmiechnąwszy się złożył jeden, szybki pocałunek na ustach Blair, jakby długie całowanie jej w domu rodzinnym było nieodpowiednie i wszedł za nią do środka.

- Po co przyjechałeś?

- Umówiłem się z twoją matką. – stwierdził, ale Blair bardziej zainteresowana była jego szerokimi mięśniami pod koszulą. – Mam odbyć u niej w kancelarii staż.

- Nic mi wczoraj nie mówiła. – Blair wzruszyła ramionami, przywoławszy się do porządku. – Sok?

- Kawa. – ruszyli do kuchni. – Pewnie zapomniała. Chyba ma sporo spraw na głowie, i nawet w trakcie rozmowy krzyczy na tego swojego asystenta... Jak mu tam... Jaspera?

- Jake'a. – poprawiła go Blair wciskając guzik ekspresu. – To do kiedy zostajesz?

- Pewnie do wieczora albo do jutra. Zależy jak szybko dogadam się z twoją mamą.

- Okej. – Blair szybko przekalkulowała w głowie godziny i minuty do spotkania ze starą paczką. – Ale mam plany na wieczór. Spotykam się ze znajomymi z liceum.

Anthony spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. Mogła się założyć, że nie uznawał ich jako godnych siebie, typa z Harvardu bo wiedział, że znajomy Blair i Tracy nie poszli na Harvard.

- Chętnie ich poznam!

O tak, oni ciebie też, pomyślała, ale to wolała zostawić dla siebie. Natychmiast w jej głowie pojawił się obraz Luke'a patrzącego na nią i Anthony'ego. E tam, przecież oboje dorośli i ruszyli dalej.

Luke naprawdę świetnie słuchał. Był wybitnym słuchaczem, dlatego Leigh nieskrępowanie nadawała jak najęta opowiadając mu o swoich koleżankach, które koniecznie musiał poznać. Chociaż może tylko udawał, że słucha, a myślami wybiegał już do spotkania z chłopakami przy zimnym piwie i gadania na wszystkie możliwe tematy, które na pewno nie będą dotyczyły odcieni podkładu z Maca albo nowej szminki.

O dziewiętnastej z radością kazał Leigh ładować się do samochodu. Miał zamiar ją odwieźć i w drodze na spotkanie wpaść jeszcze do domu i się przebrać. Wyszli z knajpy, a Leigh opowiadała mu właśnie o pięknej sukience którą dostali w nowej dostawie.

- Na pewno jest ekstra. – mruknął Luke.

Leigh nakręcała się sama, wystarczyło tylko w strategicznych momentach jej przytaknąć i maszyna kręciła się samodzielnie. Gadała i gadała, a Luke po prostu to wytrzymywał. Pocałowała go wysiadając i odjechał. W domu przebrał się w miarę szybko, zostawił auto pod kamienicą i spacerem ruszył w stronę baru.

Nie była to ta speluna, w której umówili się ostatnio. Tym razem Calum wybrał bar Ward 8. To w tym barze świętowali ważniejsze wydarzenia, bo było ładnie i z klasą, a Luke nie przypominał sobie, żeby tego dnia były czyjeś urodziny.  Zgodnie z klimatem miejsca, ubrał satynową, czerwoną koszulę i jeansy z wydartymi kolanami, bo bez tych spodni nie czuł się sobą. Wymienił też trampki na sztyblety i wyglądał naprawdę dobrze.

Dotarł do baru kilka minut po ósmej, i przed wejściem wpadł na Ashtona, który kręcił się nerwowo odpalając papierosa.

- Stary, zanim tam wejdziesz... No, powiedzmy, że nie powiedziałem ci wszystkiego. – zastrzegł od razu, kiedy tylko zobaczył Luke'a. – Pamiętaj, że jesteś dużym chłopcem, dobra?

Luke niewiele z tego rozumiał. Spalił z Ashtonem jednego papierosa a potem weszli do środka i pozwolił Ashowi poprowadzić się do stolika przy którym, no cóż, siedziała Blair, ale nie była sama.

Obok jego byłej dziewczyny siedział jakiś wielki frajer. Wielki, bo miał ramiona jakby przez pół życia przerzucał worki z owsem w Karolinie Południowej albo innej Nebrasce. Włosy ułożone schludnie, ale przesadnie i koszula z blezerem w stylu chłopców z wyższej klasy niż faktycznie byli. Poczuł ucisk w klatce piersiowej jakby się dławił.

- Luke, to Anthony. – powiedziała Blair ewidentnie unikając jego spojrzenia.

Luke zakrztusił się, ale Ashton przywalił mu w plecy nim usiadł naprzeciwko Blair.

- Anthony Brendt. Chłopak Blair. – Anthony uśmiechnął się z wyższością, która nie mogła umknąć uwadze nawet kogoś siedzącego po drugiej stronie sali. – Harvard.

Blair zdawała sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znalazła. Znała ten wyraz twarzy Luke'a i niemalże mogła się domyślić, co Luke odpowie.

- Luke Hemmings. Nie potrzebuję etykietki snobistycznej szkoły, żeby się dowartościować.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now