40. 'cause i can't stay without hoping

53 7 1
                                    




Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swą rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada - powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.

Makbet, pomyślał z przekąsem Ashton, cholerny Szekspir miał rację. Życie jest jedynie powieścią idioty. Jest głośne, wrzaskliwe i nic nie znaczy. Jest epizodem dla świata tak nic nieznaczącym, że aż śmiesznym. Czasem, kiedy przypominał sobie noc w Oak Hill drżał, jakby było mu zimno. Wrażenie płynu wlewającego mu się do płuc, naprzemienne tracenie i odzyskiwanie przytomności, mrok zachodzący mu na oczy, i głosy, całe mnóstwo głosów.

Rzucił jedno spojrzenie na wyprasowaną koszulę wiszącą na wieszaku. Z łazienki dochodziły odgłosy prysznica. Nad miastem słońce wzeszło już dawno, i zgiełk dostawał się do małego mieszkania przez uchylone okna. Ashtona przeszedł dreszcz, kiedy przymknąwszy oczy przypomniał sobie widziane jeszcze nie tak dawno akty zgonu.

Upił kolejny łyk kawy z wyszczerbionego kubka i przyjrzał się dokładnie drzewu rosnącemu po drugiej stronie ulicy. Żywe, zielone liście łopotały na wietrze przed wąskim budynkiem, w którego piwnicy znajdował się lokal wątpliwej prawości.

- Gotowy. – głos Michaela wyrwał Ashtona z chwilowego zamyślenia.

Gdzie były jego myśli? Daleko, daleko stąd. Błądziły w świecie o wiele lepszym niż ten, w którym przyszło im żyć.

Michael miał na sobie długie spodnie i luźną koszulę. Blond włosy sterczały w nieładzie we wszystkie strony jeszcze nieco wilgotne. Ashton potrząsnął głową, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Michael go uprzedził.

- Naprawdę musimy tam iść?

Michael nie wiedział, gdzie Ash był w nocy i szczerze, Irwin wolał, by tak zostało. Clifford miał wystarczająco dużo zmartwień związanych z rodzicami i dopóki on, Blair, Luke i Tracy mogli sobie poradzić z aktami zgonów, nie musieli go w to mieszać.

- Tak. – Ashton kiwnął głową, choć bardzo tego nie chciał. Wiedział, że Blair czegoś spróbuje.

Wysiedli pod ogromnym gmachem sądu w Bostonie. Dookoła fotoreporterzy rozsiedli się na schodkach jak wrony i gołębie, wszyscy uzbrojeni w aparaty i mikrofony oraz kamery. Przypominało to trochę cyrk, tylko bez wielkiego namiotu, a z potężnym budynkiem w tle. Ashton prychnął pod nosem, obejrzawszy się przez ramię dostrzegł sylwetkę Erika Hudsona. Wychodził z kawiarni i pomachał mu.

- Gotowi? – spytał dogoniwszy ich.

- Dawno nas tu nie było. – mruknął Ash.

Dziwnie było patrzeć na Erika Hudsona, brata Blair, ubranego w koszulę i niezdającego sobie sprawy z groźby wiszącej nad głową Królowej Balu.

- Gdzie Blair? – zadał pytanie Michael, kopiąc jeden ze stopni prowadzących do dużych drzwi sądu.

- Nie wiem. Chyba spała, kiedy wychodziłem. Jake miał ją obudzić. – potarł jeszcze zaspaną twarz. – Spędziłem noc w rodzinnym domu, jak za dawnych czasów.

- Rezydencja Hudsonów nie sprzyja wysypianiu się, co?

- Lepiej wysypiałem się na leżance w pokoju przygotowawczym w szpitalu. Choć w domu śniadania są lepsze.

Rzuciwszy okiem na breitlinga na nadgarstku Erika, Ashton stwierdził, że zostało im pół godziny. Pół godziny... Ileż mógł zrobić w pół godziny? Otóż, mógł zrobić wszystko, co tylko chciał. Nie mógł jedynie naprawić swojego życia. Na to pół godziny nie wystarczyło. Żaden czas nie był wystarczający.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now