41. don't know if I'm gonna make it out alive

44 5 3
                                    




Ashton Irwin wypadł na korytarz przez drzwi sali sądowej kiedy tylko sędzia Payton ogłosił odroczenie rozprawy, i puścił się biegiem między ludźmi. Wpadał na prawników i prokuratorów, oskarżycieli i oskarżanych, sędziów, świadków... I miał ich wszystkich w dupie. Dopadł przycisk windy, ale kiedy wyświetlacz nad drzwiami oznajmił mu, że winda znajduje się wiele pięter wyżej, rzucił się w kierunku schodów. Zbiegał przeskakując po dwa, trzy stopnie, niebezpiecznie balansując na krawędziach. Potrącał wściekłych, przerażonych, smutnych i radosnych rozwodników i rozwodniczki, ich adwokatów drących ze sobą koty od samego rana i absolutnie nie zwracał uwagi na ich skargi.

Pierwszy promień słońca na twarzy był jak obietnica lepszego jutra, choć jutro mogło nigdy nie nadejść. W dłoni ściskał białą karteczkę przekazaną przez Kyle'a w trakcie przerwy. O mało go nie zabił, kiedy pachołek Bakera zbliżył się, by przekazać Irwinowi list.

- Cholera. – rzucił do Mike'a. Wcisnął mu w ręce kluczyki od samochodu. – Pojedziesz do Tracy, dobra?

Ashton zaciągnął się letnim zapachem Bostonu i rozejrzawszy się gorączkowo dostrzegł Caluma. Hood stał po drugiej stronie ulicy oparty o swój samochód, i palił papierosa powoli, jakby to miał być jego ostatni papieros w życiu. Irwin rzucił się w jego kierunku jak wygłodniałe zwierzę. Przeciął ulicę nie rozglądając się, czy trafi go jakiś samochód.

- Co jest? – Calum skrzywił się i rzucił niedopałek na asfalt.

- Wsiadaj. – Ashton przepchnął go i wgramolił się za kierownicę. Poczekał, aż przyjaciel wsiądzie, nim z piskiem opon ruszył.

Calum zachowywał kamienną minę i miał nadzieję, że Ash nigdy nie odkryje, dlaczego nie wszedł do środka. Bał się. Po prostu się bał. Był tchórzem. Coś, jakaś niewidzialna ręka, trzymała go za tył koszuli i nie pozwoliła wejść do gmachu sądu. Ale Ashton nie pytał. Był czymś zbyt zaaferowany i Calumowi to pasowało, choć jechał, nie wiadomo gdzie z zawrotną prędkością na siedzeniu pasażera we własnym samochodzie.

Po chwili milczenia, Ash wcisnął mu w ręce kawałek papieru.

Tam, gdzie dziecięce śmiechy przerodziły się w świszczący wiatr, a widmo radości pałęta się po alejkach wymarłych. Znaj moją łaskę, i odbierz sobie Królową Balu.

- Co to jest? – Calum zmarszczył brwi. – Co to, kurwa, jest?

Ashton nie odpowiadał mu chyba całą wieczność. Zaciskał palce na kierownicy, mięśnie pod koszulą napinały się i przez moment mogło się wydawać, że materiał pęknie. Skręcił gwałtownie w szeroką drogę prowadzącą za miasto.

- Wskazówka.

- To jest wskazówka? A czy one nie powinny być bardziej przejrzyste? – spytał Calum, ale Ashton go zignorował. – Gdzie jest Blair?

- Tam. Dokładnie tam. Nie zjawiła się na rozprawie. On ją ma, Cal. Baker. – wydyszał ostatnie słowa jakby przed chwilą przebiegł maraton i wyprzedził ciężarówkę. Samochodem szarpnęło, ale nie odkleił się od drogi.

- Wiesz, że nie dedukuję jakiś romantycznych poematów jak ty. Gdzie ją ma?

- W tym starym wesołym miasteczku. – mruknął pod nosem i wyprzedził kolejny samochód.

Było w nim coś dziwnego. Dzika determinacja i rządza mordu, której Calum nie widział u przyjaciela nigdy. Ashton z precyzją lawirował między samochodami, wyprzedzał je, samochód mruczał z każdym dodaniem gazu. Elektryzująca atmosfera nie zapowiadała jednak tego, co stanie się potem.

Zjechali z głównej drogi i skręcili w pooraną dziurami szutrówkę. Za samochodem wzbijały się kłęby kurzu. Z gardła Ashtona wyrwało się warknięcie irytacji. Nie mógł jechać szybciej, jeśli w ogóle chciał tam dojechać. Biorąc pod uwagę ich poprzednią prędkość, teraz wlekli się a Calum miał wrażenie, że każda minuta w samochodzie ze wściekłym Ashtonem trwa wieczność.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz