Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swą rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada - powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.Makbet, pomyślał z przekąsem Ashton, cholerny Szekspir miał rację. Życie jest jedynie powieścią idioty. Jest głośne, wrzaskliwe i nic nie znaczy. Jest epizodem dla świata tak nic nieznaczącym, że aż śmiesznym. Czasem, kiedy przypominał sobie noc w Oak Hill drżał, jakby było mu zimno. Wrażenie płynu wlewającego mu się do płuc, naprzemienne tracenie i odzyskiwanie przytomności, mrok zachodzący mu na oczy, i głosy, całe mnóstwo głosów.
Rzucił jedno spojrzenie na wyprasowaną koszulę wiszącą na wieszaku. Z łazienki dochodziły odgłosy prysznica. Nad miastem słońce wzeszło już dawno, i zgiełk dostawał się do małego mieszkania przez uchylone okna. Ashtona przeszedł dreszcz, kiedy przymknąwszy oczy przypomniał sobie widziane jeszcze nie tak dawno akty zgonu.
Upił kolejny łyk kawy z wyszczerbionego kubka i przyjrzał się dokładnie drzewu rosnącemu po drugiej stronie ulicy. Żywe, zielone liście łopotały na wietrze przed wąskim budynkiem, w którego piwnicy znajdował się lokal wątpliwej prawości.
- Gotowy. – głos Michaela wyrwał Ashtona z chwilowego zamyślenia.
Gdzie były jego myśli? Daleko, daleko stąd. Błądziły w świecie o wiele lepszym niż ten, w którym przyszło im żyć.
Michael miał na sobie długie spodnie i luźną koszulę. Blond włosy sterczały w nieładzie we wszystkie strony jeszcze nieco wilgotne. Ashton potrząsnął głową, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Michael go uprzedził.
- Naprawdę musimy tam iść?
Michael nie wiedział, gdzie Ash był w nocy i szczerze, Irwin wolał, by tak zostało. Clifford miał wystarczająco dużo zmartwień związanych z rodzicami i dopóki on, Blair, Luke i Tracy mogli sobie poradzić z aktami zgonów, nie musieli go w to mieszać.
- Tak. – Ashton kiwnął głową, choć bardzo tego nie chciał. Wiedział, że Blair czegoś spróbuje.
Wysiedli pod ogromnym gmachem sądu w Bostonie. Dookoła fotoreporterzy rozsiedli się na schodkach jak wrony i gołębie, wszyscy uzbrojeni w aparaty i mikrofony oraz kamery. Przypominało to trochę cyrk, tylko bez wielkiego namiotu, a z potężnym budynkiem w tle. Ashton prychnął pod nosem, obejrzawszy się przez ramię dostrzegł sylwetkę Erika Hudsona. Wychodził z kawiarni i pomachał mu.
- Gotowi? – spytał dogoniwszy ich.
- Dawno nas tu nie było. – mruknął Ash.
Dziwnie było patrzeć na Erika Hudsona, brata Blair, ubranego w koszulę i niezdającego sobie sprawy z groźby wiszącej nad głową Królowej Balu.
- Gdzie Blair? – zadał pytanie Michael, kopiąc jeden ze stopni prowadzących do dużych drzwi sądu.
- Nie wiem. Chyba spała, kiedy wychodziłem. Jake miał ją obudzić. – potarł jeszcze zaspaną twarz. – Spędziłem noc w rodzinnym domu, jak za dawnych czasów.
- Rezydencja Hudsonów nie sprzyja wysypianiu się, co?
- Lepiej wysypiałem się na leżance w pokoju przygotowawczym w szpitalu. Choć w domu śniadania są lepsze.
Rzuciwszy okiem na breitlinga na nadgarstku Erika, Ashton stwierdził, że zostało im pół godziny. Pół godziny... Ileż mógł zrobić w pół godziny? Otóż, mógł zrobić wszystko, co tylko chciał. Nie mógł jedynie naprawić swojego życia. Na to pół godziny nie wystarczyło. Żaden czas nie był wystarczający.
YOU ARE READING
ALL OVER AGAIN [5SOS]
Fanfiction'kiedyś łączyło ich wszystko, ale z jakiegoś powodu ze sobą skończyli i pojawia się pytanie, czy zrobiliby to znowu?' Oni chcieli tylko zostawić za sobą Dzielnice Snobów i żyć według własnych zasad, ale wydarzenia mrocznej nocy, o której tak rozpac...