04.

6.8K 231 47
                                    

Patrzyłam na bruneta przymrużonymi oczami, zastanawiając się czy mówi poważnie. Jego słowa były tak nagłe, że przez moment zastanawiałam się czy w ogóle naprawdę wyszły z jego ust.

- Żartujesz sobie? Bo jeśli tak to, to jest okropnie niestosowne - nawet nie zwróciłam uwagi na to, że przeszłam bez pozwolenia na ty. On nie zaprotestował, tylko uniósł kąciki ust, więc chyba nie miał nic przeciwko.

- Czy wyglądam Pani na żartownisia? - wręcz przeciwnie, pomyślałam, kręcąc głową. - Więc ma Pani odpowiedź na swoje pytanie. Nie mam dzisiaj dużo czasu, więc wszystkie szczegóły omówimy za pomocą maila.

- Ale... Nie chce mnie Pan o nic zapytać? - To najbardziej dziwna rozmowa o pracę na jakiej byłam. A raz zdarzyło się, że mężczyzna od razu chciał zaciągnąć mnie do łóżka i musiałam go uderzyć, by w końcu zrozumiał, że nie zgrywałam niedostępnej, a nie znaczyło nie.

- Nie.

- Odda mi Pan pod opiekę swoją córkę. To bardzo nieodpowiednie podejście do zatrudnienia niani - wyrzuciłam z siebie. Oczywiście chciałam tę pracę i mi zależało, ale coś to wszystko okropnie śmierdziało. Kto normalny zachowywał się w ten sposób?

- Kto lepiej zaopiekuje się moją córką niż kobieta, którą za każdym razem, jak spotykam, bije ludzi? - nie byłam pewna czy pytał poważnie, więc nie odpowiedziałam. - Bierze Pani tę pracę?

- Tak, ale...

- W takim razie tak, jak mówiłem, wszystkie szczegóły napiszę Pani mailem - wtrącił mi się w pół zdanie, na co ścisnęłam mocno dłonie. - Niestety, muszę teraz Panią wyprosić, ponieważ mam za niedługo spotkanie.

Podniosłam się wolno z krzesła, wciąż mając w głowie więcej pytań niżeli odpowiedzi. Mężczyzna otworzył drzwi i wskazał dłonią, bym wyszła pierwsza, co zaraz uczyniłam. Otworzyłam szeroko oczy zauważając brata leżącego na ziemi.

- Edward! - krzyknęłam, podbiegając do niego. W oczach pojawiły mi się łzy, a dłonie zaczęły się trząść. Wspomnienia zalały umysł, a oddychanie stało się o wiele za trudne.

- Hej, uspokój się - odezwał się zdecydowanym tonem Ezekiel. Chwycił moją twarz w swoje duże dłonie i zmusił, bym spojrzała mu w oczy. - Nie możesz teraz panikować. Trzeba zabrać go do szpitala.

- Masz rację. Tak. Szpital - wychrypiałam. Brunet nie puścił mnie od razu, a dopiero wtedy, gdy oddech się w miarę unormował.

- Chodź, pomogę ci.

- Nie musisz. Poradzę sobie, jestem samochodem, a ty masz spotkanie - zaprotestowałam od razu. Mężczyzna jednak nie słuchał. Podniósł Edwarda i poprawiając w swoich ramionach, skierował kroki w stronę wind.

- Idziesz? - to sprawiło, że w końcu ruszyłam z miejsca. Byłam tak zestresowana, że sama obawiałam się o to czy czasami nie padnę. - Wychodzę. Gdy przyjedzie Maddie, powiedz jej, by odwołała spotkania na resztę dnia.

Ochroniarz nie odpowiedział, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać czy on w ogóle potrafił mówić. Weszliśmy na prywatny parking i wcale nie zdziwiło mnie, gdy znaleźliśmy się zaraz przy czarnym bmw. To takie typowe auto dla bogaczy. Usiadłam wraz z, wciąż nieprzytomnym, Edwardem do tyłu podczas, gdy Ezekiel zasiadł przed kierownicą.

- Choruje na coś?

- Nie. Myślałam, że to tylko przeziębienie. Gdybym wiedziała, że to coś tak poważnego, już dawno bym go zabrała do szpitala.

- Nie obwiniaj się - spojrzałam na bruneta i w lusterku zauważyłam, że uśmiecha się delikatnie. Kiwnęłam głową, choć miałam w niej same czarne scenariusze.

- Daleko jeszcze?

- Pięć minut - Edward mruknął coś, jakby w odpowiedzi na te dwa słowa i uniósł powieki.

- Abigail?

- Jestem tu, skarbie. Zaraz będzie ci lepiej - pogłaskałam go po policzku, a w oczach na nowo zebrały się łzy. Na całe szczęście chwilę później znaleźliśmy się już w szpitalu, gdzie pielęgniarki zabrały Edwarda i kazały poczekać na korytarzu.

Chodziłam w tę i z powrotem, martwiąc się nie tylko jego zdrowiem, ale też tym, co zrobią dziadkowie. Od dawna szukają najmniejszych potknięć, byleby mieć powód, by odebrać mi brata. Tylko dlatego, że według nich jestem odpowiedzialna za śmierć taty...

- Jestem pewien, że to tylko przeziębienie - zagryzłam wargę, dopiero teraz przypominając sobie, że Ezekiel przyjechał tu z nami. Odwróciłam się w jego stronę i wymusiłam uśmiech.

- Dziękuję za pomoc i przepraszam, że ma Pan przez nas takie problemy. Musimy przestać spotykać się w takich okolicznościach.

- Mi się wydaje, że mają w sobie jakiś urok - patrzył na mnie takim wzrokiem, że chcąc czy nie, zarumieniłam się.

- Wciąż chce mnie Pan zatrudnić? Widząc, jakie moje życie jest pokręcone?

- Jeszcze nigdy nie cieszyłem się aż tak bardzo na współpracę z kimś - przyznał, uśmiechając się szeroko.

Co jest z nim nie tak?

Spytałam w myślach, przegryzając wargę. Ojcem jest dobrym, biorąc pod uwagę jego wymagania, co do tej pracy, ale chcąc wziąć do pracy laskę, która przy każdej wolnej chwili pakuje się w kłopoty wykazuje się brakiem profesjonalizmu. Ten facet to czysta zagadka.

- Pani Indigo? - w rozmowę wtrącił się kolejny, męski głos. Od razu odwróciłam się w jego stronę i zamarłam.

Musiałam być cholerną świętą w poprzednim życiu, że na swojej drodze spotykam samych przystojniaków.

- Tak. Co z Edwardem? Wszystko w porządku? - doskoczyłam do niego, mając ochotę wydrzeć siłą wszelkie informacje. W niebieskich oczach zauważyłam delikatność oraz zrozumienie, co trochę uspokoiło nerwy.

- Aktualnie śpi. Nic mu nie bedzie, jest tylko zmęczony oraz odwodniony. Podłączyliśmy mu kroplówkę i jutro będzie gotowy do wyjścia - odetchnęłam z ulgą, czując jak wielki kamień spadł mi z serca.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się szeroko. Mężczyzna odwzajemnił gest, a ja mogłam zauważyć jego śliczne, proste, białe zęby.

- Taka praca. Niech Pani wróci do domu i odpocznie.

- Tak zrobię. Jeszcze raz bardzo dziękuję i do zobaczenia - blondyn odpowiedział tym samym i żegnając się także z Ezekielem, zniknął za jednymi z drzwi.

- Odwiozę Panią do domu.

- Nie, do Pana pracy. Mam tam samochód, a jutro mi się przyda - kiwnął głową, najwyraźniej dopiero teraz sobie o tym przypominając. Drogę do samochodu spędziliśmy w ciszy, tak samo, jak i tę powrotną do kancelarii. Pożegnałam się tam z nim krótko i obiecując pozostanie w kontakcie odnośnie pracy, odjechałam, mając w głowie już jedynie to, by nastało już jutro.

###
Zdecydowanie nie mogę się powstrzymać przed dodawaniem rozdziałów, a to wszystko przez to, że jak najszybciej chcę wam pokazać to, co jest dalej.
Kocham tę historię i myślę, że może być moją najlepszą. Zobaczymy czy wy też tak będziecie uważać 🙊
Z powieścią ruszamy od dzisiaj. Rozdziały nie będą w konkretne dni, a jeśli się to zmieni, poinformuję was o tym!
Dajcie znać w komentarzach co myślicie o rozdziale, a ja tymczasem się żegnam i życzę wam miłego dnia! Buziaki ❤️

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now