30. but I know better now

85 9 1
                                    

stwierdziłam, że mi się nudzi, więc rozdział dziś, właśnie w tej chwili !

Blair stała przed lustrem i smukłymi palcami dotknęła prostokątnego opatrunku przyklejonego na brzuchu. Po tym na pewno zostanie blizna. Minęło kilka dni, podczas których nikt się z nią nie kontaktował, jakby wszyscy o niej zapomnieli.

Mogła już samodzielnie wstawać i chodzić po sali, ale absolutnie nie dalej. Nudne, białe ściany i, co prawda, gustowne meble już ją męczyły. Lekarz powiedział, że szybko wraca do zdrowia, chociaż ona sama tak nie uważała. Twierdziła bowiem, że marnuje czas. Kiedy dzwoniła do swoich przyjaciół – nie odbierali. Nie odwiedzali jej, nie zaglądali.

Przyjrzała się swojej twarzy, bledszej niż zwykle, jeszcze bardziej wychudłej, bez zaróżowionych policzków. Wyglądam jak śmierć, pomyślała, czując chłodny oddech na swoim karku. Teraz należała do klubu tych, którzy się o nią otarli, choć sama nazwa „klub" była mocno przesadzona.

Otóż, to na pewno był Robert Baker. Przekonał ją o tym wyraz twarzy Luke'a w ten dzień, kiedy ją odwiedził. W ten dzień, kiedy się obudziła. Teraz wydawało jej się, że wydarzyło się to strasznie dawno, jakby minęły cale wieki od szczęśliwego dnia, jednak w rzeczywistości, dzieliło ją od tego kilka dni zapełnionych rozmowami z ojcem i matką i bazgraniem planu idealnego, choć i tak miał się nie przydać. Steven Hudson zapowiedział swój powrót na salę sądową wbrew protestom żony i lekarza, doktora Morrisa.

Odłączona od informacji i przyjaciół pozostawała sama sobie. Każdego dnia, kiedy rodzice zjawiali się w miarę możliwości po południu próbowała wyciągnąć z nich jakiekolwiek informacje, nabierali wody w usta. Nawet Erik czy Shane nic jej nie mówili, choć Shane zjawiał się rzadko i przynosił ze sobą laptopa, bo musiał pracować. Jakkolwiek by to nie brzmiało, wszyscy ją opuścili, choć dokładnie nie chciała w ten sposób się wyrażać, było to zbyt patetyczne. Pewnie mieli swoje sprawy. Nie wszyscy zdali egzaminy we wcześniejszym terminie.

Któregoś dnia rodzice przynieśli jej nowy telefon, na którym wreszcie mogła odebrać maile. Jej poprzedni uległ, cóż, kompletnemu zniszczeniu. Tak jak się spodziewała „ze względu na niedyspozycyjność" profesor McNaan odsunęła ją od sprawy Bakera. Może to i dobrze. Nie znosiłaby patrzenia temu człowiekowi w oczy. Nie po tym co się wydarzyło. Wydarzyło się zbyt dużo.

Miewała koszmary, przez co pielęgniarki faszerowały ją lekami usypiającymi i uspokajającymi. Budziła się z krzykiem, jakby próbowała zakłócić krzyk Billy'ego we śnie. Miała wrażenie, że dokładnie tak samo czuł się Michael, ze swoimi demonami, które nie pozwalały mu spać. Tylko jej demony pojawiały się we śnie. Czy teraz oficjalnie mogła powiedzieć, że je miała? Blair Hudson miała swoje demony?

Obciągnęła koszulkę w białe i granatowe paski i odeszła od lustra. Za wielkim oknem słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a z jej sali szpitalnej wyglądało to najpiękniej. Różowe niebo nad ukochanym Bostonem, zapach lata, którego poczuć nie mogła, bo okna co prawda się nie otwierały, ale zawsze mogła go sobie wyobrazić.

- Samotne popołudnia?

Blair odwróciła się zmarszczywszy brwi. Głos nie należał do nikogo znanego, podobnie jak twarz. Mężczyzna oparł się o framugę drzwi i wyglądał na kogoś, kto dużo czasu spędza na oddziale ratunkowym. Kilka cienkich blizn pokrywało jego nos i policzki. Miał chudą twarz, okoloną blond włosami. Spodnie jeszcze bardziej wydłużały jego i tak długie, chude nogi. Jasnoniebieskie oczy przywodziły na myśl krę lodową gdzieś na Grenlandii.

- Nie znam pana. – zauważyła Blair. – Chyba pomylił pan sale.

- Nie. Wracam od kogoś. – stwierdził męzczyzna. – To źle, jeśli dama siedzi sama w szpitalu i nikt nie dotrzymuje jej towarzystwa. Mogę? – spojrzał na małą sofkę pod oknem.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now