28. killing me slow with the words

104 11 0
                                    

dzięki, że jesteście!!! czekam na feedback!

Normalnie taka wiadomość by go przeraziła, ale teraz Luke'owi było wszystko jedno. Dostał sms'a rano, choć czy miało to jakiekolwiek znaczenie, skoro i tak nie spał? Wziął prysznic, ale się nie ogolił. Wciągnął pierwszą lepszą koszulkę przez głowę. Potem odszukał na podłodze sypialni spodnie i też je włożył. Założył buty, wziął kluczyki do samochodu i wszyedł niemalże mechanicznie.

Jeśli coś w jego życiu miało znaczenie, to właśnie je straciło. To był ten stan, w którym Luke utrzymywał się od jakiegoś czasu. Po prostu próbował wszystko ułożyć, jakkolwiek poskładać do kupy. Chłopcy nie chcieli zostawiać go samego a i on nie przepadał za samotnością. Chociaż, może dobrze by mu to zrobiło. Zaszyłby się w jakiejś niewielkiej chatce z drewna w pieprzonym Wisconsin. Może kiedyś by wrócił, może nie.

Zatrzymał auto przed dobrze znanym domem parterowym w dzielnicy Jones Hill. Jego samochód tu nie pasował, podobnie jak on do życia Roberta Bakera, ale w tej chwili musiał to przełknąć. Sam odezwał się do Bakera i dostał odpowiedź. Próbował powtórzyć sobie w głowie scenariusz ich ostatniego spotkania. Ostatnią rozmowę z Blair, ryk syren policyjnych i światła karetek. Strzały, dym, mgła, jęki i krzyki. Obraz z Oak Hill nadal był żywy w jego pamięci.

Drzwi wejściowe obłażące z zielonej farby uchyliły się i zobaczył w nich dobrze znaną twarz i haczykowaty nos Bakera. Mógł przysiąc, że facet uśmiecha się, a Luke strasznie chciał zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Za wszystko. Przede wszystkim, za Blair.

- Wyrosłeś, dzieciaku. – rzucił od niechcenia Baker, wychodząc na osłoniętą przed majowym słońcem werandę. – Dobrze, w więzieniu wzbudzisz większy respekt.

Gdzieś nad ich głowami przetoczył się grzmot. Luke wiedział, że nie jest gangsterem. W tej chwili jednak było mu to całkowicie obojętne. Baker stał na werandzie zaledwie kilka metrów od niego, trochę starszy, trochę chudszy i trochę mniej niebezpieczny. A taki się przynajmniej wydawał. Zrobił kilka kroków i zszedł po małych schodach na betonową ścieżkę.

- Czegoś chciałeś?

- Żebyś dał nam spokój. – żachnął się Luke.

- Ładnie świeci to słońce, prawda? Jest takie ciepłe. Wiesz, w więzieniu okienka są małe i słońce widzisz raz dziennie. A jak nie trafisz na dwór dobrym momencie, to możesz go w ogóle nie widzieć.

- I tak tam wrócisz.

- Może. Nie wykluczam. – Baker wzruszył ramionami.

Luke zlustrował go czujnym spojrzeniem i dopiero teraz zobaczył małą bransoletę na kostce Roberta. Areszt domowy. Jak daleko mógł odejść?

- Tylko, jeśli tam wrócę, to nie sam. – skierował chudy palec na Luke'a. – Ty idziesz ze mną, Hemmings.

- Rób co chcesz. Pierdoli mnie to. Ale od reszty się odpieprz.

- Mówisz o tej małej, tak? – syknął Baker. – Jak ona miała na imię... Blair? Tak, mówiłeś o niej i tyle musiałem wiedzieć. Znać imię. To bogate imię. Zarezerwowane dla takich jak ona, uprzywilejowanych, prawda?

- Nie wymawiaj jej imienia. – Luke zacisnął palce w pięść. – Nie uważasz, że to była przesada?

- Dziewczyna żyje.

- Walczy o życie. – Luke poczuł ucisk w gardle.

Blair nie umarła. Blair nadal żyła i to miało dla niego znaczenie. Widział ją codziennie, przez tą absurdalnie wielką szybę. W łóżku szpitalnym była taka malutka. Nie pozwolili mu wejść, bo nadal otaczały ją kable i rurki. Obserwował ze spokojem mały ekran wskazujący bicie serca Blair. Minął już tydzień. Mogłaby się do cholery obudzić.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz