15.

6K 203 38
                                    

- Ty i...? - spytał z powątpieniem Edward, unosząc wzrok znad gry. Mocowałam się właśnie z zapięciem sukienki, a gdy w końcu zamek odpuścił, zapiszczałam z ulgą.

- Matt, ten lekarz, który doprowadził cię do porządku, gdy zasłabłeś - wytłumaczyłam, zauważając, że ZNOWU zapomniał imienia. Jak Boga kocham, zabiorę to dziecko na jakieś badania bo jego zaniki pamięci nie były normalne. Alzheimer w tak młodym wieku?

- Myślałem... - zaczął, ale znowu urwał. Zrobił niezadowoloną minę, odkładając telefon na szafkę. - Myślałem, że między tobą, a Ezekielem może coś wyjść.

- A to niby dlaczego? - odwróciłam się tyłem do Edwarda, nie chcąc, by zauważał jak samo to imię wywoływało rumieniec na twarzy. Założyłam złote kolczyki kółka i upewniłam się w lustrze, że pasują do czerwonej sukienki przed kolana.

- Przyjął cię do pracy. Bez pytań, poznawania innych kandydatek. Do tego porzucił spotkanie, by zawieźć nas do szpitala. Często zostajesz po godzinach... - zaczął wymieniać, a do mnie dotarło, że rzeczywiście to wszystko było jeszcze bardziej dziwne niż z początku sądziłam.

- Coś w tym jest, ale jesteśmy przyjaciółmi. Lubię Ezekiela, a on lubi mnie, ale romans z szefem to strasznie głupi pomysł. Zresztą... Więcej nas dzieli niżeli łączy - uśmiechnęłam się krzywo. Od dobrych kilku dni myślałam na ten temat bardzo dużo. Rzeczywiście tliła się gdzieś tam we mnie nadzieja, że między mną, a Ezekielem mogło coś wyjść.

Rozmawialiśmy bardzo dużo, ewidentnie dogadywaliśmy się. Kochałam Elisabeth, a on uwielbiał Edwarda. Ez był moim wizualnym ideałem i ja w jakiś sposób musiałam mu się podobać, skoro doszło do pocałunku. Tylko, by stworzyć z tego związek, musiałoby być między nami coś więcej. Nie tylko zwykła ciekawość czy pożądanie. I to mógł mi zapewnić Matthias. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Ten twój doktorek właśnie podjechał - otworzyłam szeroko oczy i w popłochu zaczęłam ogarniać włosy oraz wygładzać sukienkę. Nie minęła sekunda, jak w całym domu rozbrzmiał głośny dzwonek. Zerknęłam na Edwarda, ale ten wzrok miał już wbity z powrotem w telefon.

- Pani Evans przyjdzie za pięć minut.

- Co?! - spytał spanikowany nastolatek, patrząc na mnie z wyrzutem.

- Chyba nie sądziłeś, że po tym co się ostatnio wydarzyło, zostaniesz sam?

- Tak właściwie to...

- Ani słowa - wtrąciłam się mu w pół słowo, mrużąc groźnie oczy. Ed zamilkł, wiedząc, że lepiej się ze mną nie kłócić. Zresztą, nawet, by mu się nie udało, ponieważ ponownie usłyszeliśmy głośny dźwięk. Nie chcąc, by Matt dłużej czekał, ruszyłam w stronę drzwi i otworzyłam je na oścież.

- No dzień dobry - uśmiechnął się szeroko blondyn, wyciągając zza pleców średniej wielkości bukiet róż. Skrzywiłam się w duchu, ponieważ od zawsze uważałam je za przereklamowane.

- Dzień dobry, przystojniaku - oparłam się bokiem o próg, uśmiechając kokieteryjnie. Mężczyzna zamrugał dwa razy, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do tego, że kobieta go podrywała.

- Gotowa? - spytał, odzyskując pewność siebie.

- Chwila - ruszyłam do kuchni, gdzie nalałam wody do dzbanka i wsadziłam w nią bukiet. Widziałam głupią minę Edwarda, który wiedział, że nie lubiłam róż, więc posłałam mu znaczące spojrzenie, które tylko on mógł prawidłowo zinterpretować. Założyłam czarne szpilki i brązowy płaszczyk.

- Dwie godziny i masz być w domu, młoda panno! - usłyszałam głośny krzyk brata, a następnie jego śmiech, gdy tylko zamknęłam za nami drzwi. Pokręciłam głową, a Matthias zachichotał.

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now