34.

4.2K 152 11
                                    

– Jesteś pewna, że to tu?

– Tak wskazuje gps – zerknęłam jeszcze raz w telefon, ale adres był dobry. Church road.

– Wybrali się taki kawał drogi, by udać się do zoo? – Też nie mogłam w to uwierzyć. Przecież gdyby Edward z Chrisem powiedzieli mi, że chcieli pooglądać zwierzęta, udałabym się tu z nimi. Miałam wolne, po kolacji mogłam ich tu zabrać lub nawet dzisiaj. Dlaczego więc przyjechali sami i nocowali nie wiadomo gdzie?
Chwyciłam dłoń Ezekiela i pociągnęłam za sobą ku wejściu. Jako, że byłam szybsza, zapłaciłam za nasze wejście i zaraz znajdowaliśmy się wśród tłumu ludzi. – Gdzie teraz?

– Tam – kiwnęłam głową, ale i tak nie puściłam dłoni mężczyzny, nie chcąc się zgubić. Telefon doprowadził nas do wybiegu dla flemingów. Zaczęliśmy rozglądać się dookoła i, gdy dostrzegłam dwójkę rozbawionych nastolatków, oczy zaszły mi czerwienią.

– Edward – wyszeptał Chris, a jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. Dźgnął mojego brata w końcu w bok, a ten syknął, warcząc.

– Co?! – Blondyn nie odpowiedział. Wskazał na mnie tylko palcem, gdy stanęłam naprzeciwko. Przysięgam, że jakbyśmy znajdowali się w jakiejś bajce, za mną pojawiłaby się czarna mgła, a niebo zaszłoby szarością. W tle słychać by było grzmoty. Nie byliśmy jednak w żadnej, więc wciąż było słonecznie, a dzieci biegały dookoła, nie zdając sobie sprawy, że zaraz mogą stać się świadkami morderstwa. – Abigail...

– Nawet nie zaczynaj. – Ostrzegłam spokojnie, zaciskając mocno dłonie w pięści. Nie chciałam robić sceny. – Do samochodu, w tej chwili! – obaj chłopcy spuścili głowy na dół i zaczęli włóczyć nogami prosto na parking. Wymieniłam spojrzenie z Ezekielem i ruszyliśmy za nimi. Kiedy wszyscy zajęliśmy miejsca, nikt nie odważył się odezwać. Przez dobre dziesięć minut wymyślałam mowę, którą miałam zamiar przedstawić nastolatkom, ale wszystko szlag trafił, gdy usłyszałam cichy głos Edwarda.

– Abi, przepraszam. Gdyby nie to kłamstwo, nie pozwoliłabyś nam tu przyjechać.

– Skąd wiesz? Spytałeś? – Odwróciłam się w stronę brata, ale ten opuścił spojrzenie na dłonie. – Myślałam, że mamy dobre relacje, pełne zaufania oraz wsparcia, a ty po raz kolejny w krótkim czasie uświadamiasz mi, że nie powinnam była przesuwać granic, ponieważ nie jesteś jeszcze na to gotowy.

– Jestem! – Powiedział z mocą młody, w końcu patrząc mi w oczy. – Mamy tutaj znajomych, chcieliśmy po prostu spędzić z nimi miło czas bez ciebie czy innego dorosłego. Pojechaliśmy i dzisiaj byśmy wrócili, co w tym złego?

– A pomyślałeś o tym, co by się wydarzyło, gdyby coś wam się stało? Zapewniasz mnie, że nie chcesz zamieszkać z dziadkami, ale robisz wszystko co w swojej mocy, by sąd zmienił decyzję.

– Ale nic nam nie jest! – Krzyknął Edward, co zamknęło mi na chwilę buzię. Widziałam, że Chris chwycił przyjaciela za ramię, próbując uspokoić, ale było już zdecydowanie na to za późno. – Sama buntowałaś się w młodości, a teraz mi tego zabraniasz? Już zapomniałaś jak znikałaś z domu na kilka dni, nie mówiąc nikomu, gdzie masz zamiar nocować?

– Co ty niby możesz o tym wiedzieć, co? Byłeś smrodem, któremu musiałam przebierać pieluchy. Zresztą, gdzie mnie zaprowadziło to buntowanie się, co? Czy komukolwiek wyszło to na dobre?

– Na pewno nie tacie. – Wciągnęłam mocno powietrze, nie mogąc uwierzyć, że te słowa naprawdę opuściły usta brata. Ten także otworzył szeroko oczy, dopiero teraz uświadamiając sobie, że przesadził. – Abi, przepra...

– Nie, powiedziałeś już wystarczająco! – odwróciłam się z powrotem w stronę przedniej szyby i zapadłam się w siedzeniu. Ezekiel położył dłoń na udzie, ale zrzuciłam ją jednym ruchem. Nie chciałam, by mnie pocieszał bo to groziło popłakaniem się. Kiedy dojechaliśmy do domu Chrisa, jego mama czekała już na zewnątrz. Od razu ruszyła w naszą stronę i zamknęła syna w mocnym uścisku.

– Tak bardzo się o ciebie bałam. Cieszę się, że nic ci nie jest. – Pocałowała nastolatka w głowę, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, chociaż do śmiechu mi nie było. – Dziękuję, że przywiozłaś go całego i zdrowego.

– Nic się nie stało. Wiem, że to był ich wspólny pomysł, ale chciałabym, by chłopcy przez kilka dni się nie widywali. Myślę, że przerwa dobrze im zrobi.

– Mam tę samą opinię. Absolutnie nie uważam, że to była tylko i wyłącznie wina Edwarda, nadal mam go za dobrego chłopca oraz odpowiedniego przyjaciela dla mojego syna, ale powinni od siebie odpocząć.

– Dobrze, że się zgadzamy. Będę się już zbierać. Do zobaczenia – pomachałam kobiecie i zasiadłam na miejscu pasażera. Drogę do nas pokonaliśmy w ciszy. Szybko pożegnałam się z Ezekielem, obiecując później zadzwonić i ruszyłam w stronę domu, choć tę poważną rozmowę najchętniej przełożyłabym na inny dzień.

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now