31. you're the only thing that I think I got I right

92 11 4
                                    

miałam szatański pomysł a więc, trzydzieści jeden wlatuje już dziś
Ashton poznał Meg kilka dni wcześniej, kiedy po raz kolejny bił się z myślami, czy powinien wejść do szpitala. Ostatecznie odjechał, ale wcześniej zapalił papierosa, oparty o swój nowy samochód. I może, jak to czasem w życiu bywa, ten właśnie papieros nagle naprawił jego życie. Nie tyle papieros ile fakt jego zapalenia. I może nie naprawił całego życia, ale jakąś jego zmąconą część.

Meg Polver, studentka pielęgniarstwa opuściła szpital głównymi drzwiami z torbą sportową przerzuconą przez ramię i niemalże natychmiast wyciągnęła papierosa. Kilka razy pstryknęła zapaliczką, ale na próżno i zrezygnowała, odrzucając bordowe włosy przez ramię. Ashton uśmiechnął się, choć wtedy nie wiedział, że dziewczyna nazywa się Meg Polver, albo że studiuje pielęgniarstwo. Znów wrócił jego dawny nawyk, a Robert Baker przez moment nie istniał w jego życiu.

Odepchnął się od maski samochodu i ruszył ku niej, choć widział, że laska nerwowo podryguje i rozgląda się, jakby na coś czekała. Modlił się, by nie czekała na chłopaka. Wyciągnął swoją zippo, oznaczoną monogramem i odpalił ją.

- Proszę. – powiedział jedwabistym tonem.

Meg miała głębokie, zielone oczy i wąski nosek lekko zadarty ku górze. Usta o kształcie mniej więcej serca, tak to mógł określić, rozciągnęła w nerwowym uśmiechu wypuszczając dym.

- Dzięki. – fuknęła dziewczyna spojrzawszy w jego piwne oczy. – Meg.

- Ashton. – wyciągnął sobie drugiego papierosa i odpalił go, starając się nie myśleć, co na to powiedziałaby jego matka, albo jak krytycznie spojrzałaby na niego Blair. – Wyszłaś ze szpitala?

- Jak co drugi dzień. Jestem pielęgniarką. – rzuciła od niecenia Meg. – Widziałam cie kilak razy. Czatujesz na kogoś? Nie mamy nikogo sławnego, a przynajmniej o nikim nie wiem.

- Co? Nie. Leży tu moja koleżanka. – silił się na ton mówiący, że nie ma o czym gadać, bo naprawdę nie chciał o tym gadać.

- Po twojej twarzy widzę, że coś jest nie tak, Ashton. Nie, żebym znała się na ludziach, ale mam oczy.

- Nic takiego.

- Okej. – Meg wzruszyła ramionami. – Więc o tym niczym mi dziś opowiesz, dobra?

- To randka?

Zjechała do wzrokiem od góry do dołu po czym zagryzła wargę. Zrobiła dokładnie to, czego chciał. To było proste. Znów poczuł się jak Ashton Irwin sprzed Bakera, kiedy bawił się i trzymał laski w garści.

- Tak. Właściwie, można tak to nazwać. – rzuciła niby od niechcenia.

Umówmy się, że Ashton nie lubił nikogo traktować jak „plaster", ale w jakiś sposób taka Meg stała się plastrem, chociaż nie myślał o niej jako „plaster". Była odskocznią i to bardzo ładną z ciałem niemalże dorównywającym Tracy. W ten sposób nie myślał o pewnym rzeczach czy pewnych osobach. Po prostu, w jakiś niewytłumaczalny sposób, Meg Polver zajmowała jego myśli i całkiem mu to odpowiadało, dlatego uśmiechnął się, patrząc na nią i jej drobny nos delikatnie zarysowany w mętnym półmroku panującym w gwarnym barze.

Może i było to dość nieodpowiedzialne i samolubne, w końcu powinien być dla Caluma, ale czasami, kiedy walczył z bezsennością nawiedzającą go od wypadku Blair, myślał sobie, że Calum jest chujem. Mogli mu pomóc. Chcieli mu pomóc. Gdyby tylko się otworzył, gdyby tylko pozwolił im choć przez moment ze sobą porozmawiać a nie zamykałby się w swojej dziecięcej sypialni, pomogliby mu.

- O czym myślisz? – spytała Meg odstawiwszy piwo na drewniany blat. – Widzę, że coś cię trapi, Ashton. Mów.

Czy powinien jej powiedzieć? Nie. To by było nie fair względem wszystkich jego przyjaciół. Trapiło go to samo od dłuższego czasu i nie potrafił sobie z tym absolutnie poradzić. Chociaż właściwie, to chciałby się komuś wygadać. Chciałby, żeby ktoś spojrzał na tę sprawę z innej perspektywy, może bezuczuciowo rzucił jakąś kąśliwą uwagę, może powiedział mu, że jest skończonym idiotą.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now