33. a sinking ship i'll never save

96 10 0
                                    


Jeśli ktoś mógł przemówić do rozsądku Kelsey Turner to był to tylko jej mąż, Naavel, i Tracy błagała każdego dnia coraz bardziej, by już wrócił do domu. Posunęła się nawet do desperackich telefonów i esemesów, bo Kelsey Turner, by tylko nie myśleć o swojej wyimaginowanej niedoli i domniemanej zdradzie męża, imała się różnych dziwnych zajęć, aż w końcu postanowiła zorganizować galę charytatywna pod hasłem NoCancer o' Clock, na której zbierane fundusze miały zostać przekazane na dziecięcy oddział onkologii.

- Nie uważasz, że to przesada? – spytała Tracy majowego popołudnia.

Weszła do kuchni w której jej matka siedziała razem z planerką imprez, Sofią, odpowiedzialną za wszystkie imprezy wydawane przez Turnerów w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. Jeśli się nad tym zastanowić, było ich naprawdę sporo.

Kelsey Turner uniosła uważne spojrzenie na córkę. Jej brązowe oczy błyszczały z podniecenia, które pojawiało się tylko w dwóch przypadkach. Albo kupiła właśnie nowe buty, albo urządzała przyjęcie stulecia. Tracy jednak wiedziała, że jeśli zajrzy pod stół, zobaczy nowe szpilki od Louboutina, bo matka zawsze kupowała nowe buty, kiedy wyrzucała ojca z domu.

- Sofia, możesz nas na chwilę zostawić? – poprosił Kelsey, a planerka skinęła krótko głową i opuściła kuchnię.

Tracy odprowadziła ją uważnym spojrzeniem nim stanęła po drugiej stronie wyspy kuchennej i wsparła łokcie na blacie. Przestępowała z nogi na nogę, czekając aż matka zacznie, ale Kelsey się nie spieszyło. Popijała powoli kawę z porcelanowej filiżanki i odstawiwszy ją po chwili na spodeczek do kompletu, przybrała swoją neutralną minę.

- Co jest przesadą, Tracy? Zbieranie pieniędzy na walkę z rakiem?

Tracy nienawidziła, kiedy Kelsey używała tego tonu. Protekcjonalny, uszczypliwy, wpędzający w poczucie winy, jakby Tracy właśnie zakazała jej kiedykolwiek zbierać te pierdolone pieniądze.

Przygryzła wnętrze policzka, czując metaliczny smak krwi.

- Nie... Wiesz, że nie o to chodzi.

- Rozmawiałam z Margaret. – oznajmiła po chwili pani Turner. – Uznała to za świetny pomysł. Mamy żyć normalnie, Tracy.

- Normalnie? – głos Tracy uderzył w wysokie tony, choć bardzo tego nie chciała.

Oczywiście, że nie mogła wymagać od matki tego, by postawiła się w sytuacji Straceńców. Nie mogła kazać Kelsey poczuć się jak Blair czy Michael, nękani koszmarami każdego dnia. Nie mogła tego od niej wymagać, ale mogła od niej wymagać chociaż odrobiny zrozumienia.

- Teraz, kiedy proces stanie się dość głośny... Poza tym, pani Hudson powiedziała, że to może pomóc. Wiesz, że nie lubię być bezużyteczna.

- Kiedy wróci tata? – wypaliła Tracy, nie słuchając już reszty zdania. Pomysł wydawał się jej być mocno przesadzony.

- Nie wiem, czy w ogóle. – mruknęła pani Turner, zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho.

Tracy już otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale dzwonek do drzwi wypełnił dom i może dobrze. Mogłaby chlapnąć coś, czego potem by żałowała. Wzruszyła ramionami i poszła otworzyć. W holu minęła Sofię rozmawiającą przez telefon i otworzywszy drzwi niemalże poczuła jak kropelki zimnego potu spływają po jej plecach.

- Co ty tu robisz? – syknęła na przerażoną Bobby.

Bobby stała przed drzwiami, z torbą sportową na ramieniu i niknącym uśmiechem na twarzy, a Tracy czuła jak buzuje w niej gniew. Czyż nie wyraziła się jasno? Oczywiście, że się wyraziła. Zawsze, Tracy Turner, wyrażała się wyjątkowo jasno. Rozejrzała się nerwowo, a kiedy dostrzegła jedynie ogrodnika przycinającego krzew na środku trawnika, wciągnęła Bobby do środka i zamknęła drzwi.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now