13. and tell me this is all a bad dream

97 11 2
                                    


Ashton odpalił papierosa przed budynkiem, w którym mieściło się biuro prokuratora Hudsona i wypuścił obłoczek dymu w ciepłe, późnowiosenne powietrze. Do spotkania mieli jeszcze pół godziny, ale umówili się z chłopakami wcześniej. Martwił się i to kurewsko się martwił.

- Ręce ci się trzęsą. – zauważył Michael, poprawiając czapkę na głowie.

Ashton próbował je opanować, ale nie mógł. Wiedział, że wezwanie do biura prokuratora to nic dobrego. Oni wszyscy wiedzieli, że to nic dobrego. Ostatni raz na takim spotkaniu usłyszeli, że ciężko będzie ich z tego wyplątać. Ostatecznie, uznano ich za ofiary.

Ashton jednak najbardziej martwił się o Michaela, zwłaszcza po ostatnim epizodzie z przywaleniem Calumowi, którego chyba Cal nadal mu nie wybaczył tak do końca. Patrzył na przyjaciela powoli zaciągając się papierosem. Dym przyjemne drażnił płuca, a potem opuszczał ciało jak duchy opuszczają ciała zmarłych.

- Wiecie o co chodzi?

Luke wyszedł zza rogu, ubrany w sprany T-shirt i conversy za kostkę do powydzieranych spodni.

Ashton i Michael w odpowiedzi pokręcili głową.

- Próbowałem dodzwonić się do Blair, ale nie odbierała. – mruknął Luke. – Pewnie siedzi z Anthonym i ma nas w dupie.

- Na pewno nie ma nas w dupie. – warknął Michael. Z kieszeni bomberki wyciągnął opakowanie gum do żucia i wsadził do ust jeden listek gumy miętowej, rozwinąwszy go najpierw w papierka.

- Byłaby tu, gdyby ją to obchodziło. Odebrałaby chociaż telefon. – Luke oparł się o ścianę budynku ramieniem. – Masz zamiar się w ogóle odezwać?

Ashton dopiero teraz na niego spojrzał. Jego myśli błądziły gdzieś daleko, bardzo daleko w przeszłości. Dokończył papierosa i zgasił peta w popielniczce, cały czas milcząc. Naprawdę nie chciał tu być, zwłaszcza teraz.

- A może się ode mnie odpieprz? – mrukną Ashton.

- Ej. Nie skaczcie sobie do gardeł. – Calum pojawił się w towarzystwie swoich rodziców.

- Chłopcy, nie powinniście być na górze? – spytała z dobrotliwym uśmiechem na twarzy pani Hood.

- Zaraz przyjdziemy mamo.

Państwo Hood weszli do budynku, zostawiając ich samych. W Ashtonie wzbierała jakaś dziwna wściekłość. Przecież byli jego przyjaciółmi, dlaczego w tej chwili tak bardzo ich nienawidził? A tak, bo to on mówił im, żeby się w to nie ładować.

- Luke, kochanie. – Liz Hemmings wysiadła ze swojego białego range rovera i zamknęła pilotem auto. – Cześć chłopcy.

- Dzień dobry. – odpowiedzieli wszyscy jakby jednym głosem.

- Chodźcie, nie chcecie się chyba spóźnić.

Liz Hemmings była dobrotliwa, ale jej się nie odmawiało. Cała czwórka dwudziestolatków podążyła za nią do wnętrza budynku a potem do windy. Napięcie wyczuwali w powietrzu. Ashton patrzył niecierpliwie na kolejne numery pięter, wzrastające w miarę trwania ich podróży, aż w końcu na wyświetlaczu pojawiło się niebieskie 24 i drzwi otworzyły się w akompaniamencie cichego 'bing'.

- Mamo, wiesz o co chodzi?

Ashtona śmieszyło to, jakim syneczkiem mamusi był Luke. Kapitan szkolnej drużyny koszykówki, bożyszcza St.Claire i wielki, niezłomny Luke Hemmings dreptał za swoją matką jak małe kaczątko za mamą kaczką.

- Zaraz się wszystkiego dowiecie, skarbie. – Liz rozejrzała się i namierzyła biurko recepcjonistki. – Do prokuratora Hudsona.

- Zaprowadzę państwa.

ALL OVER AGAIN [5SOS]Where stories live. Discover now