01.

9.8K 315 127
                                    

W głowie mi szumiało. Intensywne kolory raziły w oczy, sprawiając, że nie byłam w stanie zebrać myśli. Zdecydowanie wypiłam zbyt wiele alkoholu, ale niczego nie żałowałam. Chociaż na te kilka godzin mogłam zapomnieć o tym, że straciłam kolejną pracę.

Jutro, a może w zasadzie już dzisiaj, powinnam zacząć szukać nowej, jeśli chciałam mieć za co opłacać rachunki oraz dodatkowe zajęcia Edwarda. Nie mogłam pozwolić sobie na pogorszenie warunków bo to, by oznaczało oddanie opieki nad moim upierdliwym, ale kochanym i opiekuńczym bracie.

Choć często łamałam słowo, tego złożonego tacie nie chciałam i nie mogłam. Oparłam ciężką głowę o dłonie i zamroczonym spojrzeniem zmierzyłam dostępne alkohole. Z reguły nie mieszałam, ale tego jednego, cholernego dnia było mi wszystko jedno. Jeśli miałam rzygać, to przynajmniej czymś dobrym.

- Mogę postawić ci drinka? - Głęboki, zdecydowanie męski głos przebił się przez myśli. Zerknęłam na towarzysza i omal nie przewróciłam oczami widząc jego cholernie drogi garnitur. Ciemne włosy, w których zauważyłam już kilka siwych pasemek miał idealnie ułożone. Ciemne oczy mierzyły moją sylwetkę, nie ukrywając nawet tego z jakim zamiarem podszedł.

- Oczywiście - uśmiechnęłam się słodko, poklepując miejsce obok siebie. Brunet od razu z tego skorzystał. Zamówił dla nas whishey i nachylił się tak, że rękę przerzucił przez oparcie krzesło.

- Co tutaj robisz tak samotnie?

- Odprężam się po ciężkim tygodniu.

- W tym Ci z chęcią potowarzyszę - wolną dłoń ułożył na moim kolanie, ściskając je lekko.

- Doprawdy? - uniosłam brew do góry, nachylając się bardziej w jego stronę. Owiał mnie jego intensywny, lekko duszący zapach. Używał zbyt dużo mocnych perfum, ale kim byłam, by go o tym uświadamiać?

- Mhm - mruknął. Ciepły, alkoholowy oddech dotarł do twarzy, ale zanim usta zdążyły zetknąć się z moimi, wycofałam się. Korzystając z tego, że szklaneczki już stały przed nami, przechyliłam swoją i pozwoliłam gorzkiemu smakowi zalać usta. Zaraz to samo stało się z tą, która należała do niego.

- Dziękuję, ale radzę sobie sama - puściłam mu oczko, wstałam i zgarniając kurtkę, ruszyłam w stronę wyjścia. Poczułam wibracje w kieszeni ciasnych spodni. Kiedy po trudach wyciągnęłam telefon na zewnątrz, zmarszczyłam brwi zauważając, że to Edward. - Co tam, młody?

- Musisz po mnie przyjechać, Abi. Mam problemy - odezwał się spanikowany głos po drugiej stronie. Słyszałam szum powietrza, więc domyśliłam się, że biegnie. W tle słychać było też krzyki oraz śmiechy.

- Co się dzieje? - przejechałam dłonią po twarzy, starając się chociaż odrobinę wytrzeźwieć.

- Ścigają mnie.

- Kto? Gdzie jesteś? Mów dokładniej, nie baw się w żadne tajemnice w tak poważnej sprawie! - krzyknęłam, wyłapując tym samym kilka ciekawskich spojrzeń.

- Pamiętasz, jak się kiedyś zgubiłem i wylądowałem w tej dziwnej, ciemnej uliczce koło Robson Avenue? - zanim się zorientowałam, kiwałam głową, zapominając o tym, że przecież nie jest w stanie mnie zobaczyć.

- Pamiętam - odpowiedziałam, gdy w końcu dotarła do mnie rzeczywistość. - Zaraz tam będę. Schowaj się gdzieś i trzymaj telefon blisko, dzięki temu będę znać twoją dokładną lokalizację.

- Pospiesz się - zaraz po tym usłyszałam sygnał świadczący o zakończeniu połączenia. Nie miałam czasu złapać taksówki, więc w miarę prosto zaczęłam biec przed siebie, modląc się o to bym zdążyła. Miałam do pokonania zaledwie kilka ulic i naprawdę cieszyłam się, że od jakiegoś czasu chodziłam regularnie na bieganie rano po parku.

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now